Dalsza historia „Znachora” już na ekranach kin
W niedzielę w Bielsku Podlaskim odbędzie się premierowy pokaz filmu „Wnyki“, który jest kontynuacją telewizyjnego hitu „Znachor“. To projekt trzech bielskich zapaleńców.
Bożena Dykiel, Stanisława Celińska, Artur Barciś, Grzegorz Daukszewicz, Ksawery Szlenkier, Andrzej Beja-Zaborski, Aleksandra Grzelak - tych znanych aktorów zobaczymy w filmie „Wnyki”, czyli kontynuacji popularnego „Znachora”. Tak jak i w filmie Jerzego Hoffmana, i tu nie zabraknie twarzy bielszczan, którzy pojawią się w rolach trzecioplanowych lub jako statyści. Wśród nich jest pani Ludmiła, którą zwłaszcza starsi mieszkańcy Bielska określają mianem „Cytrynki” i kojarzą m.in. z tego , że w „Znachorze” pojawiła się na moment obok Jerzego Bińczyckiego.
W sklepie zobaczyć można było piękną Annę dymną
Premiera „Wnyków” odbędzie się już w niedzielę, 18 grudnia. Bielszczanie z niecierpliwością oczekują na ten moment. Wejściówki rozdawane na trzy kolejne seanse filmu rozeszły się w 45 minut. Ustawiały się po nie kolejki. I nic dziwnego, bo przecież film ten od początku tworzyli bielszczanie.
A wszystko zaczęło się w 2015 roku od z pozoru niewinnego pomysłu trzech społeczników z Bielska Podlaskiego. Filmowiec Marek Włodzimirow, aktor i twórca lokalnej grupy teatralnej Mateusz Sacharzewski oraz działacz białoruski i animator kultury - Tomasz Sulima postanowili nakręcić kontynuację filmu „Znachor”. Pomysł ten zgłosili do budżetu obywatelskiego miasta. I zdobył on ogromne poparcie. To także nie było zaskoczeniem, bardzo wielu bielszczan kojarzy ten film właśnie ze swoim miastem. A starsi jeszcze pamiętają jego plan filmowy. Do dziś - oglądając „Znachora“ - nie tylko przeżywają wzruszającą historię profesora Wilczura, ale także z sentymentem patrzą na ujęcia Bielska sprzed lat i wspominają, jak to w sklepie koło ratusza na żywo zobaczyć można było piękną Annę Dymną, czy przystojnego Tomasza Stockingera.
Miasto na nakręcenie „Wnyków” przeznaczyło 30 tys. zł. Ale to był dopiero początek. Kwota taka nie pozwalała bowiem nawet myśleć o nakręceniu profesjonalnego filmu. Ale nie zawiedli też inni: urząd marszałkowski, starostwo powiatowe, urząd gminy Bielsk Podlaski oraz lokalni przedsiębiorcy, którzy dorzucili ponad dwa razy tyle. I zebrało się 100 tys. zł. Z takimi pieniędzmi można było już startować. Scenariusz napisał Mirosław Miniszewski, a reżyserii podjął się Szymon Nowak.
- To nie pycha, ani bohaterstwo. To po prostu szaleństwo - mówili pomysłodawcy filmu. - Mierzymy się z czymś potężnym, ale w sposób romantyczny. Czy było warto się tego podjąć? Oczywiście! Takie akcje nie zdarzają się codziennie.
Ekipa filmowa pracowała niemal dzień i noc, zostawiając sobie jedynie parę godzin na sen. Film kręcono niemal przez całe wakacje, a planem żył Bielsk i okolice. Zresztą, o tym wydarzeniu stało się głośno w całym kraju.
Hasło „Znachor” jak magnez przyciągało też aktorów, i to z najwyższej półki. M.in. tych, którzy grali u Jerzego Hoffmana. Z braku czasu odmówiła niestety Anna Dymna. W jej ślady poszedł też Tomasz Stockinger, który początkowo wyrażał wielkie zainteresowanie projektem, ale ostatecznie musiał zrezygnować. Ale udało się namówić innych aktorów, a główną zachęto bynajmniej nie były wysokie gaże, bo na takie budżet nie pozwalał, a po prostu legenda „Znachora”
- Wszyscy odnosili się do pomysłu bardzo pozytywnie - opowiada Marek Włodzi-mirow, pomysłodawca filmu. - „Znachor” jest klasyką. Ten tytuł przyciąga nie tylko telewidzów. Poza tym dla aktorów sam projekt wydał się interesujący, do współpracy skłaniało ich też zaangażowanie twórców.
Z błogosławieństwem Jerzego Hoffmana
Nawet sam Hoffman dał symboliczne błogosławieństwo na nakręcenie tego filmu. Włodzimirow spotkał się z nim podczas „Pikniku militarnego” w Supraślu.
Pojawienie się każdej gwiazdy, choćby tylko na parę godzin, wzbudzało na planie ogromne emocje. Bielszczanie gromadzili się i obserwowali Bożenę Dykiel, która grała dokładnie w tym samym sklepie, w którym w „pierwszym Znachorze” Anna Dymna, jako Jolanta Wilczur, sprzedawała nici i tytoń. A zamiast hrabiego Czyńskiego (w tej roli w I części Tomasz Stockinger) pod sklep podjeżdżał motocyklem Jakub - główny bohater „Wnyków” grany przez Ksawerego Szlenkiera.
Sensację w bielskim szpitalu wywołało z kolei pojawienie się Artura Barcisia. A bielszczanki o głębokie westchnienia przyprawiał przechadzający się parkowymi alejkami Grzegorz Daukszewicz. On ze wszystkich przyjezdnych aktorów w Bielsku zabawił najdłużej i najchętniej fotografował się z mieszkańcami miasteczka.
Ale nawet gdy akurat na planie nie było gwiazd z pierwszych stron gazet, to i tak podczas każdego pleneru, czy to w Bielsku, Dubiczach, czy Parcewie zawsze pojawiał się tłum gapiów.
- Gdy byłam małą dziewczynką, przybiegałam w to miejsce, by patrzeć jak kręcą „Znachora” - wspominała jedna z pań podczas kręcenia scen na placu przy ratuszu. - Cieszę się, że teraz jako dorosła mogę oglądać tworzenie jego kontynuacji.
Co prawda reżyser, a tym bardziej dźwiękowiec nie raz utyskiwali na to, że - podczas ciszy na planie - ktoś w tłumie zaczyna głośno rozmawiać. Kilkakrotnie nawet drobny szelest zmuszał ekipę do powtarzania sceny z coraz bardziej zniecierpliwioną aktorką, która tylko na dwie godziny przyjechała z Warszawy. Ale cóż, musieli to znosić. W końcu robili film bielszczan, o bielszczanach i dla bielszczan. Nawet gdy do sklepu, w którym nagrywano właśnie kolejne już ujęcie z Bożeną Dykiel, weszła jakaś przypadkowa para przechodniów, to zdenerwowanie reżysera szybko minęło. Podobnie było podczas kręcenia sceny zbiorowej koncertu, gdzie statystami byli właśnie bielszczanie.
„Wnyki“ to opowieść o młodym dziennikarzu Jakubie, który po latach robienia kariery w dużym mieście wraca do rodzinnego Bielska . Tu zaczyna pracę w lokalnej gazecie. Spotyka też dawnego kumpla - Radka i poznaje wnuczkę profesora Wilczura - Jolantę Czyńską (Stanisława Celińska) oraz Marysię (Aleksandrę Grzelak), z która połączy go więź miłości... No i tak wpada we „Wnyki”.