Dariusz Borowy: Sam muszę się ogarnąć
Mimo że Dariusz Borowy nie jest trenerem Stilonu Gorzów od dwóch tygodni, to nadal nie jest w stanie spokojnie mówić o zwolnieniu z klubu.
Doszedł pan do siebie?
Bardzo powoli się otrząsam. Jednak nie ma co biadolić.
Spodziewał się pan zwolnienia?
Nie, choć szkoleniowiec zawsze powinien brać coś takiego pod uwagę. Jak idzie, wszyscy są ojcami sukcesu. Jak powinie się noga, ojciec porażki jest jeden. Niemniej po okresie przygotowawczym nie przypuszczałem, że życie napisze taki scenariusz.
Ma pan żal do władz klubu, że tak szybko podjęli tę decyzję?
Wierzyłem, że uda mi się wyciągnąć zespół z tarapatów. Liczyłem, że poprowadzę drużynę z Górnikiem Wałbrzych. Gdybym to zrobił, może odmieniłbym jego oblicze. To taka sportowa ambicja i złość na przeciwności losu. Z drugiej strony wiem, że prezesi zwolnili mnie po to, by ratować ekipę. Z tego względu rozumiem ich i nie mam oto pretensji. Być może styl, w jakim to się odbyło, mógłby być z inną, większą klasą.
Prezesi Stilonu chcieliby z panem nadal współpracować?
Nie chcę o tym mówić. Nie jestem na nikogo obrażony. Aczkolwiek nie jest dla mnie obojętnie, gdzie to wszystko się stało. To boli. W Stilonie grałem przez 25 lat jako zawodnik, trzy lata byłem trenerem. Trzy czwarte życia związałem z klubem. Zespół rozsypał się przed rozgrywkami. Nie dane nam było udowodnić w lidze swojej dyspozycji ze sparingów. W okresie przygotowawczym prezentowaliśmy się obiecująco. Graliśmy raz lepiej, raz gorzej, ale wygrywaliśmy i to przekonująco.
Skąd więc wziął się ten kryzys?
Wiadomo, człowiek teraz zastanawia się, czy sam nie popełnił błędów. Jednak trudno mówić o pomyłkach w przygotowaniach. Kontuzje wyeliminowały z gry trzech czy czterech zawodników, ale nie były to urazy mięśniowe i takie same u każdego. Nie mówię, że były plany awansu, ale chcieliśmy piąć się w górę.
Kontuzje to jeden z powodów?
Kiedy wszystko było zapięte na ostatni guzik, tydzień przed spotkaniem Miedzą II Legnica, straciliśmy wyjściowych graczy. Nawet dla zespołów lepszych to taki ubytek, z którym mało który klub poradziłby sobie. Dla nas brak Wojciecha Zawistowskiego i Patryka Bila w obronie to koszmar, choć Mateusz Mazalon pokazał się całkiem nieźle. Tyle że Bil był skuteczny i w defensywie, i w ofensywie.
Pod wodzą Dariusza Borowego gorzowianie wygrali 16 meczów na 29 rozegranych. Z tym, że wiosną nie zwyciężyli w ani jednym...
Liczył pan, że jak wrócą oni do gry, to wyniki będą lepsze?
W pierwszych meczach gra nie była tragiczna, ale wyniki były złe. Wierzyłem, że jak zaczną wracać kontuzjowani, to wrócimy do rezultatów, na które stać Stilon. Mam żal do losu, że nie było mi dane popracować w tych meczach, w których jesienią udowodniliśmy, że byliśmy mocni. Lechia Dzierżoniów, Piast Żmigród i Zagłębie II Lubin nie są słabe, a my dość przekonującą wygrywaliśmy z nimi. Liczyłem, że na wiosnę będziemy jeszcze silniejsi. Brakowało nam też szczęścia w kilku spotkaniach. Proza życia jest okrutna. Bardzo uczy pokory.
Był pan na Stilonie z Górnikiem?
Tak, z wałbrzyszanami było inne ustawienie, inni zawodnicy na pozycjach. Nie chcę tego oceniać. Współpracując z Wojciechem Łazarkiem nauczyłem się, że o innych trenerach powinno się mówić dobrze albo wcale. Nowy szkoleniowiec Adam Gołubowski miał bardzo mało czasu, by poznać chłopaków. Mnie było łatwiej przejąć drużynę po trenerze Arturze Andruszczaku. Sam byłem w klubie i wiedziałem prawie wszystko o niej.
Spadek Stilonu byłby katastrofą
To byłby dramat dla gorzowskiej piłki. Wierzę, że drużyna zaskoczy. Gdyby nowy trener zaczął wygrywać, to te zwycięstwa spadłyby na niego. Przegrane spadają i na mnie.
Co dalej będzie z panem?
Nie wiem, na razie nie mogę oglądać piłki nawet w telewizji. W ekstraklasie i w pierwszej lidze szkoleniowcy zarabiają tyle, że jak po roku stracą pracę, to następne pół mogą leżeć i czekać na propozycję pracy. A w drugiej, trzeciej czy czwartej lidze trenerzy zarabiają mało. Gdy dostanie się kopa w tyłek, zaczyna się panika, co włożyć do garnka. Dziś myślę o rodzinie, szuka dla siebie roboty. Sam muszę się ogarnąć. Nie wiem, czy nadal będę w piłce...