W Żorach znają go niemal wszyscy. Poznajcie Dariusza Filaka, człowieka na wózku inwalidzkim. Energii i determinacji można mu pozazdrościć.
W każdej miejscowości jest taka osoba, którą znają wszyscy mieszkańcy. Jedni osobiście, inni z widzenia. Nie dlatego, że jest prezydentem, osiągającym sukcesy sportowcem czy wielkiej sławy muzykiem. Wystarczy, że jest aktywnie działającym mieszkańcem.
Taką osobą w Żorach jest Dariusz Filak. Można go spotkać niemal na każdej miejskiej imprezie kulturalnej. Działa w zarządzie dzielnicy Kleszczówka. Regularnie przeprowadza wywiady z aktorami i muzykami, prowadzi bloga. Ktoś powie: „Nic nadzwyczajnego, takich osób w Polsce są setki”. Otóż nie. Bo pan Dariusz porusza się na wózku inwalidzkim. Nie zamknął się w czterech ścianach. Na co dzień daje przykład, jak aktywnie żyć w mieście - nie tylko osobom z niepełnosprawnością, ale także ludziom, którzy na co dzień nie borykają się z żadnymi zdrowotnymi ograniczeniami. - Wyjątkowa postać - mówią o nim ludzie w Żorach.
Tata wyciągał go z domu
Koncert, spotkanie autorskie, kabaret… Wydaje się, że żadna impreza kulturalna w Żorach nie może się odbyć bez obecności Dariusza Filaka. Naprawdę bardzo rzadko się zdarza, że go nie ma. Mimo że np. w Miejskim Ośrodku Kultury do tej pory nie wybudowano windy (do czego jeszcze wrócimy). Kiedy tylko może, wjeżdża na salę swoim charakterystycznym, ale już bardzo wysłużonym elektrycznym wózkiem, sterowanym za pomocą dżojstika. Delektuje się muzyką, wsłuchuje się w słowa często zapraszanych pisarzy, szeroko uśmiecha się oglądając kabaretowe skecze.
- Kocha kulturę. Uwielbia uczestniczyć w tych wydarzeniach. Od wielu, wielu lat jest widywany w Żorach na różnego typu imprezach. Jest bardzo dobrze znany w środowisku kabaretowym - opowiada Grzegorz Granek, kolega pana Dariusza z Żor.
Dariusz Filak przyznaje, że kulturę trochę zaszczepiła w nim... Telewizja Polska. Niektórych może to dziwić, a niektórych nie. Ale nie ma na myśli obecnej TVP, a tę sprzed kilkudziesięciu lat. Choć uważa, że poziom informacji w niej jest cały czas podobny. Słaby. - Sama kultura stała na wyższym poziomie niż teraz w telewizji publicznej. Filmy Bergmana czy Felliniego to była górna półka... - wspomina Filak. Filmy są jego pasją. W kinie jest stałym gościem. Dużo też czyta. Od dziecka w realizacji pasji pomocni byli rodzice. Pomagali w wypożyczaniu książek, w poszukiwaniu materiałów. Kiedy nie chciał wychodzić na dwór, tata sprytnie wyciągał go z domu, opowiadając ciekawe historie. Pokazywał świat poza murami. Filak szybko zaczął działać w kościelnej Oazie. Potem na innych polach.
Filak pisze nosem, a Owsiak jest w szoku
Nie tylko jest widzem. Wydarzenia relacjonuje w mediach elektronicznych. Przeprowadza między innymi wywiady z aktorami, muzykami. Radzi sobie, choć musi pokonać jeszcze inną barierę - komunikacyjną. Osoby, które wcześniej nie miały okazji poznać pana Dariusza, mają problem ze zrozumieniem, co mówi. Często za tłumacza pomaga żona - Sylwia Paradowska.
- Mąż przepytuje rozmówców przez Facebooka. Przesyła odpowiednio wcześniej pytania. Po otrzymaniu odpowiedzi materiał trafia do internetu i do Miejskiego Ośrodka Kultury, czasem wykorzystują to okoliczne portale internetowe - opowiada Sylwia Paradowska. Mogłoby zabraknąć miejsca na tej stronie, żeby wymienić wszystkie osoby, które Dariusz Filak przepytywał. Artur Andrus, Jacek Fedorowicz...
Kiedy nie ma żony w pobliżu, czasem zmuszony jest pisać... nosem. Związana jest z tym ciekawa anegdota.
- Siedziałem kiedyś w redakcji „Nowej Gazety Żorskiej”. Redaktor naczelny Bogdan Wita przyszedł razem z Jurkiem Owsiakiem i powiedział: To jest redaktor Filak, on mi daje najwięcej tekstów, a pisze nosem. A Owsiak na to: „Osz kur...” - opowiada z uśmiechem 57-latek z Żor. Dziennikarstwo ma we krwi. Ta pasja rozwijała się w nim od wielu lat.
Jego działalność doceniają w Miejskim Ośrodku Kultury. - Cenię sobie współpracę z panem Dariuszem. Przeprowadza wywiady nie tylko ze znanymi aktorami czy muzykami, ale także instruktorami z MOK-u, osobami działającymi w żorskiej kulturze. To świetna promocja tego, co się dzieje w Żorach - przyznaje Stanisław Ratajczyk, dyrektor MOK.
Rozmawiając z Dariuszem Filakiem w jego pokoju, nie sposób nie zauważyć dziesiątek identyfikatorów akredytacyjnych, wiszących na jednej ze ścian. Choć wcale nie byłyby mu potrzebne przy wejściu, bo w mieście znają go wszyscy. Także ochroniarze zabezpieczający imprezy.
Przez lata relacjonował m.in. wydarzenia sportowe oraz sesje rady miejskiej. Do dziś wiele osób się śmieje, że takich koalicji jak on, to nikt inny w Żorach, a może i w całej Polsce nie mógłby zawiązać. O co chodzi? Z powodu braku windy wnoszenie z wózkiem pana Dariusza na salę sesyjną łączyło radnych i prezydentów wszystkich opcji. Kiedy padało pytanie, czy się wybiera na salę obrad, z uśmiechem odpowiadał. - Zaro przyjda, tylko poszukom chłopaków (do pomocy - red.).
Teraz nie musi już jeździć na sesje, bo relacjonowane są w internecie. Przy okazji podkreśla, że jakość dźwięku i obrazu pozostawia wiele do życzenia i nie zachęca to mieszkańców do śledzenia obrad.
Bloger i komentator życia
Od 2010 roku Filak prowadzi też blog, gdzie komentuje nie tylko problemy lokalne. Odnosi się też do sytuacji w Polsce. Czasem dość dosadnie. Uważa, że tak trzeba, bo należy być szczerym. - Załapałem się na fragment konferencji biskupów na temat pedofilii w polskim Kościele katolickim - wspomina. - O nie, w tym przypadku nie było sympatycznie. Napiszę szczerze. Ja bym się z tymi hierarchami nie dogadał. Miałbym problem dostać piwo nawet za swoje pieniądze. Ba. Ja ich nie rozumiem, a nie oni mnie. Po prostu to jest kosmos. Oni potrzebują tłumacza. Naprawdę! To, co usłyszałem podczas tej konferencji, naprawdę było z innego świata. Miałem wrażenie, że słucham sekretarzy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Biskupi jakoś tak dziwnie nie potrafią wypowiedzieć jednego prostego słowa, a mianowicie „przepraszam”. Och! To jest ponad ich zasięgiem. Może nie mają WiFi. Nie są podłączeni do twardego dysku, czyli do Boga. Wyobrażam sobie Jezusa, który gdzieś tam w kosmosie siedzi i patrzy. Myśli sobie: co oni gadają - tak brzmi fragment jednego z jego ostatnich wpisów na blogu w marcu. Przy okazji - na podstawie jego rozmów i wpisów wydana została publikacja „Dziennik pisany nosem”.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień