Dariusz Laksa z Bytomia startuje w maratonach na siedmiu kontynentach
Gdyby ktoś zliczył przebiegnięte przez niego kilometry, wyszłoby, że na nogach okrążył już Ziemię. Dariusz Laksa, maratończyk z Bytomia zaliczył maratony na pięciu kontynentach. Pozostały mu jeszcze Australia i Antarktyda. Ma też kolejny cel. - Przebiec Wielki Mur Chiński. Wystarczy mi na to pół roku - zapewnia.
Mówi, że nie ma dla niego rzeczy nie do zrealizowania. - Moją dewizą jest "Niemożliwe nie istnieje" - mówi Dariusz Laksa z Bytomia. Jest nauczycielem wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej nr 54 im. Wacława Kuchara w bytomskiej dzielnicy Miechowice. Prowadzi klasy sportowe o profilu lekkiej atletyki. Zależy mu, żeby dzieci uprawiały sport, zachęca do biegania uczniów i ich rodziców. Jeśli ktoś się przewija w pobliżu basenu, boiska albo sali gimnastycznej, jeszcze nie gotowy do wuefu, od razu reaguje. - Czemu nie ćwiczycie? - pyta migających się. - A potem brzuchy wam urosną - komentuje.
Ma 30 lat, a od 17 intensywnie biega. Najpierw były krótsze dystanse, ale pięć lat temu wybrał maratony. - Miałem świetnego nauczyciela, Jarosława Baranowskiego. To on zachęcił mnie do tego, żebym poszedł w tym kierunku, w którym mam predyspozycje - opowiada maratończyk. - Biegi zawsze mi dobrze wychodziły, miałem wyniki. Skończyłem Akademię Wychowania Fizycznego w Katowicach, od czterech lat należę do Klubu "Meta" Lubliniec i biegam te swoje maratony - dodaje.
Ponad rok temu stwierdził, że może biegać nie tylko dla siebie, ale i dla innych. Wymyślił projekt "7 kontynentów, 7 maratonów, 7 szkół". Idea była prosta: on przebiegnie maratony na siedmiu kontynentach, ale w zamian sponsorzy pomogą wybranym przez niego bytomskim szkołom. Od lutego ubiegłego roku do marca 2015 roku zaliczył już maratony na... pięciu kontynentach. Gdyby podsumować je krótko, wyszłoby na to, że Sahara Zachodnia pomogła SP nr 54, Bratysława - SP nr 3, Vancouver - SP nr 28, Rio de Janeiro - SP nr 23, a Sapporo - SP nr 44. Wystarczyło tylko, żeby Dariusz Laksa przebiegł za każdym razem maraton, czyli 42 kilometry i 195 metrów.
Luty 2014 roku to początek projektu i start w maratonie w Afryce. - Był to maraton charytatywny na rzecz Sahary Zachodniej, której niepodległość uznało tylko 50 państw. - Tam była akurat zima i zaledwie 28 stopni ciepła. Poza tym piach, żwir i żadnej możliwości schowania się w cieniu - opowiada Dariusz Laksa. - Byłem tam jedynym Polakiem i zająłem drugie miejsce - dodaje. Osiągnął czas - 3 godziny, 10 minut i 18 sekund. Ale najważniejsze, że pomógł Szkole Podstawowej nr 54, gdzie uczy. Sponsor, dzięki startowi Darka, wyposażył w kafle i gumolit nowo rozbudowaną szkolną świetlicę.
Po Afryce przyszła kolej na Europę. Dwa miesiące po starcie na Saharze, w kwietniu 2014 roku odbył się maraton w Bratysławie. - Szykowałem się na to, że pobiję swój rekord życiowy, który wynosi 2 godziny, 43 minuty i 51 sekund - opowiada maratończyk. - Ale cztery kilometry przed metą dopadła mnie kontuzja, naderwałem mięsień. Z bicia rekordu wyszły nici, choć zająłem 49 miejsce na ponad dwa tysiące startujących. Miałem czas - 3 godziny, jedna minuta, 28 sekund. Trzeba pamiętać, że maraton to bardzo wyczerpujący bieg, a bicie rekordów kilka razy, nie jest proste na przestrzeni jednego roku - tłumaczy. Gdyby jednak nie dobiegł do mety, uczniowie SP nr 3 w Bytomiu nie mieliby przez rok darmowego pływania na krytej pływalni. A mają, bo o to chodziło w tym biegu.
Z niewyleczoną kontuzją miesiąc później, czyli w maju 2014 roku pojechał do Vancouver. - W maratonie wystartowało około 10 tys. osób, ja z czasem 3 godz. 35 minut i 40 sekund byłem między 200 a 300 miejscem. Tez byłem tam jedynym Polakiem. Musiałem wystartować, żeby projekt nie przepadł - tłumaczy. Szkoła Podstawowa nr 28 otrzymała od sponsora sprzęt sportowy.
Kontuzja była już wyleczona, Dariusz Laksa szykował się do czwartego już maratonu - w Rio de Janeiro, gdy złamał nadgarstek. - Miałem operację i wkręcaną śrubę w nadgarstku, a w czerwcu 2014 roku zaplanowano maraton w Ameryce Południowej - relacjonuje maratończyk. - Przez sześć tygodni nie biegałem, bo leczyłem się. I bez przygotowania, z ręką w gipsie, wystartowałem w Rio de Janeiro. Musiałem, bo projekt - tłumaczy kolejny raz. - To była masakra. Starczyło mi sił na 24 kilometry biegu, pozostałe 18 przeszedłem, żeby tylko minąć metę - dodaje. Jego czas to 4 godziny, 55 minut. Szkoła Podstawowa nr 23 otrzymała zaś sprzęt sportowy.
Ostatniego sierpnia 2014 roku był zaplanowany maraton w Sapporo, w Japonii. Wilgotność powietrza wynosi tam 92 procent. Wystarczy wyjść na ulicę i już się jest mokrym, a co dopiero biegać. - Do tego startu się przygotowałem, a co więcej drugą część dystansu pobiegłem szybciej niż pierwszą, czyli tak, jak powinno się biegać maratony - opowiada. - Mój czas to 3 godziny, jedna minuta i 22 sekundy, czyli prawie taki sam, jak w Bratysławie, a tu zająłem 415 miejsce na ponad 10 tys. startujących. W Japonii jest wielki boom na bieganie maratonów, Japończycy mają zawsze świetne czasy. Też tam byłem jedynym Polakiem, a na pamiątkę dostałem książeczkę startową z wszystkimi nazwiskami. Co kilka stron zapisanych japońskimi znakami, pojawia się w niej europejskie nazwisko - opowiada. Dzięki jego startowi w Japonii, SP nr 44 dostała 400 litrów farby na pomalowanie szkoły.
Co teraz? - Sydney. Już wszystko mam tam zarezerwowane cieszy się bytomianin. - Maraton odbędzie się za cztery miesiące, w lipcu. Będzie tam zima, czyli gdzieś 25 - 28 stopni ciepła - wylicza. Jeśli się uda dotrzeć do mety, to SP nr 42 doposażona zostanie w sprzęt w sali zabaw dla dzieci.
Ostatni kontynent to Antarktyda. - Tam co roku odbywa się w lutym elitarny maraton, w którym startuje tylko 120 osób - opowiada Dariusz Laksa. - Wygląda to tak, że zakwalifikowani uczestnicy lecą do Santiago de Chile i tam czekają aż temperatury będą znośne. Gdy jest OK, to wszyscy szybko się pakują i lecą na Antarktydę. Podczas ostatniego maratonu biegano przy minus 15 stopniach Celsjusza. Jest lód, śnieg, ważne, żeby nie było zamieci śnieżnej - dodaje. Maraton zaplanowano w lutym 2016 roku. Darek rozpoczął już rozmowy ze sponsorami i starania, żeby się do niego zakwalifikować. Bo na sprzęt sportowy czeka Szkoła Podstawowa nr 43.
Dariusz Laksa trenuje codziennie, bieganie zajmuje mu około dwóch godzin. Biega w miechowickich lasach, bez względu na porę roku, niedziele czy święta. - W święta to trenuję nawet dwa razy dziennie, bo mam wtedy czas - śmieje się.
Jeśli mu się uda zakończyć projekt "7 kontynentów, 7 maratonów, 7 szkół", wcale nie zamierza przestać biegać. - Chciałbym przebiec Wielki Mur Chiński, który cały widać chyba tylko z kosmosu. Daję sobie dwa lata na przygotowanie do tego projektu. Mur ma 8,5 tys. kilometrów, ale do przebiegnięcia jest tylko 6,5 tys, bo reszta to góry i cieki wodne. Do Chin musiałbym wyjechać na pół roku, codziennie miałbym do pokonania około 55 kilometrów - mówi Dariusz Laksa. - To duże przedsięwzięcie, ale do zrealizowania. Oprócz mnie musiałby jechać fizjoterapeuta, tłumacz języka chińskiego i kilka osób do pomocy.
A na razie zakłada dres i biega, biega, biega. - Ziemię to już okrążyłem - według równika - gdyby podliczyć zrobione przeze mnie kilometry - mówi Dariusz Laksa. Równik ma 40 tys. 076 kilometrów.