Dariusz P. to psychopata. Spalił rodzinę, bo chciał się uwolnić
Wczoraj w sądzie w Rybniku zapadł wyrok w sprawie podpalacza z Jastrzębia-Zdroju. Dostał dożywocie! Sędzia wskazywał, że Dariusz P. potrafił w sztuczny sposób wywołać płacz, co było znamienne, bo podczas odczytywania wyroku nie uronił ani jednej łzy, choć wcześniej - gdy mówiono o śmierci jego najbliższej rodziny - często zalewał się łzami. Prokurator Karina Spruś powiedziała: - Przez to, że ofiarami były dzieci, ten proces na długo zostanie w pamięci.
Dariusz P. dopuścił się wielkiej zbrodni, a w chwili zdarzenia był osobą w pełni poczytalną i wiedział, co robi, podkładając ogień w kilku miejscach swojego domu, w nocy, kiedy wszyscy domownicy spali. Skazał ich na pewną śmierć! Tylko dlatego, że Wojciech P. obudził się tej nocy, kiedy piętro niżej szalał pożar, że zdołał zadzwonić pod numer alarmowy 112 i wezwać pomoc, jego imienia nie wymieniamy obok matki i rodzeństwa jako jeszcze jednej ofiary, którą oskarżony pozbawił życia - uzasadniała wczoraj sędzia Grażyna Suchecka, referent w głośnej sprawie podpalacza z Jastrzębia-Zdroju.
Dariusz P. podłożył 10 maja 2013 roku ogień w rodzinnym domu przy ul. Zdziebły i doprowadził do tragicznego pożaru, w którym zginęli jego żona Joanna i czworo dzieci: 4-letnia Agnieszka, 10-letni Marcin, 13-letnia Małgorzata i 18-letnia Justyna. Cudem ocalał jedynie syn Wojtek. Wczoraj Sąd Okręgowy w Gliwicach - wydział w Rybniku skazał oskarżonego na dożywocie.
CZYTAJ KONIECZNIE TYLKO W DZIENNIKU ZACHODNIM:
WSTRZĄSAJĄCE WYZNANIA DARIUSZA P. ZANIM ZOSTAŁ ARESZTOWANY
Ta zbrodnia wstrząsnęła całą Polską, a mieszkańcy Jastrzębia-Zdroju od ponad trzech lat zastanawiali się, co zdarzyło się 10 maja 2013 r., kiedy w rodzinnym domu przy ul. Zdziebły wybuchł tragiczny pożar. Wczoraj w sądzie rozwiano wszelkie wątpliwości: ogień podłożył Dariusz P. Chciał spłacić długi, więc najpierw, miesiąc przed pożarem, ubezpieczył rodzinę na wypadek śmierci wskutek nieszczęśliwego wypadku, za co otrzymałby 600 tys. złotych, a potem postanowił ich zabić. Ale - jak wskazywali sędziowie - pieniądze to nie był jego jedyny motyw.
PROKURATOR ŻĄDAŁ DOŻYWOCIA
- Zdaniem sądu, motywem działania była też chęć uzyskania swoistej wolności od rodziny, którą stworzył. Oskarżonego charakteryzuje łatwość wysławiania się, powierzchowny urok, egocentryzm, przesadne poczucie własnej wartości, brak wyrzutów sumienia, poczucia winy, brak empatii, skłonność do oszukiwania i manipulacji, płytkość uczuć oraz to, że potrafi w pełni kontrolować swoje postawy i zachowania, co również było zauważalne podczas rozpraw - wyliczała sędzia Grażyna Suchecka. Wskazała także, że tak surowa kara, czyli dożywotnie pozbawienie wolności, czyni zadość poczuciu sprawiedliwości, a każda inna kara byłaby zbyt łagodna dla człowieka, który zdecydował się skazać na tak okrutną śmierć bliskich. - Dopuścił się zbrodni wobec członków najbliższej rodziny, żony i dzieci, z niskich pobudek. Będzie więc mógł starać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie nie wcześniej niż po upływie 35 lat wykonywanej kary - dodała w podsumowaniu.
Dariusz P. preparował SMS-y, by stworzyć sobie alibi, od samego początku próbował zrzucić winę na innych, sugerując nawet, że do pożaru mógł doprowadzić jego syn Wojtek. Biegli rozpoznali u niego osobowość psychopatyczną. Uderzała ich płytkość uczuć oskarżonego, sztuczny, wymuszony płacz, bez głębszego przeżywania i zauważalna umiejętność szybkiego podejmowania przez niego kolejnych wątków - mówiła w podsumowaniu sędzia Grażyna Suchecka, referent w głośnej sprawie podpalacza z Jastrzębia. Wczoraj w sądzie w Rybniku zapadł wyrok w szokującej sprawie Dariusza P. Sąd nie miał żadnych wątpliwości, że to oskarżony zamordował żonę oraz czworo dzieci. Wyrok: dożywocie! Dariusz P. będzie mógł ubiegać się o przedterminowe zwolnienie dopiero po upływie 35 lat odbywania kary.
Dariusz P. posiedzi 35 lat
Dożywocie dla podpalacza
Sędzia krok po kroku obalała tezy, jakie stawiał Dariusz P. podczas procesu, które dotyczyły - jego zdaniem - przyczyn pożaru. Była mowa m.in. o pożarze, który miał zacząć się od terrarium żółwia lub spadających z sufitu, podpalonych elementów. Sędzia podkreślała, że kiedy członkowie rodziny P. walczyli o życie, Dariusza P. nie było w warsztacie w Pawłowicach, jak twierdził, co potwierdził przekaźnik BTS-u, do którego zalogował się jego telefon.
- Działając z bezpośrednim zamiarem pozbawienia życia Joanny P. i dzieci, Agnieszki, Marcina, Małgorzaty, Justyny, Wojciecha, wprowadził zdarzenie zagrażające życiu i zdrowiu wielu osób w domu przy ul. Zdziebły. Kilkakrotnie podjął próbę podłożenia ognia na parterze budynku - mówił sędzia Ryszard Furman, prowadzący sprawę.
Jako miejsca zapalne wymieniono: worek foliowy z pustymi butelkami, dwie bluzy typu polar, część zasłonki znajdującej się po lewej stronie drzwi balkonowych, terrarium żółwia, miejsce przy bukiecie sztucznych kwiatów.
CZYTAJ KONIECZNIE:
WSTRZĄSAJĄCE WYZNANIA DARIUSZA P. ZANIM ZOSTAŁ ARESZTOWANY
- Nie przyczyniło się to jednak do rozprzestrzenienia niekontrolowanego wybuchu ognia. Stało się tak za to przy podpaleniu w rejonie szafy, naprzeciwko deski do prasowania, która znajdowała się na korytarzu kondygnacji piętra - mówił Ryszard Furman. Wskutek tego podpalenia ogniem zajął się sufit i klatka schodowa na piętrze. Zadymienie pojawiło się z kolei na piętrze i poddaszu, z dużą emisją tlenku węgla oraz cyjanowodoru. Jak wyliczał sędzia, żona oskarżonego i jego czworo dzieci doznało poważnych oparzeń ciała, ale główną przyczyną śmierci była zaostrzająca się niewydolność krążeniowo-oddechowa. Po prostu się udusili. - Oskarżony zaplanował, przygotował, a potem precyzyjnie wykonał poszczególne czynności, które finalnie doprowadziły do śmierci jego żony i dzieci. Chciał zabić członków swojej najbliższej rodziny - mówiła sędzia Grażyna Suchecka.
Jak podkreślała, przekonanie o winie oskarżonego sąd oparł na całokształcie materiału dowodowego. Ustalono, że rodzina P. przez wielu była stawiana jako wzór. Dzieci były radosne, pełne energii, rozwijały się w wielu dziedzinach. Rodzina i sąsiedzi nie zauważali konfliktów czy napięć, a sama rodzina P. była wierząca, udzielała się w życiu kościoła, oskarżony pełnił nawet funkcję szafarza w pobliskiej parafii. W jego niewinność do tej pory jako jedyny spośród rodziny wierzył Wojciech P., ocalały syn. Po ogłoszeniu wyroku obrona zapowiedziała także, że złoży wniosek do Sądu Apelacyjnego.
WYROK Podpalacz z #Jastrzębie skazany: dożywocie SZCZEGÓŁY https://t.co/UIAGmCv54k https://t.co/0RK0SbY9nL
— Dziennik Zachodni (@zachodni) December 19, 2016
- Dla mnie to, co miało składać się na łańcuch poszlak nie jest takie pewne, jak mogłoby się wydawać. Jako obrońca mam wątpliwości, czy oskarżony zabił swoją rodzinę - mówił mecenas Eugeniusz Krajcer. Żadnych wątpliwości nie ma z kolei prokurator Karina Spruś z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Podkreśla, że głośna sprawa podpalacza z Jastrzębia-Zdroju zostanie przez nią na długo zapamiętana. - A to z uwagi na ilość ofiar i fakt, że tymi ofiarami były dzieci. Pokrzywdzonym życia nie wrócimy, ale myślę, że oddźwięk społeczny wyraźnie wskazuje na to, że takie zbrodnie nigdy nie pozostaną bezkarne.
Zobaczcie fragment reportażu o podpalaczu z Jastrzębia.
Oskarżony dopuścił się ohydnej, wstrętnej zbrodni - mówiła prokurator Karina Spruś. Wyrok nie jest prawomocny.