Sprawa unijnej dotacji na budowę hal rybackich zakończyła się po myśli władz miasta.
- Od początku byłem przekonany, że mamy rację i o żadnym zwrocie kilku milionów unijnej dotacji nie mogło być mowy - mówi Arkadiusz Klimowicz, burmistrz Darłowa, który dostał właśnie pismo od prezesa Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Wynika z niego, że miasto nie musi zwracać łącznie blisko 7 milionów złotych unijnej dotacji.
- Czasami tak jest, że z dużej chmury pada bardzo mały deszcz, a kiedy medialna mgiełka opada, to zostaje prawda, a prawda jest taka, że roszczenie ze strony agencji było bezzasadne - podkreśla burmistrz, który nie chce dorabiać dodatkowej ideologii do sprawy, choć warto przypomnieć, że gdy temat ujrzał światło dzienne, to nie brakowało komentarzy, że to polityczna zemsta ze strony nowej władzy na mieście, w którym od lat dominującą siłą polityczną jest Platforma Obywatelska. Politycznych komentarzy nie ma dziś oczywiście też ze strony ARiMR.
- Prawdą jest, że sprawa zakończyła się po myśli władz miasta. Skończyło się tylko na niedużych kwotach w skali całego projektu, które miasto już uregulowało - powiedziała nam Agnieszka Szymańska, rzecznik prasowy ARiMR i dodała, że temat wyjaśniono już ostatecznie.
Dość głośna medialnie sprawa dotyczyła budowy hal rybackich i inwestycji portowych w Darłowie, na które miasto zdobyło unijne wsparcie. Po kontrolach zażądano zwrotu 5 milionów złotych dotacji wraz z odsetkami, czyli łącznie ok. 7 mln. Jako powód wskazano, że część hal magazynowych nie była wykorzystywana zgodnie z przeznaczeniem. W ostatnich pismach do miasta agencja nie wyjaśniła jednak, co wpłynęło na zmianę jej decyzji. W biurze prasowym usłyszeliśmy tylko, że miasto zadeklarowało współpracę w zakresie jak najlepszego wykorzystania obiektów.