Dawne wierzenia Podlasian
Jednym z najstarszych wierzeń Podlasia jest kult voo doo i jego utajniona odmiana, czyli kult bim-broo.
Obrzędy voo-doo rozpoczynają się już o świcie w tak zwanej małej gastronomii i kończą się wieczorem na tak zwanej dużej gastroskopii. Obrzędy bim-broo zaczynają się od zacierania zacieru, a kończą się na... zacieraniu śladów. Całą resztę wypełnia destylacja i degustacja. Większość wyznawców destyluje białą magię, choć są też zwolennicy kolorowej, z magią wiśniową na czele. Po udanym rytuale, miksturę rozlewa się do kanistrów i plastikowych butelek. Zgodnie z niepisanym zwyczajem pierwszą butelkę ofiarowuje się duchom opiekuńczym gminy z prośbą, by nie naruszali spokoju miejsc kultu.
Nikt inny nie może z tej butelki pić, a nawet jej dotykać. To jest właśnie tabu, skrót od dawnej formuły: „Ta-bu-telka dla milicji”. Następnie rozpoczyna się obrzęd libacji. Jej celem jest osiągnięcie odmiennego stanu świadomości. Choć bywają też wypadki osiągnięcia odmiennego stanu cywilnego albo odmiennego stanu skupienia. Incydentalnie zdarzają się przypadki lewitacji, ale właściwie każdy z nich kończy się bolesnym incydentem grawitacji. Nierzadkie są przypadki odurzenia, oburzenia, a nawet opętania. Najrzadziej dochodzi do przypadków opamiętania.
Praktycznie zanika obecność bębnów czy szamana. Dziś robi się wszystko na pusty bęben, czyli bez szamania. Dietetycy apelują o zaniechanie tego rodzaju obrzędów, bo mogą doprowadzić do obrzęków; niestety bezskutecznie.
Jeśli chodzi o dziedzictwo kulturalne związane z kultem voo-doo, to do obecnych czasów przetrwała jedynie śpiewogra „Kto urodzony w styczniu”. Rytualną biesiadę kończą obrzędy przejścia. Z miejsca libacji do domu. W wielu przypadkach są to obrzędy przepełźnięcia lub nawet przeniesienia. Wówczas dochodzi często do momentów zwrotnych w życiu uczestników obrzędu. Najczęstsze momenty zwrotne występują po promocyjnych jogurtach i zasiedziałem bigosie. Wówczas pojawiają się przypadki apostazji i odejścia od kultu voo-doo. Z reguły krótkotrwałe.
Zmieniła się też mocno kwestia rzucania uroku. Podlascy wyznawcy voo-doo mają w sobie sporo uroku, ale nie zawsze potrafią go używać. A jeśli nie urok, to... wiadomo co. Ale i na to jest stara, kultowa rada: napar z czosnku niedźwiedziego. Niestety, czosnek niedźwiedzi jest pod ochroną, ale można zastąpić go marchwią. Marchew jest częściej spotykana i bezpieczniejsza, gdyż nie można jej pomylić z borowikiem szatańskim. Na wszelki wypadek jednak przypominamy: borowik szatański nie ma pod kapeluszem blaszek, a marchew nie ma kapelusza.
Jeśli chodzi o laleczki do voo-doo, to najlepsze śpiewają w zespołach ludowych. Żeby uruchomić ich działanie niekonieczne jest nakłucie szpilką, wystarczy szczypnięcie w pośladek albo dwa drinki. Żeby odwołać działanie laleczki wystarczy krótkie zaklęcie, a najlepiej zaklnięcie.
Zanikające wierzenia i kulty mają to do siebie, że z biegiem czasu zanikają. Jednak podlaski kult bim-broo i bimbru w miarę zanikania coraz bardziej się rozwija. Powstało nawet muzeum bimbrownictwa, które jest najchętniej odwiedzanym muzeum w mieście, chociaż znajduje się poza miastem.
W piątki, gdy nie będzie gorących tematów politycznych, będziemy wracać do „Dawnych wierzeń Podlasian”, a skoro już wspomnieliśmy o polityce, to zaanonsujmy kolejny odcinek cyklu, którym będzie kult bałwanów.