Demokracja to przykrywka walki o władzę
Jeszcze kilka lat temu wyobrażano sobie i powszechnie mówiono, że demokracja jest w stanie zagwarantować społeczeństwom pokój, czego dowodem miała być Europa, która po II wojnie światowej, przez dziesięciolecia zaznaje pokoju. Nie było to prawdą.
Wystarczy wymienić tylko ważniejsze epizody, takie jak brutalne i krwawo tłumienie przez wewnętrzne siły protestów robotników w NRD w 1953 r. i w Poznaniu w 1956 r., zgniecenie przez armię radziecką wolnościowego zrywu Węgrów w 1956 r., albo zbrojny najazd wojsk Układu Warszawskiego w 1968 r. na zbuntowaną przeciwko komunistom Praską Wiosnę. Nie można też pominąć wojny na Bałkanach po rozpadzie Jugosławii.
A to przecież niepełny, ale wymowny obraz ówczesnego świata, w którym państwa bloku wschodniego, w świadomości Zachodu, nie były traktowane jako europejskie. Może właśnie z tego powodu Zachód uważał, że to właśnie dzięki demokracji zaznał pokoju przez dziesiątki lat?
Nie trzeba było zbyt długo czekać, by ta sielankowa wizja Europy poczęła się zamazywać, by w pewnym momencie zmieniła się sytuację nie tylko w Europie, ale i na całym świecie. Po II wojnie światowej wojną były objęte ogromne przestrzenie globu. Wojna koreańska, wietnamska, wojna na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza zbrojny konflikt w Palestynie, niezliczone walki w Afryce, w Ameryce Środkowej i Południowej, niektóre z nich trwające do dziś.
Uświadamiają nam, że marzenie o wolności i niepodległości o pokoju, jest niezmiernie trudne do zrealizowania, ponieważ człowiek nie jest w stanie pozbyć się żądzy panowania nad innymi i czerpania z ich uciemiężenia, korzyści.
Żądza zdobywania dóbr materialnych przez poddanie sobie tych, których można zredukować do statusu niewolnika, jest niestety pierwszą przyczyną wojen, niesprawiedliwości i pogardy w stosunku do innego człowieka, traktowanego jedynie jako element wytwarzania dóbr materialnych. W takich układach chodzi tylko o produkt tworzony przez człowieka, bo on sam, jako człowiek się nie liczy.
Znajomość prawdy o sobie i przyznanie się do niej to wielka cnota pokory
Dziś, zarówno w Europie, jak i na świecie, nie możemy się czuć bezpiecznie, zwłaszcza dlatego, że zarówno w skali światowej, europejskiej, ale także wewnętrznej, polskiej, znaleźliśmy się w sytuacji, która nie zapewnia nam pokoju i bezpieczeństwa, ponieważ przestały działać, tak w porządku międzynarodowym, jak też naszym narodowym, zasady, które powinny obowiązywać wszystkich. A tymczasem, dotyczą tylko tych, którzy sprawują władzę i per fas et nefas chcą nam wmówić, co jest dobrem, a co złem, a więc odbierają nam naszą tożsamość, moralną, obywatelską, a nawet religijną.
Demokracja liberalna miała być skutecznym panaceum dla ruchów wolnościowych w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. Okazało się, że nie chodziło o podanie lekarstwa, ale o przejęcie władzy i bogactw tych państw. Dotąd okradali je ich rodzimi przywódcy, teraz światowe mocarstwa chcą tam przejąć władzę siłą oręża, bezwzględną, niszczycielską wojną. Ludność miejscowa musi szukać schronienia poza własnymi krajami, tworząc potężny problem migracyjny dla całego świata.
Nie wystarczy głosić, że się jest za prawem, za sprawiedliwością, za wolnością i równością, ale trzeba realizować istotę treści zawartych w tak wzniosłych hasłach.
Dziś już znamy wyniki wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Świat otrzymał w nich bardzo niepokojące sygnały na przyszłość. Możliwe, że była to tylko gra wyborcza, a rządy prezydenta będą inne.
Ta moralna zgnilizna, jaką ujawniła ta kampania powinna przekonać nas na zawsze, że demokracja jest po prostu przykrywką morderczej walki o władzę i kończy się z chwilą jej zdobycia. To smutne, ale prawdziwe.