Demonstracje i procesje
Nikt nie lubi być nabijany w butelkę, zwłaszcza wtedy, gdy daje swoją twarz. Gdy idę na demonstrację, to nie chciałbym, by moja obecność służyła obcym mi hasłom. Dlatego wielu ludzi wycofuje się z uczestnictwa w wiecach i przemarszach, gdy ktoś zaczyna przyczepiać im nie ich „łatki”.
Znacznie spadła liczba demonstrujących, gdy protesty w obronie demokracji i Konstytucji zamieniono w domaganie się liberalizacji prawa antyaborcyjnego. To dwie różne sprawy: mieszanie ich wywołało poczucie „nabijania w butelkę” i zaszkodziło (pozostawiam na boku dociekanie, czyja to naprawdę była inicjatywa, by to łączyć ze sobą). Podobnie dzieje się, gdy procesja religijna jest wykorzystywana do rzucania haseł politycznych. Ludzie, dla których te hasła są „nie ich”, czują się „nie u siebie” na takiej uroczystości. Nic dziwnego, że wielu zaczyna ich unikać.
A nawet ci, którym jak raz ta strona sporu politycznego jest bliska, nie muszą czuć się dobrze, gdy modlitwa i liturgia są zamieniane w wiecowanie i przemówienia partyjne (nawet gdy ubrane są w retorykę religijną). To jest gorszące, bo z Boga czyni narzędzie.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień