Designerski food truck Frank z Białegostoku, czyli elegancka kuchnia na 4 kółkach (zdjęcia)
W środku błyszczące blaty, szafki, garnki, połyskujące ściany. Na zewnątrz forma kultowej francuskiej ciężarówki. Takie food trucki produkowane są w Białymstoku.
Wszyscy słyszeli o luksusowych kamperach. Jednak białostoczanin, Paweł Danilczuk, wpadł na pomysł, żeby stworzyć nie tylko luksusowe, ale też designerskie food trucki. Od lat związany z motoryzacją i rajdami, temat samochodów zna od podszewki. Pomysł na budowanie niepowtarzalnych aut zrodził się spontanicznie.
Zobacz również: FoodTruck Festival w Białymstoku przy Outlet Białystok (zdjęcia, wideo)
- Dwa lata temu byłem w Krakowie z przyjaciółmi. Po imprezie, wczesnym rankiem poczułem się głodny. Zobaczyłem niebieską Nyskę, więc stanąłem w kolejce, długiej kolejce, po kiełbasę. Ludzie powoli się przesuwali, a ja zacząłem gdybać, jak zastąpić Nyskę mega designerskim samochodem, a zamiast kiełbasy, posiłek w nim byłby, jak z drogiej restauracji. No i wymyśliłem - uśmiecha się Paweł Danilczuk.
Pierwszy food truck powstał z czystej ciekawości. - Przeczesując internet natrafiłem na Citroena HY, którego potem nazwałem Frank, bo bardzo przypominał mi mojego psa. Modernizacja Franka zajęła mi rok. Pojechałem nim na Festiwal Światła w Łodzi. Tam się przekonałem, że moda na food trucki w Polsce będzie się rozwijać.
Paweł, stojąc oparty o błotnik, opowiada, że pierwszy model sprzedał się bardzo szybko. Po skończonym sezonie zdecydował się wystawić ofertę samochodu. Już po pięciu minutach odezwał się klient. W ciągu tygodnia transakcja była zakończona.
Gdy Paweł otworzył garaż i pokazał samochody, z których miały powstać „kuchnie na kółkach”, od razu przypomniała mi się bajka „Auta” i Złomek, przesympatyczny, stary, farmerski holownik. Tak wyglądały nowe nabytki pana Pawła. Nikt nimi nie jeździł od wielu, wielu lat. Miały duszę, ale poza tym w środku były gołe ramy.
- Poszukiwanie dobrego i kompletnego auta jest problematyczne. Te kupiłem we Francji. Znaleźliśmy z kolegą tam parking, gdzie stały stare samochody. Paweł ma firmę transportową, dzięki czemu łatwiej jest nam znaleźć odpowiednie samochody. Tamtejszy właściciel skupuje je od farmerów - przyznaje Danilczuk.
Franki w garażu rajdowca grupy Felix, nie czekają na naprawę. One potrzebują całościowej modernizacji. Zerdzewiała karoseria, wystające kabelki, brak niektórych części, silnik do naprawy, wymiana całej instalacji, nowe uszczelki i wiele innych elementów, nad którymi trzeba się pochylić.
Przeczytaj też: Street Food Młynowa w Białymstoku. Foodtrucki zostają na stałe (zdjęcia)
- Motoryzacja to moja pasja. Dużą satysfakcję sprawia mi dawanie drugiego życia Frankom. Przyjeżdżają tutaj jako prawie trupy. Na moich oczach się odradzają - z zadowoleniem mówi Paweł. - Produkcja takiego auta trwa długo. Każdy element jest pieczołowicie odrestaurowywany, włączając w to silnik, karoserię. Mamy własną minifabrykę blach, stworzoną na potrzeby naszej food truckowej inwestycji. Specjalizujemy się w dorabianiu części. Kiedyś zlecaliśmy to profesjonalnym firmom, ale często kończyło się to źle, dlatego sami teraz się tym zajmujemy.
Na pierwszy rzut oka widać tylko rdzę, jednak zmodernizowanie Franka jest bardzo problematyczne i kosztowne. Większość części jest niedostępna na allegro czy w tradycyjnych sklepach.
- Trzeba posiadać dosyć duży budżet. Samo auto nie jest drogie, lecz modernizacja silnika, kupienie części, jest kosztowne. Odpowiednich elementów do tego typu samochodów nie ma w Polsce. Większość sprowadzana jest z zagranicy.
Białostockie food trucki wracają tam, skąd ściągane były do nich części. Na Zachód. Cztery unikalne samochody trafiły już do Austrii, Niemiec i Francji.
- W Polsce ten samochód jest jeszcze zbyt drogi. Średnio kosztuje od 100 do 120 tysięcy zł, a z zabudową cena dochodzi nawet do 150 tysięcy zł. Dla ludzi na Zachodzie to nie jest dużo, dlatego częściej pozwalają sobie na zakup takiego food trucka. Te samochody nie będą tanieć, ponieważ one nie tracą na wartości - zaznacza pomysłodawca.
Wyremontowany Frank może spełniać różne funkcje, nie tylko gastronomiczne.
- Obecnie dostajemy zapytania, czy możemy stworzyć samochód do lodów - ice truck. Czemu nie, Franka można przerobić nawet na pijalnię wina czy poczekalnię. Wszystko zależy od wyobraźni klienta - przyznaje Paweł.
Forma food trucka jest bardzo oryginalna, przykuwa uwagę.
- Ten samochód jest tak brzydki, że aż ładny. Komponuje się z każdym otoczeniem, jest bardzo ciekawie zbudowany. Wiele osób chce z nim zrobić zdjęcia. Posiadanie takiego auta może być korzystne również ze względów marketingowych - stwierdza właściciel białostockich food trucków.