Despacito i tv. Czyli jak zabrali mi mecz, „07 zgłoś się” i rzucili na pożarcie automatom
Najpopularniejsza piosenka i spot tegorocznych wakacji? „Despacito”. Czyli pomalutku. Jedna z najpopularniejszych reklam telewizyjnych tego lata? Wolno, wolno...
Nie dziwcie się więc, że jako człowiek czuły na dźwięki muzyczne i towarzyszące im obrazy, poddałem się leniwemu nastrojowi kanikuły i niespieszno mi było z comiesięcznymi opłatami. Ale okazało się, że operator - dostawca internetu, telefonu i telewizji do mojego domu - słucha zupełnie innych melodii i ogląda całkiem inne reklamy. A w każdym razie środek lata wcale go nie rozleniwia. Wręcz przeciwnie, bardziej radykalnie wziął się do egzekwowania należnych mu pieniędzy. I w ten prosty oraz głupi sposób straciłem na jakiś czas dostęp do kanałów. Bo taką karę wymyślił mój operator za brak wpływu z mojego na jego konto bankowe.
Nie powiem, walczyłem. Ale co to za walka, trudno walczyć z cieniem, a co dopiero z Głosem... Człowiek pozbawiony programów telewizyjnych histerycznie dzwoni na infolinię operatora. A gdy się dodzwoni natrafia na automat. Czyli może sobie pogadać jak dziad do obrazu.
Najpierw Głos prosi (raczej rozkazuje) o wpisanie w telefonie numeru abonenta, a potem błyskawicznie wykrywając, że ma do czynienia z finansowym maruderem, wyrecytuje, że są zaległości i wyłączenie telewizji jest tego bezpośrednią konsekwencją. Automat jeszcze udaje, że jest ludzki. Bo daje szansę włączenia telewizora w ciągu doby, gdy człowiek zadeklaruje mu (naciskając kolejną cyferkę), że w ciągu trzech dni spłaci dług. Potem Głos zanika i koniec rozmowy(?). Nie ma przed kim się wytłumaczyć, że to moje zwykłe gapiostwo a nie perfidna próba wyłudzenia sygnału o długości miesiąca czy nawet dwóch. Nie ma kogo przekonać, że dziś wieczorem jest ważny dla mnie mecz oraz odcinek „07 zgłoś się”. Nie ma komu nagadać, że czuję się znieważony, sponiewierany i urażony formą nacisku na spłatę długu, bo przecież jako wieloletni klient jakoś tam płaciłem i nigdy operator nie musiał posługiwać się wobec mnie komornikiem lub innym wyciskaczem zaległości. W słuchawce telefonu cisza, na ekranie telewizora martwy obraz z suchym komunikatem „Konto nieaktywne...”.
Mój ból, rozczarowanie i złość tym większe, że jeszcze parę tygodni temu, gdy dobiegała końca umowa z operatorem, odebrałem od niego kilka, a może i kilkanaście telefonów. Grzeczne, miękkie, cierpliwe radiowe, aksamitne głosy proponowały mi nową dawkę kanałów na nowy okres. Kusiły bezpłatnymi promocjami stacji, telefonem komórkowym, szybszym internetem za parę złotych. Nie mam wątpliwości, że rozmawiałem nie z automatami a z ludźmi, paniami i panami.
Jak to się stało że po podpisaniu nowej umowy oni wszyscy, tak życzliwi, rzucili mnie na pastwę automatów, które potrafią tylko wyrecytować, jakie cyfry mam nacisnąć w telefonie, by obraz wrócił do mojego telewizora.
Powolutku muszę sobie to jakoś ułożyć w głowie i sercu, ile jestem wart dla wielkiej firmy, która zabrała mi mecz , „07 zgłoś się” i poczucie, że jestem dla niej wart coś więcej niż comiesięczny abonament. A na razie despacito.