Diamenty od wieków są najlepszym przyjacielem kobiety
Są obiektem pożądania, wyznacznikiem bogactwa, dowodem miłości. Od lat rozpalają wyobraźnię, stają się przedmiotem marzeń, czasem zrealizowanych. Na czym polega fenomen diamentów i czy moda na te szlachetne kamienie kiedyś przeminie?
Jego wymiary to 17.64 mm×14.47 mm×8.64 mm, waży niecałe 3,8 grama. Został kupiony za niemal 51 mln dolarów. Pink Legacy, bo o nim tu mowa, to różowy, 18,96-karatowy diament, który w połowie listopada 2018 roku sprzedany został w Genewie przez dom aukcyjny Christie’s. Była to sprzedaż rekordowa. Nigdy wcześniej żaden diament nie osiągnął takiej ceny za karat (przeszło 2,6 mln dolarów). Nie jest to jednak najdroższy kamień w historii. Co takiego jest w diamentach, że rozpalają wyobraźnię milionów, zaś tych, których na to stać, skłaniają, by sięgać głęboko do kieszeni?
Da Vinci wśród diamentów
Aukcja, która odbyła się 13 listopada ub. r. w Genewie, wzbudziła wiele emocji. W ostrej licytacji brało udział co najmniej sześć osób. Personaliów pięciu z nich prawdopodobnie nie poznamy nigdy - licytowali anonimowo, za pośrednictwem telefonu. Wiadomo, że jednym z nich był bardzo ważny kolekcjoner z Azji. Ostatecznie jednak zwycięzcą został przedstawiciel firmy jubilerskiej Harry Winston, który - jak donosi magazyn „Forbes” - zajmował miejsce w pierwszym rzędzie.
Pracowników domu aukcyjnego Christie’s wcale nie zdziwiło tak duże zainteresowanie sprzedawanym przez nich kamieniem. Już na długo przed aukcją mówiono, że w Genewie może paść rekord. Dlaczego, skoro Pink Legacy nie był wcale największym diamentem, który trafił pod młotek? Chodziło o jego kolor.
- Znalezienie diamentu tej wielkości, w tym kolorze jest prawie nierealne - zaznacza Rahul Kadakia z Chrisite’s. - Taki kolor można zobaczyć w różowych diamentach o wielkości mniejszej niż jeden karat. Ale tu mamy prawie 19 karatów i barwa jest tak różowa, jak tylko może być. To niewiarygodne.
Na czym polega fenomen różowych diamentów? Przede wszystkim chodzi o to, że bardzo rzadko występują. Jak twierdzą eksperci, na 70 tys. tych szlachetnych kamieni bezbarwnych występujących w naturze, przypada zaledwie jeden kolorowy: błękitny, zielony, żółty, fioletowy, czy właśnie różowy.
- Są to kamienie, które posiadają niewielką zawartość azotu i stanowią mniej niż dwa procent wszystkich diamentów szlachetnych - tłumaczy Rahul Kadakia.- Kamienie typu IIa, do której należą różowe diamenty, są jednymi z najbardziej chemicznie czystych diamentów, często o wyjątkowej przezroczystości i połysku.
Według ekspertów z Christie’s, większość różowych diamentów nie posiada czystej barwy. Zazwyczaj znajdziemy w nich odrobinę fioletu, brązu czy szarości. Tymczasem w kolorze Pink Legacy nie ma żadnej skazy. Jego barwa jest tak idealna, że w prowadzonej przez Gemological Institute of America klasyfikacji kolorów, zalicza się do kategorii Fancy Vivid. Tylko jeden diament na milion ma kolor wystarczająco głęboki, by do niej się zakwalifikować.
Fenomen Pink Legacy najlepiej skomentował Francois Curiel, szef Christie’s w Europie: - Dla mnie ten kamień to Leonardo Da Vinci wśród diamentów.
Harry Winston, najlepszy przyjaciel kobiety
W 2017 roku światowy popyt na biżuterię diamentową oszacowany został na 82 miliardy dolarów. To wzrost o dwa procent w porównaniu z poprzednim rokiem. Autorzy publikacji „The Diamond Insight Report 2018” wiążą ten trend ze wzrostem gospodarczym w Stanach Zjednoczonych oraz z rosnącym zapotrzebowaniem na kamienie szlachetne w bogacących się Chinach. Jednak nie potrzeba szczegółowych analiz ekspertów, by wiedzieć, że od wieków diamenty stanowiły przedmiot pożądania, symbol statusu społecznego, czy wreszcie sposób na inwestycję.
O tym, jakie bogactwo zyskać można dzięki tym kamieniom, wiedział doskonale założyciel firmy jubilerskiej, która została nabywcą Pink Legacy. Harry Winston, syn ukraińskich emigrantów, od najmłodszych lat pracował w niewielkim sklepiku, który w Stanach Zjednoczonych otworzył jego ojciec. Zawsze miał dobre oko do kamieni szlachetnych. W wieku 12 lat, w lokalnym lombardzie, wygrzebał z kosza oznaczonego napisem „śmieciowa biżuteria” zielony kamyczek, który kupił za 25 centów. Kilka dni później swoje znalezisko sprzedał za 800 dolarów. Okazało się, że był to 2-karatowy szmaragd.
W 1920 r. otworzył w Nowym Jorku własny biznes i zaczął zbijać fortunę. Jako pierwszy wpadł na pomysł, by wypożyczać diamentową biżuterię gwiazdom filmowym na galę wręczenia Oscarów. Skupował i sprzedawał z zyskiem najbardziej wartościowe kamienie. Szybko zdobył też sławę wśród celebrytów. Pierścionek zaręczynowy jego wyrobu nosiła na palcu Jackie Kennedy Onasis. Richard Burton kupił u niego diament, którym obdarował swoją żonę - Elizabeth Taylor. Lista znanych osób będących klientami jego firmy ciągnie się w nieskończoność.
Nazwisko Harry’ego Winstona znalazło się nawet w tekście słynnej piosenki „Diamonds are a girl’s best friend”, śpiewanej przez Marilyn Monroe w filmie „Mężczyźni wolą blondynki”. Gdy zmarł w 1978 r., jego firma była jedną z lepiej rozpoznawalnych marek jubilerskich na świecie.
Dziś, Harry Winston Inc. należy do grupy Swatch i poza biżuterią zajmuje się także wyrobem luksusowych zegarków. Jednak kamienie szlachetne nadal stanowią główny przedmiot zainteresowania firmy. - W styczniu 2013 roku kupiliśmy firmę Harry Winston i od tamtej pory moją ambicją było zdobycie najbardziej pożądanych i wyjątkowych klejnotów - przyznaje Nayla Hayek, przewodnicząca rady dyrektorów firmy Swatch i dyrektor generalny Harry Winston Inc.
Nic więc dziwnego, że poza kupnem Pink Legacy, na swoim koncie mają już kilka spektakularnych transakcji. W 2014 roku, również na aukcji prowadzonej przez Christie’s, za niemal 24 mln dolarów kupili błękitny diament The Blue. Kamień mający 13,22 karata uważany jest za największy ze swojego rodzaju.
- Jest absolutnie doskonały, absolutnie czysty zewnętrznie i wewnętrznie. Jest prawie jak ze snu - mówił o nim cytowany już Francois Curiel.
Rok wcześniej, przedstawiciele firmy Harry Winston Inc., kupili ponad 100--karatowy diament, nazwany przez nich The Winston Legacy za 26,7 mln dolarów. Ta kwota stanowiła wówczas rekord aukcyjnej ceny za bezbarwny diament.
- Jako król diamentów, Harry Winston jest znany z niezmiennego zaangażowania w najrzadsze, najbardziej wyjątkowe kamienie szlachetne. To jest reputacja, którą marka podtrzymuje od prawie wieku i którą możemy z dumą kontynuować dzisiaj - twierdzi Nayla Hayek.
Milionowe transakcje
Pink Legacy nie jest jedynym diamentem, który osiągnął rekordową cenę na aukcji. Wiosną ubiegłego roku, w Hongkongu, za 71,2 mln dolarów sprzedany został kamień Pink Star. Pracownicy domu aukcyjnego Sotheby’s określają ten 59,6-karatowy diament jako jeden z największych naturalnych skarbów świata. Pink Legacy nabyty został przez Chow Tai Fook Enterprises - firmę, do której należy sieć sklepów jubilerskich.
Tajemnicą pozostaje natomiast tożsamość zwycięzcy kolejnej rekordowej aukcji, która odbyła się w 2016 roku. Jej przedmiotem był 14,62-karatowy diament Oppenheimer Blue. Nazwany tak został na pamiątkę swojego poprzedniego właściciela. Filip Oppenheimer to przedstawiciel słynnego rodu zarządzającego niegdyś firmą De Beers - będącą największym graczem na rynku diamentów. Kamień osiągnął cenę 57,5 mln dolarów.
Oppenheimer Blue pobił cenowy rekord ustanowiony sześć lat wcześniej. Choć wydawało się, że trudno będzie przebić kwotę 46 mln dolarów, jaką brytyjski jubiler-celebryta Laurence Graff zapłacił za 24,78-karatowy różowy diament. Graff Pink, bo taką otrzymał nazwę zaraz po zakupie, należał kiedyś do samego Harry’ego Winstona.
- To najbardziej niesamowity diament, jaki widziałem w całej swojej karierze i jestem zachwycony, że go kupiłem - powiedział dziennikarzom 72-letni wówczas Graff.
Ciekawe, co powiedziałby na widok Pink Legacy?
Kluczem jest miłość
Diamenty to jeden z najbardziej imponujących zasobów naturalnych występujących na naszej planecie. Poza spektakularnym wyglądem, wrażenie robią ich właściwości fizyczne. Dzięki swojej trwałości służą nie tylko jako piękna biżuteria, ale wykorzystywane są również w celach przemysłowych.
Ich trwałość sprawiła, że stały się one również symbolem. Wręczenie komuś w prezencie diamentowej biżuterii świadczyć ma o tym, że nasze uczucia wobec obdarowanej osoby są równie trwałe jak diament. Nic dziwnego, że kamienie te występują bardzo często w pierścionkach zaręczynowych.
Ma to odbicie w liczbach. Według „The Diamond Insight Report”, tradycyjny segment ślubny stanowi ponad jedną czwartą (27 proc.) sprzedaży diamentów w Stanach Zjednoczonych, Chinach i Japonii. Co ciekawe, wiele wskazuje na to, że tak ścisłe powiązanie diamentów z zaręczynami czy ślubami jest owocem... kampanii marketingowej. Kampanii, za którą stała wspomniana już firma De Beers.
Grupa De Beers powstała 130 lat temu w południowej Afryce. Od tego czasu zdominowała rynek diamentów. Jej przedstawiciele zajmują się poszukiwaniami kamieni, ich wydobyciem i sprzedażą. To absolutny gigant, który obecnie operuje w 35 krajach i posiada całkowitą kontrolę nad tą branżą.
Jednak jak ustalił Edward Jay Epstein, amerykański dziennikarz śledczy, w latach trzydziestych XX w. mogło wydawać się, że czasy potęgi De Beers zbliżają się do końca. Ceny diamentów spadały. Europa szykowała się do wojny i nikomu nie było w głowie kupno luksusowej biżuterii. Jedynym dużym rynkiem, na którym można było operować, były Stany Zjednoczone. Jednak Amerykanie woleli kupować tańsze kamienie. Należało wymyślić coś, co skłoni ich, by sięgnąć głębiej do kieszeni. Wtedy to właśnie przedstawiciele południowoafrykańskiego potentata na rynku diamentów wynajęli najlepszą nowojorską agencję reklamową.
Założeniem było przekonanie Amerykanów, że jedynym symbolem miłości jest diament i że rozmiar uczucia, jakim darzą swoje partnerki, jest wprost proporcjonalny do wielkości i jakości tego kamienia. W tym celu przypuszczona została potężna ofensywa medialna. Biżuterię otrzymywały gwiazdy Hollywood, żony i córki znanych polityków, kobiety z pierwszych stron gazet. Wszystko po to, by diamenty stały się obiektem pożądanym przez każdą kobietę w Ameryce. Pod koniec lat czterdziestych, jeden z copywriterów wynajętej przez De Beerrs agencji reklamowej wymyślił slogan, który używany jest do dziś: „diamenty są wieczne”.
Kampania odniosła sukces. W latach 1939-1979 sprzedaż diamentów De Beers w Stanach Zjednoczonych wzrosła z 23 mln do 2,1 mld dolarów.
Dzięki temu, że Ameryka była i w wielu przypadkach nadal jest kulturalnym wzorcem dla większej części świata, również w innych częściach globu, diamenty zaczęły być utożsamiane z uczuciem.
W końcu kto z nas nie zna refrenu śpiewanej przez Marylin Monroe piosenki? „Diamenty są najlepszym przyjacielem dziewczyny”...
I chcemy tego, czy nie, jak długo ludzie będą wiązać się ze sobą, darzyć uczuciem i wzajemnie obdarowywać, tak długo wielki diamentowy biznes będzie kręcił się dalej, zaś na kolejnych aukcjach padać będą nowe rekordy.