Dla domów dziecka zrobili 5 tys. kilometrów
Marek Rymarz i Darek Mantaj brali udział w rajdzie Złombol.
Świetna sprawa. Jeśli będzie okazja, to z pewnością taki wypad powtórzę. I nie tylko dlatego, że to frajda i przygoda. Ale przede wszystkim ze względu na szczytny cel. W końcu cała kasa z tej imprezy przekazana zostanie na domy dziecka na Śląsku - tłumaczy Marek Rymarz, wiceburmistrz Nysy, który całkiem prywatnie, w ramach własnego urlopu wziął niedawno udział w ogólnopolskim rajdzie Złombol.
Na eskapadę wybrał się z kolega, Darkiem Mantajem z Nysy, który na co dzień jest mechanikiem samochodowym. Stąd o tyle łatwiej było mu przygotować wehikuł czasu do podróży.
Pojechali starym lublinem, którego przed wyjazdem Darek odpowiednio podrasował: wprowadził kilka udogodnień, naprawił co było zepsute, pomalował i ogólnie rzecz biorąc odpicował. - Skoro przez dwa tygodnie miał posłużyć nam jako dom, nie było wyjścia - uśmiecha się mechanik.
Wzięli ich za przemytników
Razem z Markiem owym lublinem zrobili przeszło pięć tysięcy kilometrów. Oprócz nich w rajdzie wzięło udział ponad dwa tysiące innych miłośników dzikich podróży. Przemierzyli jedenaście państw, by dotrzeć na Sycylię i z powrotem wrócić do Polski. Jedli pizzę u stóp Wezuwiusza, obejrzeli zaśmiecony Neapol, wdrapali się na Etnę, zwiedzili Rzym i Watykan. A w drodze powrotnej wsiedli na prom do Grecji, by później wracać przez Albanię. Na granicy mało ich nie zastrzeliła grecka żandarmeria.
- Wzięli nas za przemytników, bo plątaliśmy się po nocy wzdłuż pasa granicznego szukając grecko-albańskiego przejścia - opowiada wiceburmistrz. - Celowali do nas z broni, świecili latarkami po oczach, a później przetrzepali auto i wzięli na kontrole osobistą. Ciężko im było wytłumaczyć, że wracamy z rajdu, bo - jak się okazuje - w tejże okolicy jeśli jedzie ktoś nocą, to w 95 procentach przypadków to członek albańskiej mafii.