Rozmowa „Gazety Pomorskiej“ z Jaromirem Łatuszyńskim, ekspertem w dziedzinie terroryzmu i działaczem Ruchu Kukiza, o tym komu służą nowe przepisy ustawy o policji.
- Pracownikom służb specjalnych zapewne serce rośnie, gdy czytają zmiany w projekcie o policji?
- Niekoniecznie, bo wszyscy mają chyba poczucie, że ta ustawa jest naprędce przygotowaną prowizorką. Nie może dziwić, że niektóre zapisy budzą kontrowersje, skoro PiS miał ledwie kilka tygodni na jej przygotowanie. Przez półtora roku nie zrobiła tego Platforma Obywatelska, na którą obowiązek taki nałożył Trybunał Konstytucyjny. Wady wskazane przez Trybunał były przedmiotem zmian, ale nie było czasu na szerszą dyskusję. W przyszłości niezbędne będzie opracowanie nowej, lepiej dopracowanej i szerzej konsultowanej ustawy.
- Polskie prowizorki są nadzwyczaj trwałe. Największe emocje wzbudza brak konieczności zabiegania o sądową zgodę na inwigilację. Takiej wolności służby jeszcze nie miały. Nie obawia się Pan, że oznacza to w praktyce bezkarne korzystanie np. z podsłuchów?
- I tak, i nie. Po pierwsze, nie można zapominać, że już wcześniej była w przepisach furtka umożliwiająca zatwierdzenie inwigilacji przez sąd post factum. Jeśli chodzi np. o inwigilację korespondencji internetowej do tej pory panowała wolna amerykanka, dopiero te poprawki ją ograniczają. Proszę mieć też na uwadze, że ta ustawa powstaje w specyficznym okresie. Jako człowiek, który „robił w terroryzmie”, mogę powiedzieć , że są sytuacje, kiedy funkcjonariusz siedzący „na ogonie” osobom podejrzewanym o działalność terrorystyczną nie może czekać. Konieczność konsultowania podsłuchów z sądem bardzo poważnie ogranicza skuteczność operacyjną. Z punktu widzenia służb zajmujących się terroryzmem, tych biurokratycznych ograniczeń nadal jest piekielnie dużo. W tej pracy liczy się szybkość reakcji, a więc likwidacja kolejnych barier znacznie ułatwia pracę. Ustawodawcy muszą skalkulować co w danym momencie jest istotniejsze - prawo do prywatności czy bezpieczeństwo państwa.
- Ludzie służb zawsze posługują się argumentem bezpieczeństwa państwa. Tymczasem już obecnie w aktach sądowych znajdują się wykazy SMS-ów i taśmy, na których zarejestrowano, oprócz kwestii ważnych dla postępowania, np. intymne pogaduszki.
- To nie jest takie proste. Arbitralne decyzje sądów co z podsłuchów jest istotne dla sprawy, a co nie, np. z punktu widzenia działań antyterrorystycznych są nie do przyjęcia. Terroryści często posługują się szyfrem. W z pozoru niewinnej prywatnej rozmowie można przemycić wiele informacji. Problem w moim przekonaniu nie polega na braku kontroli sądowej, ale na braku kategoryzacji zdarzeń w przypadku których można by stosować specjalne środki. Ustalenie tego jest trudne, ale wykonalne. W sytuacji, gdy ustawa tego nie precyzuje, zawsze pojawiać się mogą pokusy, żeby do sprawy dorzucić np. podsłuch osób pozostających w nieformalnym zainteresowaniu.
- Rząd wprowadził zapis, że nagrania zawierające tajemnicę obrończą (związaną z czynnościami adwokata) oraz tajemnicę spowiedzi będą natychmiast niszczone, a w przypadku innych tajemnic, decyzja będzie zależała do sądu.
- To może budzić wątpliwości, bo decyzję o tym, co jest tajemnicą obrończą, a co nią nie jest podejmować będzie w obecnej strukturze koordynator, którego działania weryfikowane są jedynie przez premiera i sejmową komisją śledczą. Skądinąd ta odpowiedzialność jest również umowna, bo poziom kompetencji członków komisji w tej dziedzinie bywa bardzo ograniczony. W sprawie Brunona K. komisja nie zadała bardzo wielu ważnych pytań.
- Polska od lat jest europejskim liderem w liczbie wniosków o podsłuchy.
- To świadczy jedynie o niskich kompetencjach służb. Elektroniczne zabawki są przydatne, ale w najlepszych służbach stanowią jedynie dodatek w pracy operacyjnej.