Jest poważne podejrzenie, że Marcin Ł. nie zarobił ich uczciwie.
Pieniądze były przecież ukryte między narożnym przesuwanym prysznicem a ścianą z kafelek. Dokładnie 530 tys. zł i 81 tys. euro. Marcin Ł. zadał sobie dużo trudu, by obmyślić taki schowek. Jest podejrzenie, że pieniądze nie były „czyste”, czyli nie pochodziły z legalnego źródła. Jakie było ich pochodzenie, sprawdzać będą śledczy z Prokuratury Rejonowej w Chojnicach. Tak duże pieniądze trzymane w domu, a nie na przykład na koncie w banku pozwalają już teraz przypuszczać, że były „lewe”.
Wideo: Biznesmen z Chojnic zatrzymany przez CBŚP
A Marcin Ł., 42-latek z Chojnic, który dotąd uchodził w środowisku za rzutkiego biznesmena, konsekwentnie nie przyznaje się do postawionych mu przez prokuratora zarzutów. Przypomnijmy, chodzi o wyłudzenie 23 mln zł od innego biznesmena. To nie była gotówka, tylko nieruchomości i przedsiębiorstwo - żwirownia w gminie Chojnice. Do transakcji doszło u notariusza - Ł. zobowiązać się miał do zapłaty, czego nie uczynił. Notariusz podobno zobaczył świstek papieru, że do sprzedaży doszło, ale umowa była inna - do przekazania gotówki miało dojść później. Poszkodowany 60-letni przedsiębiorca zgłosił się do prokuratury, by odzyskać dorobek swojego życia. Z rodziną został bez środków do życia.
Dodajmy, Ł. szybko, bo jeszcze tego samego dnia, w innej kancelarii notarialnej przekazał nieruchomość swojemu krewnemu. Plan był taki, by budynek sprzedać osobie z zewnątrz, ale funkcjonariusze w porę wkroczyli do akcji. Przypomnijmy, ta była widowiskowa, bo z użyciem granatu hukowego. Dlaczego granatu? Po innej akcji CBŚP w Polsce, tłumaczono, że było ryzyko, że zatrzymany mógł mieć broń.
Czy podobne obawy były i w tym przypadku, tego służby tym razem nie podają. Do sprawy wrócimy.