Dlaczego Polak zawsze źle wybiera? Przez złe nawyki [komentarz]
Prof. Magdalena Środa powiedziała ostatnio, że to, co się obecnie dzieje w Polsce należy oceniać już tylko w kategoriach etycznych lub psychologicznych.
Miała na myśli zarówno postępowanie obecnej władzy i polityków obozu rządzącego, ale również zachowania społeczne.
Z jednej strony część z nas nie bierze w ogóle udziału ani w wyborach, ani w życiu społecznym (z wyjątkiem troski o dobro własnej rodziny), a z drugiej - wychodzimy na ulice protestować tłumnie w sprawie demokracji, kobiet, CETA.
Co sprawia, że jednymi łatwiej manipulować, a inni sami biorą życie we własne ręce, wychodzą na ulice, wierzą w zmianę, dokładają swoją cegiełkę?
Odpowiedź znalazłam w książce „Siła nawyku”, którą napisał i świetnie udokumentował Charles Duhigg.
Autor pokazuje, w jaki sposób można zmienić myślenie zarówno pojedynczych, jak i większych grup ludzi. Jak zbudować największy kościół wyznawców religii w Stanach Zjednoczonych i czy można uniewinnić mordercę, który udowodni, że do popełnienia zbrodni popchnęły go wypracowane przez wiele lat nawyki? Można. Myślą przewodnią książki jest powiedzenie pewnego majora, który zwykł powtarzać: „Mówię Ci, jeśli taki wieśniak jak ja, jest w stanie się tego nauczyć, to znaczy, że może to zrobić każdy. Cały czas powtarzam moim żołnierzom, że nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli tylko wykształcisz właściwe nawyki”.
Otóż Polacy mają bardzo silne złe nawyki i każdy, kto przyjrzy się sobie szczerze - potwierdzi to. Palimy na potęgę, kompulsywnie przeglądamy fejsbuka, obżeramy się ze stresu i nawykowo martwimy się, że lepiej nie będzie. Ci, którzy myślą inaczej albo wyjechali, albo całe życie załatwiają ważne sprawy ze sobą: próbują wyjść z dołka, zarobić, ułożyć sobie życie. Nie starcza już czasu na działalność społeczną. Nawyki martwienia się o siebie dominują. A Duhigg udowadnia - nie można pozbyć się nawyku. Można zastąpić jeden nawyk drugim: chory - zdrowym. Może, gdybyśmy to pojęli, stalibyśmy się krajem ludzi, którzy mniej walczą ze sobą, a więcej czasu poświęcają na budowanie wspólnoty, która nawykowo dba o wybór najlepszych swoich przedstawicieli do władz.