Klient nie zapłacił za paliwo. Pani Iza poprosiła o pomoc policjantów. Ci odmówili zajęcia się sprawą! Pani Iza skarży się do ministra Ziobry.
Dlaczego wymiar sprawiedliwości wspiera oszustów i tych, którzy wyłudzają pieniądze? Czy uczciwi ludzie są w naszym kraju osobami drugiej kategorii? – takie pytania stawia w liście do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry gorzowianka Izabela Kaczyńska. Ma 35 lat. Od roku pracuje na stacji paliw Statoil przy ul. Warszawskiej. 17 listopada miała pierwszą zmianę. W porze obiadowej na stację przyjechali stali klienci – małżeństwo tuż przed 60. rokiem życia. Zatankowali ponad 152 litry oleju napędowego. Do tego kupili m.in. dwa hot dogi i coś do picia. Gdy przyszło do płacenia, zaczęli wprowadzać – tak uważa pani Iza – zamieszanie.
- A to rezygnowali z jakiegoś towaru, a to chcieli go kupić, później znów rezygnowali. Jednocześnie chcieli, by za część towaru zapłacić punktami lojalnościowymi, za inną chcieli zapłacić kartą. Przy płaceniu tak mieszali, że w konsekwencji skasowałam ich tylko na 150 zł, które zapłacili punktami lojalnościowymi. Odjechali, nie płacąc aż 507,12 zł. Wszystko widziała zastępczyni kierownika, która stała obok mnie – skarży się nam gorzowianka.
Zamieszanie miało być na tyle duże, że pani Iza nie zorientowała się, że nie pobrała całej należności. Na drugi dzień okazało się jednak, że w kasie brakuje właśnie niewiele ponad pół tysiąca złotych. Kierowniczka stacji paliw zasugerowała, by - skoro sprawa dotyczy stałych klientów – podjechać do nich do jednej z miejscowości w gminie Santok i załatwić ją delikatnie, poprosić po prostu o zapłacenie.
- Uciekałyśmy stamtąd w popłochu. Mężczyzna nie dość, że odmówił zapłacenia, to jeszcze zaczął nam grozić – mówi Małgorzata Kijowska, szwagierka pani Izy, która pojechała z nią do klienta stacji.
Jeszcze tego samego dnia Kaczyńska zgłosiła sprawę na policję. - Policjanci w zasadzie mieli niezły ubaw z naszej naiwności. Przyjęli jednak zgłoszenie i obiecali wezwać klienta. Podobno przesłuchiwali go dwukrotnie i dwukrotnie powiedział im, że po takim czasie nie zapłaci, bo skoro kasjerka się pomyliła, to powinna zapłacić z własnej kieszeni. Ja też byłam przesłuchiwana. Wyraźnie zaznaczałam – i mówiłam to kilkakrotnie – że cała akcja wyglądała na zaplanowane wyłudzenie – mówi nasza Czytelniczka.
Do uwag policjantów ma sporo zastrzeżeń: - Prosili, by przygotować im zapis monitoringu i nawet po niego nie przyjechali. A na świadka wezwali kierowniczkę, której tego dnia nie było w pracy. Tuż przed świętami przysłali za to… postanowienie o odmowie wszczęcia dochodzenia – mówi kobieta. Jak czytamy w przesłanych jej policyjnych dokumentach, dochodzenie nie zostało wszczęte „wobec stwierdzenia, iż czyn nie zawiera znamion czynu zabronionego”.
Pani Iza jest rozżalona na mundurowych. – Kilka tygodni temu na moim osiedlu skradziono samochód policjantowi. Moje osiedle było zablokowane, a liczba policjantów wskazywała, że mogło dojść do morderstwa. Nie! To była kwestia skradzionego samochodu – mówi gorzowianka. Zapłaciła już ponad 500 zł manka. A do Ziobry policyjną odmowę wysłała wraz z listem.
„Czy takie jest prawo i tak wygląda sprawiedliwość? – zapytuje Ziobrę.
- W żaden sposób nie doszło do wprowadzenia w błąd lub wykorzystania błędu pracownicy stacji. Ona sama popełniła błąd przy rozliczaniu transakcji, o czym świadczy fakt, że dopiero na drugi dzień ujawniła brak w kasie 500 zł. W toku postępowania nie było możliwości udowodnienia wskazanym sprawcom, że działali on i w zamiarze osiągnięcia korzyści majątkowej za pomocą wprowadzenia w błąd pracownika stacji – odpowiada Marcin Maludy, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie. Tłumaczy przy okazji, że te właśnie powody zadecydowały, że policja nie skorzystała z monitoringu, o zabezpieczenie którego prosiła.
- Policja zrobiła błąd – ocenia historię naszej Czytelniczki Jerzy Wierchowicz, gorzowski mecenas. W jego ocenie klient stacji paliw ewidentnie naruszył art. 286 kodeksu karnego, który mówi, że „kto doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem (…) podlega karze do ośmiu lat pozbawienia wolności”.
- Umowa sprzedaży polega na tym, że sprzedawca wydaje towar, a klient za niego płaci. W tym przypadku do zapłacenia całości kwoty nie doszło. Ekspedientka ma prawo domagać się zapłacenia należności – uważa też Tomasz Gierczak, rzecznik praw konsumentów. Pani Iza sprawiedliwości będzie dochodzić w sądzie. Założyła sprawę cywilną. Zdaniem Wierchowicza jest ona „do wygrania”. Odpowiedzi od ministra jeszcze pani Iza nie dostała.
Komentarz mecenasa Jerzego Wierchowicza
Policja odepchnęła sprawę od siebie. A tu ewidentnie widać, że doszło do przestępstwa. Jest nim narażenie na szkodę powyżej 1/4 najniższego wynagrodzenia, czyli w tym przypadku ponad 450 zł. Jeśli ktoś ma rachunek na około 600 zł, a nie płaci ponad 500 zł, to trudno, żeby tego nie zauważył. Opis zdarzenia ewi-dentnie wskazuje na to, że klienci wprowadzili kasjerkę w „stan zamieszania”, by wyłudzić towar.