Dlaczego rodzice nie szczepią dzieci? Jest wiele dezinformacji
Warto zauważyć, że w przypadku szczepień istnieje pewien mit negatywnego oddziaływania, gdzie pomimo dużej liczby osób zaszczepionych, zdarzają się przypadki zachorowań - mówi prof. Włodzimierz Gut, wirusolog
Polska stoi przed epidemiologicznym zagrożeniem, bo są rodzice, którzy nie chcą szczepić swoich dzieci?
Mamy w Polsce do czynienia z pewnym epidemiologicznym wyzwaniem, związanym z oporem niektórych rodziców wobec szczepień ich dzieci. Niemniej jednak sytuacja nie jest dramatyczna, gdyż ogólnie rzecz biorąc, wskaźniki szczepień utrzymują się na zadowalającym poziomie. Chociaż aktywność w tym zakresie wydaje się nieco zmniejszać. Przyczyny tego spadku są zróżnicowane i niekoniecznie związane bezpośrednio z ruchami antyszczepionkowymi. Niektórzy krytykują jakość dostępnych szczepionek, domagając się lepszych preparatów, które zapewniłyby pełne bezpieczeństwo bez skutków ubocznych. Jednym z przykładów takiej krytyki jest ruch Stop NOP, ale on aktualnie przeżywa wewnętrzny kryzys wynikający z personalnych zawirowań. Niemniej jednak obserwujemy pewne poprawy w tej kwestii w ostatnim czasie. W większości województw osiągamy wymagane minimum 95 procent pokrycia szczepieniami, chociaż największe wyzwania występują w województwie podkarpackim. Z kolei województwo wielkopolskie, zwłaszcza rejon Poznania, od dawna utrzymuje wysoki poziom szczepień. To może być związane z lokalnymi tradycjami i większą dyscypliną społeczną - Poznaniacy zawsze byli najbardziej zdyscyplinowani. Warszawa pod tym względem plasuje się pośrodku. Najbardziej luzaccy i to jeszcze od czasów zaborów byli mieszkańcy Rzeszowszczyzny.
Co powoduje, że - jak pokazują badania - coraz częściej rodzice rezygnują z zaszczepienia swoich dzieci? To lęk, czy inne przyczyny?
Problem ten jest znacznie bardziej złożony. Żyjemy w czasach, gdzie informacje rozchodzą się bardzo szybko, a jednocześnie trudno jest je zweryfikować. Wielu ludzi korzysta z tych informacji, które najmocniej oddziałują na ich emocje, często wykorzystując techniki straszenia. Niestety, mity i dezinformacja, np. dotyczące rzekomego związku między szczepieniami a autyzmem (który został już dawno obalony), ciągle krążą w przestrzeni publicznej. Są także osoby, które propagują teorię zatajania niepożądanych skutków poszczepiennych, mimo że system monitorowania takich skutków działa stosunkowo sprawnie. Wielu ludzi powtarza te poglądy jak mantrę, korzystając z anegdotycznych historii czy niezweryfikowanych danych, przekazanych przez znajomych czy krewnych: „A ja słyszałam od jednej pani, że…”. W rezultacie, mimo że istnieją sprawne metody informowania społeczeństwa, często obserwujemy cyrkulację nieprawdziwych lub przestarzałych poglądów.
Jeśli chodzi o te dane, które są zweryfikowane, to już czytając same nagłówki w mediach, można się przerazić, bo są one alarmujące. Na przykład, że Polska traci odporność zbiorową na choroby zakaźne.
Te dane składają się z dwóch istotnych elementów. Po pierwsze, obserwujemy wzrost zachorowań po okresie pandemii, kiedy to wprowadzone ograniczenia spowodowały znaczący spadek przypadków wszystkich chorób zakaźnych, nawet takich jak kiła, która ma niewiele wspólnego z drogą zakażenia COVID-19. Teraz widzimy powrót do poziomów zbliżonych do stanu przed pandemią, ponieważ ludzie - z niektórymi wyjątkami - powracają do swoich wcześniejszych nawyków. Jednakże istnieje także druga strona medalu, która polega na tym, że populacja, zwłaszcza dzieci, jest obecnie znacznie rzadsza. To prowadzi do przesunięcia częstości zachorowań na starsze grupy wiekowe. Warto zauważyć, że w przypadku szczepień istnieje pewien mit negatywnego oddziaływania, gdzie pomimo dużej liczby osób zaszczepionych, zdarzają się przypadki zachorowań. Przykładem może być sytuacja, którą obserwowaliśmy w jednej z podwarszawskich miejscowości podczas epidemii odry gdzie 25 osób zachorowało, z czego 5 z nich było zaszczepionych. Jednakże istotne jest spojrzenie na proporcje - z populacji około 150 000 ludzi, a tyle liczy ten obszar, zachorowało tylko 5 zaszczepionych osób, podczas gdy na 300 osób niezaszczepionych, zachorowało 20 osób. Warto więc patrzeć na te przypadki w szerszym kontekście.
O odrę również zapytam. Skupmy się na szczepieniach - decyzje rodziców na temat tego, czy szczepić bądź nie szczepić dzieci, maja mają wpływ na zdrowie publiczne?
Szczepimy z dwóch powody. Po pierwsze - szczepimy się dla własnego dobra, jednak należy wyraźnie podkreślić, że tylko bardzo niewielka liczba szczepionek, które blokują drogę zakażenia, faktycznie zmniejsza ryzyko zakażenia. Większość szczepionek modyfikuje przebieg choroby, czyniąc ją mniej szkodliwą dla organizmu. Nie można powiedzieć, że staje się ona zupełnie nieistotna, ponieważ nadal zapewnia odporność. Jednakże warto pamiętać, że każda szczepionka niesie ze sobą pewne ryzyko wystąpienia efektów ubocznych, które mogą pojawić się z częstotliwością od kilku do kilkunastu procent. Mimo to, jesteśmy przekonani, że ryzyko to jest stosunkowo niskie, zdarzające się raz na 10 tysięcy przypadków, co sprawia, że korzyści związane ze szczepieniem zdecydowanie przeważają nad ryzykiem.
Jak odmowy szczepień wpływają na rosnącą liczbę zachorowań?
Odpowiedź jest prosta. Osoba, która nie została zaszczepiona przeciwko danemu patogenowi poprzez szczepionkę, czy też zakazi się poprzez naturalne zetknięcie się z patogenem, będzie narażona na ryzyko zachorowania. To nieuniknione. Nawet jeśli w Polsce mamy stosunkowo niewielką liczbę przypadków danej choroby, jak na przykład odrę, gdzie w 2022 roku zanotowaliśmy 27 przypadków, a w zeszłym roku było ich już 36, to oznacza wzrost. Wystarczy jedna osoba w danym powiecie, która jest nosicielem, aby zarazić nawet 18 innych osób.
Jak jest więc z tą odrą - wróciła do Polski?
Rzeczywiście - jest wzrost zachorowań na odrę.
Ale czy to znaczy że grozi nam epidemia? Potrzebne są masowe szczepienia?
Musielibyśmy najpierw zdefiniować, co to jest epidemia, ponieważ termin ten odnosi się do sytuacji, gdy liczba zachorowań wzrasta w stosunku do poprzedniego okresu. Znów wrócę do tych 27 przypadków w 2022 roku i 36 w 2023 roku - mówimy tu o wzroście, ale czy to już jest na tyle znaczące, że możemy mówić o epidemii? Jeśli chodzi o definicję pandemii, stworzoną przez WHO w przypadku tak zwanej świńskiej grypy, jest to sytuacja, w której występuje ognisko w danym regionie, a co najmniej dwa przypadki zachorowań występują poza tym regionem. W takiej sytuacji możemy mówić o pandemii.
W przypadku zachorowań na odrę możemy więc mówić o pandemii?
Zawsze można mówić. Wszystko zależy od interpretacji i perspektywy osoby, która ocenia sytuację. Ważne, czy dane zjawisko rzeczywiście osiągnęło poziom istotności. Patrząc na zapadalność, zbliżamy się do wskaźnika 1 na 100 tysięcy zachorowań, co może sugerować narastający problem. Jednak warto zauważyć, że istnieją kraje, gdzie liczba przypadków wzrosła znacząco w porównaniu do poprzednich lat. Na przykład, w całych Stanach Zjednoczonych w 2022 roku zarejestrowano tylko cztery przypadki zachorowań na odrę, a teraz jest ich kilkaset. Tu rzeczywiście możemy mówić o znacznym pogorszeniu sytuacji.
Zdaniem niektórych, możemy być zagrożeni „rumuńskim scenariuszem” - tam ogłoszono epidemię odry. Jak pan to widzi, czy to dla Polski realne zagrożenie?
Jeśli spojrzymy na kwestię szczepień, to Rumunia znajduje się znacznie dalej. Niemniej jednak, należy zrozumieć, że świat jest połączony, a brak kontroli nad epidemią w jakimkolwiek kraju Europy może prowadzić do rozprzestrzenienia się wirusa we wszystkich krajach. Wystarczy, żeby wirus dotarł do populacji wrażliwych na jego działanie, i zachorowania będą nieuniknione.
Znów wrócę więc do tego - czy w Polsce odmowa szczepień sprawi, że to stanie się problemem?
Po części tak. Kumuluje się liczba osób niezaszczepionych, co sprawia, że w momencie, gdy wirus trafi do tej grupy, może się w niej szybko rozprzestrzeniać. Wspomniałem o tym przykładzie w jednym z powiatów podwarszawskich, gdzie takie zjawisko jest już widoczne.
Jak zatem przekonać sceptycznych rodziców do tego aby szczepili swoje dzieci; jak pokazać im, że to jest ważne?
Czuję się trochę bezradny, jeśli chodzi o przekonywanie, ponieważ jest zbyt wiele dezinformacji, zwanych popularnie fake newsami. Ważne jest zrozumienie, że rzeczywiste historie nie zawsze są tak popularne jak te bardziej dramatyczne, a działanie na emocje często przynosi większe efekty niż argumentacja oparta na zdrowym rozsądku. Istotne jest jasne przedstawienie, że głównym sposobem odstraszania od rzeczy pożytecznych jest promowanie ich jako obrzydliwych, czy to w imię wolności czy straszenia konsekwencjami. Czasami dochodzi nawet do cytowania tzw. przypadków, które mogą być niezidentyfikowane i pochodzą z nieznanych źródeł.
Może trzeba podkreślać to co w szczepieniach jest dobre, co one przyniosły ludzkości?
Przede wszystkim szczepienia mają zdolność chronienia jednostki przed ciężkim przebiegiem choroby. Drugim istotnym elementem jest to, że osoba zaszczepiona, która ma kontakt z wirusem, może ulec zakażeniu, ale wirus zostanie szybko stłumiony w jej organizmie, co zmniejsza ryzyko przeniesienia go na inne osoby. Istnieją więc dwa kluczowe aspekty: indywidualny, czyli ochrona zdrowia jednostki, oraz grupowy, czyli odpowiedzialność za zdrowie społeczności. Ważne jest, aby o tym pamiętać i mówić o tych kwestiach. Niemal natychmiast jednak możemy spotkać się z zarzutem, że firmy farmaceutyczne czerpią zyski z produkcji szczepionek, zatem chodzi o to, aby ich jak najwięcej sprzedać. Chciałbym zobaczyć kraj, w którym władze nie zabezpieczyły odpowiedniej liczby szczepionek, w związku z czym takie podejście prowadzi do marnotrawstwa, bo te szczepionki potem trzeba utylizować i wyrzucić. W Polsce też w czasie pandemii COVID były pretensje o to, że znaczna część szczepionek uległa utylizacji.
Szczepionki MMR, przeciwko odrze, błonicy, różyczce - to klucz do zdrowia dzieci?
To zabezpieczenie. Akurat jednym ze zjawisk powiązanych z odrą, na które przeciętnie w Polsce przed wprowadzeniem szczepień chorowało 50 dzieci z każdego rocznika, jest podostre stwardniejące zapaleniu mózgu, choroba, która jest w stu procentach śmiertelna. Przytoczę przypadek chłopaka, który zaraził się w 1985 roku i zmarł w 2016 roku. Przez większość tego czasu był w stanie śpiączki, wymagając stałej opieki. Jego matka występowała o eutanazję, ponieważ po tylu latach nie była w stanie już dłużej się nim opiekować, poza tym widziała, że on cierpi. A przyczyną tego dramatu było to, że matka zdecydowała się nie zaszczepić dziecka przeciwko odrze. Niestety, dziecko zachorowało na tę chorobę w bardzo młodym wieku, a po wielu latach pojawiły się powikłania, począwszy od zaburzeń intelektualnych, aż do stopniowego rozpadu mózgu, prowadząc w końcu do śpiączki i śmierci. Od wielu lat nie mieliśmy ani jednego tak tragicznego przypadku, a jest to właśnie zasługą szczepień. Mówię tutaj nie tylko o ostrych powikłaniach, jak zapalenie mózgu czy zapalenie płuc, ale także o tych, które mogą pojawić się po wielu latach.
Szczepionki zrobiły więc dużo dobrego, bo dziś nie ma już takich chorób jak Heine-Medina, polio, błonica...
Pierwszą rzeczą, którą zrobiły, to wyeliminowały ospę prawdziwą. Stało się to jeszcze w latach trzydziestych, gdyż od tamtej epoki nie odnotowano żadnego przypadku tej choroby. Warto podkreślić, że dokonano tego pomimo sprzeciwu ruchów antyszczepionkowych. Trzeba pamiętać, że ruchy antyszczepionkowe są tak stare, jak same szczepionki. Pojawiały się protesty i bunty, które były tłumione, ponieważ wprowadzenie szczepień w Polsce było związane z okupacją pruską. W związku z tym, patriotycznie czuło się konieczność przeciwstawienia się temu, co było kojarzone z wrogiem, bez względu na to, czy było to dobre czy złe.
No, ale udało się wtedy zaszczepić Polaków.
Udało się, chociaż pojawiły się nowe wyzwania. Wróciła do nas ospa, ale już nie prawdziwa, tylko odmiana małpia, która dotyczy głównie ściśle określonych grup, przede wszystkim homoseksualistów. Co do Heine-Medina, również ta choroba została wyeliminowana z Polski. Niemniej jednak, niektórzy wciąż straszą porażeniami wiotkimi, jednak jest to zespół o całkiem innym pochodzeniu. Pojawiły się także zakażenia nowymi szczepami, ale to było wynikiem wydarzeń na Ukrainie, gdzie system szczepień uległ załamaniu z przyczyn głównie politycznych. Szczepionkę dostarczała Rosja, a kiedy zaczęto wątpić w jej skuteczność, liczba szczepień gwałtownie spadła; osiągnięto rekordowo niski poziom, nawet około 10 procent w latach 2010-2011. W rezultacie wirus zaczął się pasażować, bo wtedy jeszcze szczepionka była żywa i zaczęły się zakażenia szczepami wywodzącymi się ze szczepionki.
Co to znaczy, że wirus zaczął się pasażować?
Gdy wirus przechodzi z jednej niezaszczepionej osoby do drugiej niezaszczepionej osoby, może ulec pewnym zmianom. Na początku te zmiany mogą być nieznaczne i nie powodować żadnych istotnych konsekwencji. Obie osoby mogą przechodzić zakażenie bezobjawowo. Jednakże, w miarę kolejnych takich przypadków, istnieje ryzyko, że wirus może ulec zmianie na tyle, że zacznie przypominać wirusa chorobotwórczego, co zwiększa ryzyko rozwoju choroby. To zjawisko jest szczególnie związane z niektórymi rodzajami szczepionek żywych, gdzie istnieje ryzyko, że osoby zaszczepione nie w odpowiednim odsetku mogą przyczynić się do przekazywania wirusa innym. W przypadku ospy, na szczęście, nie występuje to ryzyko, ale dla wirusów takich jak polio czy inne, istnieje takie zagrożenie.
No, ale te zostały wyeliminowane.
To prawda. Jest to zasługa głównie szczepień oraz mechanizmu odporności populacyjnej. Ale pamiętajmy, że odporność populacyjna zależy zarówno od samego szczepienia, które pomaga w zastępowaniu naturalnego zakażenia, ale nie powoduje takich skutków jak samo zakażenie, jak i od ograniczenia kontaktów z patogenami, które stają się coraz rzadsze w populacji zaszczepionej, co może prowadzić do pewnego osłabienia odporności.
Co należałoby zrobić, jakie kroki podjąć, naukowe, czy polityczne, aby przeciwdziałać temu trendowi odmawiania szczepień; jak zwiększać społeczną świadomość?
Mówiąc szczerze, poza podawaniem normalnych informacji, które docierają do pewnego tylko odsetka populacji, niewiele więcej można zrobić. Zwłaszcza, że w ramach tej walki podważa się zaufanie do tzw. specjalistów. W sytuacji, kiedy na ten sam temat wypowiada się wiele osób, a każda ma inne zdanie, nawet specjalista może się pogubić. Co dopiero mówić o ludziach, którzy tylko coś słyszeli i mają więcej strachu niż rozumu. Jak powiedział jeden z moich ulubionych profesorów: „Nieszkodliwe jest tylko to, co nie działa”. Każdą rzecz trzeba oceniać, równoważąc korzyści i ewentualne ryzyka.