Dlaczego sympatycy Konfederacji bardziej niż wyborcy PiS wierzą, że pandemia to spisek?

Czytaj dalej
Fot. Sławomir Kowalski
Dorota Witt

Dlaczego sympatycy Konfederacji bardziej niż wyborcy PiS wierzą, że pandemia to spisek?

Dorota Witt

Powiedz mi, w jaką teorię spiskową na temat pandemii wierzysz, a powiem ci, na kogo głosowałeś. Tajemną wiedzę na temat zależności między sympatiami politycznymi a wietrzeniem spisków posiedli krakowscy naukowcy. Sprawdzili, m.in., dlaczego sympatycy Konfederacji robią to chętniej niż wyborcy PiS. Czy do wiary w spiski przyznali się mieszkańcy naszego województwa?

Ponad połowa badanych twierdzi, że koronawirus został wyhodowany celowo w chińskich laboratoriach. Niewiarygodne? To nie wszystko. Prawie 7 na 10 osób uważa, że Polski rząd zwietrzył w pandemii polityczny interes. Tak wynika z badania dr. Franciszka Czecha i dr. Pawła Ścigaja z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie „Popularność narracji spiskowych w Polsce czasu pandemii COVID-19”. Część badanych pochodzi z naszego województwa. Jak odpowiadali? Są takie teorie spiskowe, w których istnienie mieszkańcy naszego regionu wierzą najsilniej w całym kraju, np. ta, która mówi, że winnych należy szukać za oceanem, bo nowy koronawirus nie powstał naturalnie, ale został wytworzony w laboratorium w USA. Lwia część przepytanych mieszkańców naszego regionu jest przekonana, że Polski rząd zataja prawdziwe informacje na temat skali pandemii.

Wiara w spiski a wiara w partie

- Globalne narracje spiskowe dotyczące COVID-19 zdają się cieszyć większą akceptacją w województwach zwyczajowo kojarzonych z silniejszym poparciem partii prawicowych, zaś lokalne wydają się silniej akceptowane w województwach kojarzonych najczęściej z częstszym wsparciem partii lewicowo-liberalnych - konstatują autorzy badań. - O ile nie jest to wcale wniosek oczywisty ani jednoznacznie udokumentowany, o tyle prowadzi nas w stronę niezwykle interesującego zagadnienia relacji między poglądami politycznymi wyrażonymi chęcią głosowania na daną partię polityczną a narracjami spiskowymi.

I tak okazuje się, że ci, którzy krzyżyk stawiają chętnie przy nazwisku polityka reprezentującego partię antysystemową, częściej szukają wyjaśnień nagłych czy niebezpiecznych zdarzeń właśnie w teoriach spiskowych, choć nie tylko oni. Globalne narracje spiskowe dotyczące COVID-19 największe poparcie uzyskały wśród elektoratu Konfederacji, ale i Zjednoczonej Prawicy. I tylko w jednym przypadku wyborcy lewicy zgadzają się z wyborcami prawicy - tak samo mocno wierzą w to, że na wybuchu pandemii zarobić mają koncerny farmaceutyczne. Ci, których przedstawiciele trafiają do opozycji, są skłonni wierzyć w te teorie, które dyskredytują polityków rządzącej partii. Wykorzystywanie pandemii do celów politycznych zarzucają politykom zwolennicy KO, LR, KP oraz Konfederacji.

Kim więc są ci, którzy wierzą w teorie spiskowe?

- W postawach polskiego społeczeństwa występuje dość silna korelacja między wykształceniem wyborców, a ich sympatiami politycznymi. Na teorie spiskowi mniej odporni są ludzie mniej wykształceni, a co za tym idzie: mniej otwarci na świat, za to bardziej bojaźliwie do niego nastawieni, wyczuleni na wszelkiego rodzaju zagrożenia z zewnątrz - mówi dr Wojciech Peszyński, politolog z UMK w Toruniu.

Wiara w teorie u sympatyków prawicy spadła, gdy władzę przejęło Prawo i Sprawiedliwość, a i sami politycy oficjalnie nie tak chętnie odwołują się do teorii spiskowych. - Ci, którzy przejmują władzę, siłą rzeczy biorą za wiele procesów odpowiedzialność. Oczywiście przez pewien czas mogą się usprawiedliwiać, że pokutują jeszcze decyzje poprzedniej ekipy rządzącej, ale te argumenty w końcu tracą na sile - mówi dr Wojciech Peszyński. - Jeżeli na dodatek nastaje czas katastrof, klęsk naturalnych, władza nie może permanentnie odwoływać się do prostego opisu rzeczywistością, bo będzie oceniana za efekty swoich działań. Tu trzeba twardo stąpać po ziemi, bo mamy do czynienia ze zdrowiem i życiem ludzkim. Podejmowane przez polityków środki muszą być adekwatne do zagrożenia, dlatego - choć nie rezygnują z tego, by epatować emocjami, muszą opierać swoje działania na argumentach naukowych. Nie można zapominać też o tym, że partia rządząca dysponuje narzędziami i środkami do walki z zagrożeniem. Na początku w sytuacji takich zagrożeń jak obecna pandemia władza zyskuje, bo jedyna posiada adekwatne środki do walki z tym zagrożeniem. Jednak o popełnionych błędach lub aroganckich wypowiedziach polityków wielu obywateli będzie pamiętać długo.

Polityczny kapitał zbity na pandemii

Politycy Konfederacji z kolei całkiem oficjalnie negują istnienie pandemii ani im w głowie zasłaniać usta i nos. Ich wyborcom to się najwyraźniej podoba.

- Konfederacja jako jedyna partia zagospodarowała politycznie tę przestrzeń i trafia do tych, którzy uważają, że koronawirus nam nie zagraża, że wszyscy jesteśmy poddani manipulacji, że żadnej pandemii nie ma. Żeby to zrozumieć, trzeba się przyjrzeć obecnej architekturze komunikacji politycznej - zastrzega dr Wojciech Peszyński. - Wiele osób bezrefleksyjnie podchodzi do treści przeczytanych w mediach społecznościowych. Badacze tej problematyki nie od dziś mówią o racjonalnej ignorancji - nie opłaca nam się weryfikować pozyskanych informacji, bo to za dużo kosztuje. Poza tym wielu z nas nie umie weryfikować takich informacji, ale szuka ich, aby potwierdzić swoje wcześniejsze przekonania.

Zatem prezydent dobrze wiedział, do kogo mówi, kiedy podczas kampanii wyborczej przyznawał, że nie szczepi się, bo nie...
- Tak niestety działa polityczny marketing, którego zadaniem nie jest edukowanie społeczeństwa. Najważniejszy jest wyborca i to, jakie odniesie wrażenie na temat produktu, które chce mu się sprzedać. Zatem: bada się grunt i dopasowuje wyborczą ofertę do potrzeb klientów. A skoro wiadomo było, że wyborów prezydenckich nie da się wybrać bez głosów oddanych w pierwszej turze na kandydatów demagogicznych, trzeba było zrobić ukłon w stronę tych, wśród których silna jest wiara w spiskową moc prowadzenia powszechnych szczepień ochronnych. Z punktu widzenia strategii wyborczej prezydenta to było skuteczne posunięcie - ocenia dr Wojciech Peszyński.

Wiele osób bezrefleksyjnie podchodzi do treści przeczytanych w mediach społecznościowych. Badacze tej problematyki nie od dziś mówią o racjonalnej ignorancji - nie opłaca nam się weryfikować pozyskanych informacji, bo to za dużo kosztuje. Poza tym wielu z nas nie umie weryfikować takich informacji, ale szuka ich, aby potwierdzić swoje wcześniejsze przekonania.

- Teorie spiskowe są „ekumeniczne”, barwy partyjne nikogo przed nimi nie chronią. Zgoda, osoby o poglądach wyraziście lewicowych i prawicowych chętniej wierzą w globalne teorie spiskowe, ale osoby o poglądach centrowych chętniej przyklaskują teoriom spiskowym w lokalnym ujęciu, które to z reguły poddają w wątpliwość uczciwość partii rządzącej - zauważa dr Maciej Gurtowski, socjolog, eskpert ds. bezpieczeństwa Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. - W ustrojach demokratycznych politycy mają święte prawo mobilizować swój elektorat przy użyciu dowolnych, legalnych treści. Barwy partyjne nie mają decydującego wpływu na to, czy któryś z polityków stosuję narrację spiskową, czy nie.

Pandemia ma zniszczyć demokrację?

Globalne teorie spiskowe wydają się absurdalne, np. ta: koronawirus został stworzony jako broń biologiczna w celu ograniczenia ludności świata przez zmniejszenie liczby osób starszych albo ta: koronawirus nie powstał naturalnie, ale wytworzono go w laboratorium w Chinach (ewentualnie: w Stanach Zjednoczonych), ale i ta: dla zysków ukrywa się informacje o tym, że koronawirusa powodują nowe technologie, takie jak sieć telefonii komórkowej 5G czy też ta: problem koronawirusa jest wyolbrzymiany w celu zmuszenia do zakupu leków i nie zawsze bezpiecznych szczepionek. Ale już teorie spiskowe, które wyjaśniają konkretne zdarzenia zachodzące w czasie pandemii w ujęciu lokalnym, wydają się być dla wielu bardziej przekonujące.

Czy to tak całkiem niemożliwe, że polski rząd zataja prawdziwe informacje na temat skali pandemii koronawirusa? Albo że w Polsce celowo nie wykonuje się dużej liczby testów na obecność koronawirusa po to, by ukryć prawdziwą skalę pandemii? Czy też, że polski rząd wykorzystuje pandemię koronawirusa w celu ograniczenia demokracji? Albo ta: PiS zaczął ograniczać zakazy wynikające ze zwalczania pandemii koronawirusa głównie po to, by przeprowadzić wybory prezydenckie w maju 2020? Czy w końcu ta: polski rząd pod pretekstem walki z pandemią koronawirusa chroni przede wszystkim biznes międzynarodowy, umożliwiając masowe zwalnianie Polaków i obniżki pensji?

Łatwo zrozumiemy, dlaczego teorie spiskowe tak szybko się przyjmują, gdy przyjrzymy się scenariuszowi, według którego powstają. Mamy zło spowodowane przez jakąś nieznaną siłę albo grupę wpływowych ludzi, przeciwko nim staje początkowo garstka wtajemniczonych, którzy odkrywają spisek i mogą uchronić świat, demaskując spiskowców. Przypomina scenariusz filmu sensacyjnego, prawda? A takie historie wciągają

- Wydarzenia w ujęciu globalnym wydają nam się zwykle trudniejsze do zinterpretowania. O zdarzeniach ze świata lokalnej polityki jesteśmy lepiej poinformowani (czy też: wydaje nam się, że jesteśmy lepiej poinformowani, bo większość decyzji kluczowych w polityce dzieje się w kuluarach), łatwiej więc zracjonalizować sobie teorię, która dotyczy naszego codziennego życia - tłumaczy dr Wojciech Peszyński. - A takich wyjaśnień potrzebujemy zwłaszcza w sytuacji, która wydaje się beznadziejna. W sytuacji kiedy obserwujemy, że kolejne państwa nie radzą sobie z pandemią, że zakażeń przybywa w szybkim tempie, a wszyscy pokładamy nadzieję jedynie w szczepionce, która pojawi się nie wiadomo kiedy.

Czasem widzę reakcje rodziców ciężko chorych dzieci, którzy dopiero co usłyszeli od lekarza, że leczenie nie przynosi rezultatów, że szanse na poprawę są nikłe, nie dziwię się, że bardzo łatwo dają się skusić jakimś szarlatanom, którzy obiecują, że wyleczą ich dziecko, dajmy na to wywarem z koniczyny. Bo oto w końcu pojawiło się światełko w tunelu. Do takich rodziców rzadko trafiają racjonalne argumenty. Najczęściej kończy się tym, że tracą dziecko i wiele pieniędzy. Na podobnej zasadzie działają teorie spiskowe tworzone w trudnych czasach.

Wszyscy jesteśmy podejrzliwi

Wstyd się przyznać, że wierzy się w teorie spiskowe? - To paradoks, bo z jednej strony, jeśli ktoś publicznie przyzna się do tego, że wierzy w teorie spiskowe, inni spojrzą na niego przez palce, ale z drugiej - popularność teorii spiskowych rośnie i każda wzmianka o nich czy to w towarzystwie, czy w mediach społecznościowych czy nawet artykułach prasowych powoduje zaciekawienie, czasem sensacyjne zainteresowanie. Z jakichś powodów właśnie o tym rozmawiamy, prawda? - mówi dr dr Maciej Gurtowski.
Kto interesuje się nimi najmocniej? Wspomniany raport z badań kreśli profil osób, które najmocniej wierzą w teorie spiskowe, skupiając się, m.in., na preferencjach politycznych. Ale trzeba powiedzieć, że nikt nie jest wolny od wpływu teorii spiskowych.

- Wszyscy mamy skłonność do podejrzliwości. To naturalna cecha ludzkiej psychiki - podkreśla dr Maciej Gurtowski. - Skłonność do myślenia spiskowego wynika jednak też z poczucia resentymentu - z naszej krytycznej, subiektywnej oceny własnego życia. Ci, którzy czują się niespełnieni w którejś z dziedzin życia, są bardziej skłonni do tłumaczenia niekorzystnych zdarzeń wpływem jakiegoś fatum czy działaniem spisku, natomiast, kiedy jesteśmy przekonani o tym, że wiedzie nam się dobrze, skłaniamy się ku twierdzeniu, że świat jest na właściwych torach, że rzeczywistość działa, jak trzeba, a sukces zawdzięczamy swojej pracy i talentom.

Popularność teorii spiskowych w Polsce rośnie

Może to z powodu pandemii: nagle pojawiło się nowe zagrożenie, które wywołuje lęk o siebie, o bliskich, strach jakiego wcześniej nie odczuwaliśmy. Chcemy dostać szybkie wyjaśnienie: dlaczego nas to spotyka?

- To prawdopodobne przyczyny, ale można wskazać i inne - zauważa dr Maciej Gurtowski. - Z jednej strony potrzebujemy redukcji szumu informacyjnego: jesteśmy przeciążeni wiadomościami, także obszernymi, wielowątkowymi i często sprzecznymi relacjami na temat pandemii, tymczasem ludzie często dążą do poznania jasnego, prostego, spójnego wyjaśnienia. Takie są teorie spiskowe. Z drugiej strony - mamy naturalne tendencje do tego, by antropomorfizować zagrożenie. Komfortowo jest uwierzyć, że za trudnym, nagłym, niebezpiecznym czy bolesnym zdarzeniem stoją jacyś ludzie. To zlaicyzowana forma wierzeń religijnych, które też dawały odpowiedzi na trudne pytania dotyczące ludzkiej egzystencji. Łatwo zrozumiemy, dlaczego teorie spiskowe tak szybko się przyjmują, gdy przyjrzymy się scenariuszowi, według którego powstają. Mamy zło spowodowane przez jakąś nieznaną siłę albo grupę wpływowych ludzi, przeciwko nim staje początkowo garstka wtajemniczonych, którzy odkrywają spisek i mogą uchronić świat, demaskując spiskowców. Przypomina scenariusz filmu sensacyjnego, prawda? A takie historie wciągają. I tu pojawia się pytanie: dlaczego powstaje tak niewiele pozytywnych teorii spiskowych, takich, które zakładałyby istnienie jakiejś grupy altruistów, którzy mają misję ratowania świata?

Wirus myślenia spiskowego atakuje w sieci

Okazuje się, że to nie seniorzy łatwiej dają się przekonać do prawdziwości teorii spiskowych, a ludzie młodzi. W raporcie znajdujemy wyjaśnienie: seniorzy czytają prasę drukowaną, o wiele rzadziej czerpią wiedzę z portali internetowych i mediów społecznościowych, a to głównie tam rozpowszechniane są teorie spiskowe (choć w tym samym raporcie mowa jest o tym, że i tradycyjne media, np. używając sensacyjnych tytułów, „karmią potwora”...). Takie wyjaśnienie wystarczy?

- Dodałbym od siebie, że wiek wpływa też na poziom zaufania, jakim darzymy autorytety. Kiedy osoba młoda usłyszy kolejną wskazówkę na temat tego, jak żyć w dobie pandemii z ust polityka, lekarza, profesora, raczej będzie miała ochotę się zbuntować, osoba starsza raczej zaufa słowom specjalisty - mówi dr Maciej Gurtowski. - Co do udziału mediów społecznościowych nie tylko w rozpowszechnianiu teorii spiskowych, ale w ogóle w kształtowaniu dyskusji politycznej - to nie tylko polski problem.

W Stanach Zjednoczonych trwają przymiarki do wprowadzenia prawnych regulacji, które ograniczyłyby niepożądane zachowania w sieci. Nie wiem, czy skuteczne i słuszne to pomysły, ale pojawiają się, np. takie, by użytkownicy nie mogli widzieć liczby lajków pod treściami publikowanymi przez ich znajomych - by zakończył się wyścig na lajki. Mówi się też o tym, by rejestracja konta na portalu społecznościowym możliwa była dopiero po potwierdzeniu tożsamości - aby ograniczyć tworzenie fikcyjnych kont wykorzystywanych choćby podczas kampanii wyborczych.

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.