Dlaczego w Polsce stale spada liczba transplantacji? "Rodzina dawcy musi znać płeć i wiek osoby, którą uratował jej bliski" [rozmowa]
Rozmowa z Jolantą Kruczkowską, prezes fundacji Organiści, matką Bartka, który po śmierci nadal żyje w sześciu osobach, rozmawia Dorota Abramowicz.
Transplantolodzy alarmują, że od siedmiu lat spada liczba przeszczepień w Polsce . Czy to tylko skutek niedofinansowania szpitali?
Problem jest bardziej złożony. Rzeczywiście brakuje pieniędzy, ale słyszy się, że lekarze coraz mniej angażują się w zgłaszanie dawców. Od jednego z profesorów ostatnio słyszałam, że jest ponad trzysta szpitali przygotowanych do pobrań, a uczestniczy w nich zaledwie sto. Tylko w trzynastu szpitalach w Polsce wykonuje się ponad dziesięć pobrań rocznie. Do tego dochodzi niedostateczna edukacja. Wie pani, że nadal piszą do mnie ludzie przekonani, że pobrane narządy - nerka, serce - trafiają do „znajomych ordynatorów”? Zamiast systematycznie uczyć, stawiamy na akcyjność.
Od jednego z profesorów ostatnio słyszałam, że jest ponad trzysta szpitali przygotowanych do pobrań, a uczestniczy w nich zaledwie sto. Tylko w trzynastu szpitalach w Polsce wykonuje się ponad dziesięć pobrań rocznie.Do tego dochodzi niedostateczna edukacja. Wie pani, że nadal piszą do mnie ludzie przekonani, że pobrane narządy - nerka, serce - trafiają do „znajomych ordynatorów"? - mówi Jolanta Kruczkowska, współzałożycielka i prezes fundacji Organiści, matka Bartka, który po śmierci uratował zdrowie i życie sześciu osób.
Jak to powinno wyglądać?
Informacje powinny być przekazywane już w szkołach. Przerażające jest, że uczelnie medyczne tak mało czasu poświęcają edukacji . Brakuje nam też koordynatorów transplantacyjnych. Znam wielu z nich - to są cudowni ludzie, bardzo obciążeni, którzy nie są w stanie wszystkiego ogarnąć. Należy im zapewnić odpowiednie warunki pracy, bo korytarz to nie jest miejsce do przeprowadzania bardzo trudnych rozmów z rodziną. Do tego potrzebny jest psycholog. Z perspektywy swoich przeżyć wiem, że bez psychologa pewnie by już mnie nie było. Rodzina powinna być otoczona stałą opieką. Wiem, że po trzech miesiącach, gdy mija szok, pojawia się myśl: czy dobrze zrobiliśmy. Zaczyna się dzwonienie po szpitalach. U nas najczęściej ludzie odprawiani są z kwitkiem.
Pani syn zginął w Anglii. Tam rodziny dawców są traktowane inaczej niż w Polsce?
Mam do dziś kontakt mailowy i na fb z panią koordynator, stale otrzymuję informację o osobach, którym Bartek uratował życie i zdrowie. Daje to poczucie spokoju. Wiem, że ta nerka nie trafiła gdzieś po znajomości, ale dała życie dwudziestolatkowi. Nie znam nazwisk biorców, ale wiem, co się z nimi dzieje. W Polsce tak nie jest, chociaż ostatnio coś drgnęło. Pomagałam pani z Pomorza, którą szpital odsyłał z kwitkiem, choć Poltransplant zawsze wysyła do szpitali informacje o biorcach. Podaje ich wiek, płeć oraz jaki organ otrzymali. To można przekazać rodzinie, bo w sytuacji, gdy wykonuje się ponad tysiąc przeszczepów rocznie, nikt nie jest w stanie dotrzeć do biorcy. Nie jest to przecież zbyt wiele wobec tego, co zrobili.
Założona przez panią fundacja od sześciu lat promuje wiedzę o transplantacji. To trudne zadanie?
Najważniejsza jest konsekwencja. W tym roku zorganizowaliśmy już szósty rajd, w którym biorą udział rodziny dawców i osoby żyjące dzięki przeszczepom. Uczestniczy z nich od dwóch lat wraz mamą m.in. 11-letnia Ula, która -mając zaledwie 9 miesięcy -stała się najmłodszym dzieckiem z przeszczepionym sercem. Świetnie sobie daje radę. Staramy się podczas rajdów, odwiedzać szkoły. Tam Ula z mamą, a potem ja, opowiadamy o naszych doświadczeniach, dając namacalny dowód na to, że warto. Że ktoś kiedyś wyraził zgodę, dzięki której Ula żyje.
Raz w roku to pewnie za mało...
Staram się o wejście do naszych trójmiejskich szkół, proponując takie spotkania raz na kwartał. Ostatnio bardzo się zdziwiłam, że mimo poparcia rodziców dyrekcja i nauczyciele jednej ze szkół nie wyrazili na to zgody.
Jeszcze sporo pracy przed wami?
Sporo, ale dzięki wielu listom i rozmowom z ludźmi wiem, że to ma sens. Napisała do mnie pani, która straciła 20-letniego syna. Znając moją relację, zgodziła się na oddanie jego narządów do przeszczepu. Skontaktowali się ze mną także rodzice zmarłej tragicznie 15-latki, informując o jej dojrzałej decyzji. Takie sygnały pokazują, że nasza praca nie idzie na marne. Ziarno zostało zasiane.