Do śmiechu i łez na „Planecie Singli” zachęca Zdzisław Haczek
Komedia Mitji Okorna sentymentem i Grechutą jest podszyta. Z sukcesem.
Ona (ujmująca Agnieszka Więdłocha) jest niespełnioną artystką (uczącą muzyki w szkole) i Kopciuszkiem marzącym o rycerzu na białym koniu. On (dobry Maciej Stuhr, czasem „lekko” nagi...) cynicznie wykorzystuje marzenia ludzi o miłości w swoim telewizyjnym show. Zawrą umowę: ona umawia się przez internet na randki, on potem sprzedaje jej relacje ze spotkań... Jak to może się skończyć - wiemy, bo komedią romantyczną rządzą określone zasady. Tu Mitja Okorn, reżyser też pierwszych „Listów do M.”, prochu nie wymyślił. Ale kopiuje od najlepszych w tym gatunku, czyli m.in. od Richarda Curtisa z jego sztandarowym „To właśnie miłość’. Jest cała galeria postaci, których losy się splatają. Nie tylko singli, ale i małżonków, szukających poprzez internet odmiany, zaspokojenia jakiegoś głodu (Weronika Książkiewicz, Tomasz Karolak). To ich córka (Joanna Jarmołowicz) nauczy rodziców (i siebie), że słowo w internecie jednako buduje, ale i rujnuje...
Komedia Okorna jest może za długa. W finale dostajemy całą symfonię, wyciskającego łzy, sentymentu, ale przynajmniej postacie mają czas, by „się wygrać”. Trochę za mało mamy zabawnych epizodów, ale te, które są, nadają się do cytowania. Czasem show aktorom kradną lalki! Ciągnie Okorna do klasyki. Miga w telewizorze Zbigniew Cybulski w znakomitym „Do widzenia do jutra” Janusza Morgensterna z 1960 r. Bohaterowie biorą do ręki winylową płytę - „Korowód” Marka Grechuty i Anawy z 1971 r. A „Dni, których nie znamy” z tego albumu staje się leitmotivem filmu. Ci, którzy myślą, że ta piosenka to hit Bednarka, teraz uświadomią sobie, że to jednak wcześniej napisał i śpiewał już ktoś inny... W sumie: bawcie się dobrze! I płaczcie...