Dobra pogoń Stelmetu ale z fatalną końcówką
Po takim meczu nie wiadomo, czy chwalić zespół za to, że osłabiony walczył, długo się nie poddawał, czy też ganić za to, że mając już rywala prawie ,,na widelcu” pozwolił mu rozjechać się w czwartej kwarcie i sprawić, że wygrał znacznie wyżej niż na to wskazywałby przebieg spotkania.
Zielonogórzanie przyjechali do Torunia osłabieni brakiem nie tylko chorego Vladimira Dragicevicia, którego nieobecność nie była problemem w meczach ze słabeuszami, ale z silną ekipą już tak, oraz Armaniego Moore’a, który też zachorował. Z kolei w ekipie Polskiego Cukru w odróżnieniu styczniowego meczu w Zielonej Górze był już Łukasz Diduszko, zresztą potwierdzając, że zalicza świetny i chyba najlepszy sezon w karierze.
Tak więc już na samym początku nasze akcje nie stały za mocno. Potwierdziła to pierwsza kwarta. Przy czym trzeba powiedzieć, że przewaga gospodarzy nie wynikała z jakiejś ich rewelacyjnej gry. To nasi byli jacyś rozkojarzeni. Zbyt często gubiliśmy piłkę (w tym czasie mieliśmy aż sześć strat!), nie trafialiśmy i marnowaliśmy dobre sytuacje.
W drugiej kwarcie ciągle górą byli gospodarze. Mecz był rozgrywany ,,falami”. Polski Cukier, wykorzystując błędy gości uciekał na odległość kilku punktów, by po chwili Stelmet łapał tak zwany dobry moment i szybciutko dochodził przeciwnika. Mimo tego było sporo walki, żywiołowości i mecz mógł się podobać.
Na początku trzeciej kwarty nasi znów razili nieskutecznością. Jednak w pewnym momencie sędziowie odgwizdali niesportowe przewinienie Kyle Weavera na Julianie Vouhgnie, protestujący trener Jacek Winnicki zarobił ,,technika”. Vaughn raz trafił z wolnego, poprawił Łukasz Koszarek, mieliśmy piłkę z boku i Thomas Kelati trafił trókę. Polski Cukier wygrywał tylko 53:51, Od tego momentu Stelmet mógł się podobać. Twarda obrona, skuteczność, świetna gra w defensywie i celne oko Przemysława Zamojskiego, dobrze grający Kelati, walcząca reszta ekipy. To było bardzo dobre.
Wydawało się, że możemy wywieźć z Torunia dziesiąte, kolejne ligowe zwycięstwo. W 29 min, po trójce Kelatiego po raz pierwszy wygrywaliśmy w tym meczu 58:57. Gospodarze jednak znów objęli prowadzenie 62:60. Przy takim wyniku zaczęła się ostatnia kwarta. Wydawało się, że końcówka poprzedniej doda skrzydeł Stelmetowi. Nic z tego. Mieliśmy fatalną serię błędów, strat, niecelnych rzutów. Aż siedem naszych kolejnych akcji nie zakończyło się punktami! Nikt nie potrafił przerwać tej niemocy, która zdarzyła nam się w decydującym momencie spotknaia, Rywale, choć też się mylili jednak trafiali. Dopiero w 36 min, już przy stanie 68:60 naszą niemoc przerwał trójką Zamojski. Wynik 68:63 jeszcze dawał nadzieję. Niestety, Stelmet nadal popełniał błędy, ciągle nie mógł się wstrzelić i już długo przed końcową syreną stało się jasne, że w Toruniu nie wygramy.
Szkoda, bo nawet będąc w osłabieniu, biorąc po uwagę przebieg tego spotkania spokojnie mogliśmy się pokusić o sukces. Plusem jest to, że obroniliśmy 16-punktową przewagę z Zielonej Góry i w przypadku gdybyśmy skończyli rundę podstawową z takim samym dorobkiem będziemy wyżej. W zespole zielonogórskim na pochwałę zasługują Kelati i Zamojski. Słaby mecz rozegrał James Florence, którego punktów zabrakło w końcowym bilansie tego spotkania.
Polski Cukier Toruń - Stelmet BC Zielona Góra 81:69 (22:15, 19:23, 20:22, 20:9_
Polski Cukier: Trotter 16 (2), Diduszko 15 (4), Skifić 11 , Wiśniewski 4, Sanduł 3 oraz: Sulima 14 Śnieg 9, Perka 8 (2), Weaver 2, Michalski 0.
Stelmet: Kelati 16 (3), Gruszecki 11 (3), Koszarek 8 (1), Hrycaniuk 6, Djurisić 5 (1) oraz Zamojski 17 (4), Vaughn 6, Florence 0.
Sędziowali: Marcin Kowalski (Wrocław), Wojciech Liszka (Szczecin), Karol Nowak (Kraśnik).
Widzów: 3.000