Dobra zmiana „czyści” armię i dziękuje za służbę generałom
Prawie 100 tysięcy żołnierzy, cztery rodzaje wojsk (a lada moment pięć), 200 czołgów Leopard, 48 Jastrzębi strzegących polskiego nieba. I dymisje prawie 30 najwyższych generałów. Polska armia nie jest dziś monolitem.
Dobra zmiana rozbraja armię i generałów
Szef MON Antoni Macierewicz najpierw obwieścił, że byliśmy bezbronni. Później siejąc atmosferę zagrożenia Polski doprowadził do odejścia z armii doświadczonych dowódców. Dlaczego?
W zapędach budowania nowego państwa według PiS Jarosław Kaczyński nie zawahał się nawet postawić na szli bezpieczeństwa i - pomimo przedwyborczych deklaracji - zrobił jednak Antoniego Macierewicza ministrem obrony narodowej. Efekty tej „dobrej zmiany” oglądamy codziennie.
Kiedy po dojściu PiS do władzy doradcą Antoniego Macierewicza został 20-letni Edmund Janninger, jeszcze nie było wiadomo, na co gotowy jest nowy minister we wspieraniu młodzieży w resorcie obrony. Wojsko najpierw się okopało, a później czujnie wypatrywało, czego będzie od nich wymagała „dobra zmiana”.
„Dżedaj” - przebudzenie mocy
Dzięki prowokacji Rock Radia w listopadzie 2015 roku przekonaliśmy się, jak nawet tak dobrze wyszkoleni specjalsi z Formozy, zareagowali na rzekomy przyjazd 20-letniego doradcy Ministra obrony do gdyńskiej jednostki. Dziennikarze zadzwonili do Formozy z informacją, że przyjeżdża na inspekcję 20-letni Janninger z rodzicami i wojsko - w ramach zorganizowania czasu młodemu doradcy - ma mu pokazać czołg. Kiedy zdumiony dyżurny próbował tłumaczyć, że u nich nie ma czołgu, bo są jednostką specjalną, usłyszał, że w takim razie mają pokazać coś specjalnego. Jednostka dwukrotnie oddzwaniała na numer dziennikarza podającego się za pracownika MON, by upewnić się, jak mają się zwracać do 20-letniego doradcy. - Edmund Janninger, doradca ministra ON, pseudonim „Dżedaj” - przeliterował dziennikarz.
Edmund Janninger nie został doradcą ministra Macierewicza (ale od trzech dni media informują, że młody Janninger jednak do MON wrócił jako specjalny przedstawiciel MON ds. strategii komunikacji międzynarodowej.
Pracy z ministrem Macierewiczem dostąpił inny młodzieniec - Bartłomiej Misiewicz. I tak rozpoczęła się akcja robienie z żołnierzy Sił Zbrojnych RP - bezrozumnych marionetek. Najsłynniejszy polityk PiS, Bartłomiej Misiewicz, student „normalnego” prawa był 27-letnim pomocnikiem aptekarskim z Łomianek. A tak naprawdę - szarą eminencją Ministerstwa Obrony Narodowej. To jego wojsko tytułowało ministrem i przed nim salutowało, kiedy wizytował jednostki na polecenie ministra. Przyznaję szczerze, że mam problem, czy o rzeczniku Misiewiczu piać w czasie przeszłym czy teraźniejszym? Minister Macierewicz jakoś nie chce się z nim rozstać.
Kiedy ktoś popadł u Misiewicza w niełaskę - bez względu na stopień wojskowy - żegnał się z resortem. Taka jest władza studenta trzeciego roku uczelni ojca dyrektora.
I choć niezadowolenie z kolejnych wpadek rzecznika Misiewicza wyrażał już nawet Jarosław Kaczyński, to minister Antoni Macierewicz wydaje się być nieprzejednany w sporze o Misiewicza. Z taką zaciekłością nie walczył w sprawie prawie 30 generałów, którzy musieli odejść z armii i ponad 250 pułkowników. Ta „rzeź” personalna została porównana do sytuacji Armii Czerwonej sprzed ataku Niemców na Związek Radziecki. Stalinowskie czystki w dowództwie armii doprowadziły do tego, że nie miał kto kierować obroną.
Niedawno zapytaliśmy gen. broni w stanie spoczynku Waldemara Skrzypczaka, byłego wiceministra obrony narodowej, co się dzieje w polskiej armii? I czy odejście tylu generałów i pułkowników to normalna sprawa? Były dowódca Wojsk Lądowych odpowiedział: „Następuje wymiana kadry kierowniczej. Zauważam dobre, ale i dziwne decyzje kadrowe - szczególnie tam, gdzie sięga się po ludzi bez doświadczenia. Polityka kadrowa w armii jest dla mnie co najmniej zastanawiająca. Nie wiem, ku czemu zmierza. Pozbycie się doświadczonych dowódców nie gwarantuje dobrego dowodzenia w przyszłości. A kiedy rząd podgrzewa wojenną atmosferę i wskazuje wroga, który zaraz nas napadnie, to wymiana kadrowa w wojsku jest tym bardziej dziwna. Dziś w armii patrzy się nieżyczliwym okiem chyba na wszystkich, którzy służyli przed 1989 rokiem. Będą musieli z niej odejść. Katastrofa. Armia całkowicie utraci zdolność bojową. Bo o zdolności bojowej decydują nie tylko czołgi i szeregowi, ale dobrze przygotowani i doświadczeni dowódcy. Sprawdzeni bojowo. A kiedy stawia się na niesprawdzonych w boju, to trzeba mieć świadomość, że popełnia się rażący błąd, bo naraża się armię na duże straty na polu walki”.
Patrząc na politykę personalną MON można odnieść wrażenie, że minister Macierewicz najchętniej pozbyłby się większości oficerów z dłuższym stażem. I tak naprawdę nie wiadomo, czemu ma to służyć?
Młoda armia
Dzisiejsza armia jest politycznie podzielona jak całą reszta Polaków. Są ci, którzy na określenie Antoniego Macierewicza używają wyłącznie słów niecenzuralnych. Innym się podoba, bo wreszcie pojawił się ktoś, kto rozbija wojskowe układy i koterie. Bo wreszcie część wyższych oficerów, którzy uważali, że armia do nich należy, musi zgiąć kark przed pomocnikiem aptekarza - rzecznikiem MON, którego kompetencje w armii krótko podsumował gen. Skrzypczak: pomocnik kucharza. Tylko ten „pomocnik kucharza” trząsł kolejnymi jednostkami i generałami, którym w progu wręczał dymisje.
Ci, którym Macierewicz się podoba, chwalą jego pomysł z 53-tysięczną Obroną Terytorialną. Bo od czasu uzawodowienia armii jest problem z rezerwistami. W czasie obowiązkowego poboru mężczyźni przechodzili do rezerwy automatycznie. Wezwania na ćwiczenia były większą lub mniejszą fikcją, ale każdy wiedział, jak strzelać z kałacha. Uzawodowienie spowodowało zerwanie ciągłości rezerw. Coraz starsze roczniki pytały: kto po nich będzie bronił kraju, gdyby - broń Boże, do czegoś doszło?
Pomysł Narodowych Sił Rezerwowych był zupełną abstrakcją i porażką, powszechnie krytykowaną w armii. I przyszedł Macierewicz z jego wizją weekendowej Obrony Terytorialnej, która powstrzyma - gdyby zaszła taka potrzeba - rosyjski specnaz. Nie trzeba być czynnym i emerytowanym generałem, żeby pojąć absurd tego rozumowania. Tylko ze strony propagandowej wszystko jest w porządku. Zapał ochotników z grup paramilitarnych został wykorzystany.
Nakręcenie spirali zagrażającego nam konfliktu rozpaliło wyobraźnię Polaków, którzy - dzięki temu - mieli zatęsknić za rządami silnej ręki. Oto dobry grunt dla rządów PiS. Ponadto część komentatorów zwraca uwagę, że 53-tysięczna formacja OT ma być podległa bezpośrednio ministrowi Macierewiczowi, co prowokuje do pytań, czy nie zostałaby wykorzystana np. do tłumienia ewentualnych zamieszek?
Szef MON kupuje wojsko
Za min. Macierewicza zmieniono przepis, dzięki któremu szeregowi mogą wreszcie dosłużyć w armii wieku emerytalnego (po 15 latach służby). Jeszcze za rządów PO - PSL, jeśli przez 12 lat służby starszemu szeregowemu nie udało się awansować (co wcale nie było takie proste), to następował automatyczny „wypad” z armii. Nikt się nie przejmował głosami doświadczonych dowódców, że muszą odchodzić dobrze wyszkoleni i sprawdzeni w irackim i afgańskim boju weterani. Platforma Obywatelska próbowała ograniczać prawa emerytalne „mundurówki”, a PiS próbuje zdobyć wyborców rozdając pieniądze. To dwie - absolutnie różne koncepcje podejścia do władzy. Może dlatego młodzi się cieszą z podwyżek i łatwiejszej drogi awansu? Po „czystkach” już nie trzeba będzie mieć dobrych „pleców”, żeby awansować.
Gen. Skrzypczak tak komentował „Pomorskiej” te zmiany:
Żołnierze zostali „kupieni”, cieszą się dlatego, że dostali podwyżki. Jeśli dowódca kompanii czy batalionu cieszy się, że jego dobry dowódca brygady odchodzi i on ma nadzieję, że obejmie stanowisko po nim, to znaczy, że w armii powstał chory pęd do stanowisk i karier. Chory, bo on nie wynika z rozwoju oficera. To zgubne dla armii. Takie coś wykrzywia moralność armii. Rodzą się twory, które skupiają się na defiladach, a nie na poligonach.
Apele smoleńskie
Wydaje się, że armia szybko połapała się, z której strony wiatr wieje. Jeśli minister Macierewicz bez przerwy mówił o apelach smoleńskich i żołnierzach wyklętych, to armia posłusznie strzeliła obcasami i zaczęła wdrażać obowiązkowe wyjścia do kina na film „Historia Roja” oraz włączyła do ceremoniału apel smoleński nawet wtedy, kiedy nie chcieli go organizatorzy danej imprezy patriotycznej związanej np. z Powstaniem Warszawskim. I w kraju dochodziło do nieprzyzwoitych awantur, kiedy okazywało się, że jeśli nie będzie apelu smoleńskiego, to asysta wojskowa nie będzie możliwa.
Za to od razu była możliwa pod Pałacem Prezydenckim przez kolejne miesięcznice. Nie po to Antoni Macierewicz zwany „najwyższym kapłanem sekty smoleńskiej” został ministrem obrony, żeby nie wykorzystać tego w budowaniu religii smoleńskiej.
Okazało się również, że ministrowi Macierewiczowi zdecydowanie lepiej wychodzą opowieści o patriotyzmie niż zapewnianie obronności kraju. Przykład zerwanego kontraktu na francuskie Caracale i gołosłowne zapowiedzi Antoniego Macierewicza, że już, już nadlatują pierwsze dwa nowe śmigłowce; nie dwa śmigłowce, a osiem lub jedenaście i nie dziś, a może za dwa miesiące. I ciągle jeszcze ich nie ma. To dowód, że minister nie przywiązuje większej wagi do wypowiadanych słów. Czyż nie inaczej było w przypadku słynnych już Mistrali - okrętów desantowych, które Francja budowała dla Rosji?
Po aneksji Krymu i najechania na obwód ługański i doniecki - pod naciskiem opinii publicznej Francuzi sprzedali je nie Putinowi, a Egiptowi. Nasz minister obrony z sejmowej mównicy obwieścił całemu światu, że Egipt „odsprzedał” te okręty Rosji, czym naraził się po prostu na śmieszność, gdyż egipscy żołnierze nie ukrywali specjalnie, w jakich manewrach brały wtedy udział Mistrale.
Czy trzeba dodawać, że wiceminister Bartosz Kownacki usiłował zabłysnąć w cieniu swojego zwierzchnika i przypomniał Francuzom, kto ich uczył jeść widelcem? Tak im to w pięty poszło, że teraz ciągle chcą wysyłać żołnierzy na ćwiczenia do Polski i robić z nami interesy...
Armia liczniejsza o połowę
Czy w tych samych kategoriach należy odczytywać ubiegłoroczne zapewnienia Antoniego Macierewicza z Bydgoszczy, bo to właśnie na łamach „Gazety Pomorskiej” zapowiedział, że liczebność armii wzrośnie o połowę (bez Obrony Terytorialnej). Panie ministrze, gdzie to nowe wojsko?
Na razie to i nabór do służby w Obronie Terytorialnej nie idzie chyba najlepiej (choć resort obniżył kryteria zdrowotne), bo minister Macierewicz obiecywał prezydentowi Andrzejowi Dudzie, że już w grudniu ubiegłego roku pododdziały OT będą defilowały przez zwierzchnikiem, a na przełomie grudnia i stycznia osiągną zdolność bojową, ale widać ciągle jeszcze nie mogą się do tej defilady zebrać.
Przy okazji bezprecedensowego tempa i skali odwoływania i powoływania generałów trzeba jeszcze się zastanowić, czy aby naprawdę prezydent Duda jest zwierzchnikiem Sił Zbrojnych RP? Gesty wykonywane przez ministra Macierewicza świadczą że może prezydent formalnie jest tym zwierzchnikiem, ale tylko wtedy, kiedy pamięta o tym Antoni Macierewicz.
Liczba gaf i kompromitacji, które popełnił Antoni Macierewicz przewyższyła już Himalaje, a jednak nawet największe głupstwo, wypowiedziane przez niego, nie spowodowało odwołania go przez Jarosława Kaczyńskiego. Albo prezes PiS nie ma nic do powiedzenia w kwestii Macierewicza (mecenas Roman Giertych nazwał to na Twitterze metodą „haka ciągnionego”: „Dlaczego Misiewicz jest niezatapialny? Bo może zatopić AM. A czemu AM jest niezatapialny? Bo może zatopić JK. TO się nazywa hak ciągniony.”
Przypomnijmy, że mówimy ciągle o ministrze obrony 38-milionowego państwa należącego do Unii Europejskiej i NATO. A jeśli Antoni Macierewicz chwali się ubiegłorocznym szczytem NATO w Warszawie, ćwiczeniami „Anakonda” 2016 czy sprowadzeniem wojsk amerykańskich m.in. do Polski, to warto przypomnieć, że każdą z tych spraw rozpoczęli jego poprzednicy z PO - PSL. PiS tylko spijał śmietankę.
Zakupy dla armii
W retoryce ministra Macierewicz przebija nuta, że wojna z Rosją wisi już właściwie w powietrzu. Czym mamy się bronić? W tym roku MON powinno wydać kilkadziesiąt miliardów złotych m.in. na system obrony powietrznej średniego zasięgu, system rakietowy dalekiego zasięgu, na te nieszczęsne i jakże potrzebne śmigłowce, ale także na śmigłowce szturmowe „Kruk”. Śmigłowce szturmowe Mi - 24, pochodzące jeszcze z produkcji poradzieckiej, zostały mocno wyeksploatowane m.in. podczas misji w Afganistanie. Ich następcy nie nadlatują.
Portal Defence 24 przypomina jeszcze o potrzebie prac nad nowym bojowym wozem piechoty. Przez ile jeszcze lat poradzieckie BWP-y, używane przez polskich żołnierzy, a pamiętające dobrze czasy Układy Warszawskiego, będą w służbie? Dziennikarze Defence 24 snują wizję, że pojeżdżą jeszcze po 2025 roku. Tylko czy rzeczywiście jeszcze pojeżdżą?
Jeśli Antoni Macierewicz będzie dalej tak skuteczny w zapowiedziach dostaw dla polskiej armii, to miarą sukcesu obecnego MON zostaną słynne już długopisy taktyczne, którymi można pisać na mrozie i w upale. Mają ukryte ostrze i końcówkę do zbijania szkła. Czy to będzie tajna broń MON? (Sukcesu nie będzie, jak informują media, MON wycofało się z tego pomysłu).
Może pomyślą jeszcze o gustownych półpancerzach?
PS. Przez media przemknęła informacje (a może plotka), że Jarosław Kaczyński chciał odsunąć Antoniego Macierewicza od MON i zrobić z niego marszałka Sejmu. To byłaby jednak dobra zmiana.
Polskie Wojsko
- Dziś armia liczy ok. stu tysięcy żołnierzy i w zasadzie zmieściłaby się na Stadionie Narodowym (tego porównania bardzo nie lubią wojskowi). W PRL, kiedy byliśmy częścią Układu Warszawskiego mieliśmy ok. 450 tys. żołnierzy z poboru. Od 1989 roku armia była regularnie zmniejszana, aż w uzawodowionej znalazło się 101,5 tys. Dalsze 20 tys. - Narodowe Siły Rezerwowe, które - takie były optymistyczne założenia, miały zastąpić poborowych. Zgodnie z rankingami GlobalFirePower więcej od nas żołnierzy ma min. Hiszpania (123,5 tys.) Ukraina (160 tys.), Grecja (177 tys.) Niemcy (183 tys.), Wielka Brytania (205 tys.), Francja (228 tys.), Włochy (320 tys.) oraz Rosja - prawe 800 tys.). Słabością polskiej armii jest to, że jedna trzecia (a nawet 70-80 proc. - jak piszą niektórzy), to wojsko papierkowe roboty siedzące „za biurkiem”.
- Polska armia składa się z czterech rodzajów wojsk (będzie piąta - Obrona Terytorialna). Wojska Lądowe liczą ok. 48 tys. żołnierzy mających do dyspozycji ponad 500 przestarzałych czołgów T-72, ponad 200 PT-91 i ponad 200 Leopardów z Niemiec. Jak w przypadku każdej armii, jakiś procent sprzętu na kołach i gąsienicach nie jest sprawny. Mamy ponad tysiąc mocno przestarzałych BWP - bojowych wozów piechoty, ponad 70 nowoczesnych kołowych transporterów opancerzonych Rosomak, ponad 400 przestarzałych bojowych samochodów rozpoznawczych BRDM oraz ponad 200 Hummerów. Trochę lepiej jest haubicami samobieżnymi (ponad czterysta) są modernizowane i uzupełniane. Jeśli chodzi o śmigłowce Mi-2, Mi 24, Mi8 i Mi17, to jest po prostu dramat. Ok. 30 śmigłowców Mi24 tylko z częściowym wyposażeniem to niewielka siła uderzeniowa, która nie ma się co równać z liczbą rosyjskich śmigłowców (ponad 1,2 tys. śmigłowców uderzeniowych i transportowych).
- SIŁY POWIETRZNE Opierają się głównie na 48 Jastrzębiach, czyli F-16. Niedawno „Gazeta Wyborcza” informowała, że zmiany min. Macierewicz, doprowadziły do tego, że w armii brakuje wyszkolonych pilotów do latania na tych maszynach. Ponadto mamy MiG- 29 - 32 sztuki, Su 22 - przestarzałe - 48 sztuk, Samoloty transportowe CASA - 8 sztuk, Bryza - 14 sztuk. Etatowo Siły Powietrzne liczą ok. 15 tys. żołnierzy.
- MARYNARKA WOJENNA liczy ok. 8 tys. żołnierzy. Ma m.in. jeden okręt wsparcia logistycznego, dwie fregaty rakietowe, 1 korwetę zwalczania okrętów podwodnych, cztery okręty podwodne marki Kobben. Generalnie Marynarka Wojenna uważana jest za najbardziej zaniedbany rodzaj Sił Zbrojnych. Pozostałe, to ok. 29,5 tys. w tym Specjalsi 2,5 tys.