Doda: Moja mama zawsze powtarzała, że lepsza jest najgorsza prawda niż najpiękniejsze kłamstwo
Nigdy nikogo nie zdradziłam, uprawiam higieniczny i sportowy tryb życia, nie jestem od niczego uzależniona, przeciwnie, propaguję bardzo zdrowy styl życia. I powtarzam to często swoim fanom. W ogóle nie uważam się za skandalistkę.
Miesiąc temu ukazało się twoje drugie koncertowe wydawnictwo DVD „Riotka Tour”, czyli zapis występu, który zarejestrowano w Hotelu Arłamów w Ustrzykach Dolnych. Nie tylko tu zaśpiewałaś, ale też odpowiadałaś za produkcję, jak i reżyserię scenariusza.
Zawsze czuwam w stu procentach nad swoimi projektami. Taki mam już charakter, nie umiem iść na łatwiznę. Hołduję zasadzie, żeby zawsze podążać trudniejszą drogą, bo tam nie ma konkurencji (śmiech). Wiele osób idzie tam, gdzie jest po prostu łatwiej. Już chyba będąc dzieckiem starałam się nad wszystkim czuwać. Wydaje mi się, że jeżeli tak robię, to później mogę mieć pretensje jedynie do samej siebie, gdy coś wyjdzie nie tak jak trzeba. Poza tym wiadomo, że siebie łatwiej jest rozgrzeszać niż innych (śmiech). Każde przedsięwzięcie, którym się zajmuję, ma swój początek i koniec w mojej głowie.
Ciężko było wybrać najważniejsze utwory?
To jest moja druga koncertowa płyta DVD. Żałuję, że dopiero druga, ale mamy już z moim menedżerem diabelski, wręcz szatański plan, by połączyć trasę koncertową, która cieszyła się ogromnym zainteresowaniem parę lat temu, a nigdy jej nie nagraliśmy, z naszymi planami związanymi z zespołem Virgin. Myślę, że będziemy mieć świetną niespodziankę dla naszych fanów pod koniec tego roku. Klucz doboru utworów w przypadku DVD „Riotka Tour” był dosyć prosty. Chcąc kupić tylko jedną płytę jakiegoś artysty, to wybieram taką, która musi być jednocześnie jego wizytówką. Na tej płycie znalazła się też istotna dla mnie rzecz, czyli cover zespołu Guns N’ Roses, utwór „Sweet Child O’ Mine”.
20 czerwca w Gdańsku z zespołem Virgin będziesz rozgrzewać publiczność przed występem Guns N’ Roses. Ze Slashem już zaśpiewałaś, to może teraz szykuje się duet z Axlem…?
Myślałam o tym, kiedy wybierałam piosenki, które będziemy wykonywać podczas naszego występu przed gdańskim koncertem Guns N’ Roses. Zastanawiałam się, czy to w ogóle jest dobry pomysł, abym ja śpiewała „Sweet Child O’ Mine” przed Axlem, który robi to dziesięć razy lepiej. Uwielbiam go, to mój idol…
Ale nie brakuje osób, które twierdzą, że Axl śpiewa już nieco gorzej niż przed laty.
Byłam na koncercie Gunsów w Las Vegas i uważam, że Axl Rose wokalnie jest nadal świetny. Mimo wieku, mimo tylu koncertów i naprawdę bardzo eksploatującego trybu życia, bo jednak te piosenki są dość męczące, to Axl śpiewa nadal znakomicie. Dlatego zdecydowałam, że nie będę śpiewać tego utworu przed Gunsami. To jest ich czas i oni zrobią to najlepiej. Ja skupię się na swoich rockowych numerach, do tego pojawią się dwa covery, o które nikt mnie nie podejrzewa, a też są bardzo mocne. Będzie się działo w Gdańsku!
DVD „Riotka Tour” rozpoczynasz od utworu „If I could turn back time” („Gdybym mogła cofnąć czas”) z repertuaru Cher. Zmieniłabyś coś w swoim życiu?
Dużo osób zadaje mi to pytanie i za każdym razem odpowiadam różnie (śmiech).
A jaka jest wersja na dzisiaj?
Powiedziałabym, że gdybym mogła coś zmienić, to nie wypiłabym wczoraj dwóch lampek wina więcej. Ale mieliśmy naprawdę superkoncert i bardzo się cieszę, kiedy mogę wspólnie świętować z moim zespołem. A tak naprawdę niczego nie żałuję! Nie jestem osobą, która użala się nad sobą, zastanawia nad tym, co było. Myślę wyłącznie w kategoriach „tu i teraz”, ewentualnie, jak pokierować swoim życiem, by być szczęśliwym jutro.
Edith Piaf też śpiewała, że niczego nie żałuje.
To bardzo dobrze, bo wydaje mi się, że to najlepszy sposób na to, by być szczęśliwym. Nie jesteśmy w stanie cofnąć czasu i takie rozpamiętywanie jest bez sensu. Też uważam, że nie ma powodu, aby zamartwiać się na zapas; wtedy będziesz się martwić dwa razy.
Kibicowałaś Kasi Moś w konkursie Eurowizji?
Jestem patriotką i zawsze staram się wspierać Polskę, zwłaszcza jeśli o tytuły i nagrody walczą polscy wykonawcy. W dniu finału Eurowizji grałam koncert i tak się złożyło, że Kaśka Moś śpiewała swoją piosenkę akurat w momencie, kiedy ja też stałam na scenie. Przeprosiłam więc fanów i zapowiedziałam, że na telebimach będziemy robić transmisję z Eurowizji. Wstrzymujemy koncert, robimy przerwę i oglądamy naszą reprezentantkę. Tak też się stało. Zeszłam ze sceny, na telebimie pojawił się występ Kasi i razem z publicznością mocno trzymaliśmy za nią kciuki.
A ty widziałabyś siebie na Eurowizji?
Nie, wcale nie widzę siebie na Eurowizji. Szkoda jest mi bardzo Kasi Moś. Uważam, że bardzo się napracowała i na pewno miała duże marzenia oraz oczekiwania związane z tym konkursem. A tymczasem przyszło jej wrócić z takimi smutnymi przemyśleniami. Wielka szkoda. Rozmawialiśmy z moim menedżerem w samochodzie i zadawaliśmy sobie pytanie, jakimi Eurowizja kieruje się kryteriami, wybierając w zwycięzców w kolejnych latach. Ja mam wrażenie, że co roku jest inaczej, za każdym razem wymyślają coś innego. Kiedy chcą mieć trochę patriotyzmu, jakiegoś ruchu wyzwolenia, to wybierają Ukrainę, raz solistę, który pięknie śpiewa, a później kogoś, kto cicho mruczy do mikrofonu. I teraz mamy taką sytuację, że wszyscy znawcy muzyki niszowej czy poezji śpiewanej popisują się na Facebooku, że oto prawda i muzyka wygrała! A przecież każdy śpiewa tak jak może, śpiewa prawo i z sercem, tylko inaczej. Więc dlaczego akurat ten chłopak ma większe serce? Nie wiem, może dlatego, że śpiewa ciszej. Za każdym razem jest co innego. Moim zdaniem, za rok Eurowizji już nie wygra osoba, która śpiewa cicho, tylko wręcz odwrotnie.
To może jednak się skusisz?
To może ja jednak pojadę?! (śmiech). Nie. Nigdy na Eurowizję nie pojadę, chociaż jestem jej wielką fanką i kibicuję jej.
Robisz duży show na swoich koncertach, co widać na płycie. Opanowałaś umiejętność zmiany strojów do niemal każdej piosenki.
To 18 lat scenicznego doświadczenia, po prostu. Tak naprawdę każdy z nas jakby się skupił, mógłby przebrać się od stóp do głów w zaledwie minutę. Najgorszym wrogiem jest tylko panika. Kiedy przykładowo zaczepisz się w rękaw, suwak nie chce się zapiąć, a pojawia się odliczanie i za 10, 9, 8... sekund kończy się wstęp do piosenki i musisz już wejść na scenę. A ty głupia stoisz z rozpiętym suwakiem…
Ile razy byłaś w takiej sytuacji?
Za każdym razem tak mam. I nawet widzowie nie zdają sobie sprawy z tego, ile razy na koncertach na żywo byli świadkami jakiejś tragedii związanej z kostiumem. A kiedy zdarzają się telewizyjne koncerty, to podczas co drugiego takiego występu wychodzę z rozwalonym suwakiem, zasłoniętą dziurą, która zrobiła się minutę przed koncertem. Coś się musi wydarzyć.
Jesteś skandalistką? Od lat przypinają ci taką etykietkę.
Na początku trzeba sobie ustalić, co to znaczy: „być skandalistą?”. Bo dla mnie ktoś, kto zachowuje się skandalicznie, to jest osoba, która albo jest narkomanem, albo alkoholikiem, zdradza męża czy żonę, chodzi na imprezy i afterparty po koncertach ma takie, że latami się o nich mówi. To jest skandaliczne zachowanie. A okradanie pracowników, o którym się słyszy co krok w show-biznesie? Ja jestem uczciwym i rzetelnym pracodawcą, zawsze dotrzymuję słowa. Ja nigdy nikogo nie zdradziłam, uprawiam bardzo higieniczny i sportowy tryb życia, nie jestem od niczego uzależniona, a wręcz przeciwnie, propaguję bardzo zdrowy styl życia. I powtarzam to często swoim fanom. W ogóle nie uważam się za skandalistkę. Uważam się za osobę, która mówi prawdę, jest spontaniczna, odważna i nie ma nic wspólnego z byciem skandalistką.
Mówisz prawdę, która pewnie często boli i bywa, że odbija się na tobie rykoszetem.
To nie jest mój problem. Ja wolę, żeby mnie bolało, ale żyć w zgodzie ze swoimi przekonaniami, niż być zakłamaną osobą, która wszystkim chce zrobić dobrze, a tak naprawdę sobie robi źle. To jest najgorsze, co może być. Moja mama zawsze mówiła, że lepsza jest najgorsza prawda niż najpiękniejsze kłamstwo.
Twoje relacje z mamą są idealne?
Nie są idealne, też się kłócimy. Ona jest przewrażliwioną matką i bardzo chce nad wszystkim mieć kontrolę, zapominając, że ja mam 33 lata. Mam wrażenie, że czasem myśli, że mam trzy. Kłócimy się, bo ja też mam taką osobowość wolnego ducha. Jestem bardzo niezależna, wyprowadziłam się z domu, gdy miałam 14 lat. Ale mimo wszystko bardzo kocham moją rodzinę. Staram się za każdym razem swoim fanom tłumaczyć, że rodzina jest najważniejsza, trzeba jej bronić, dbać o nią. I to przy okazji kolejny argument, że etykietka skandalistki jest mi przypisywana niesłusznie.
Gdyby teraz obok nas siedziała twoja mama, usłyszelibyśmy festiwal zachwytów nad Dodą?
Gdyby ona tu siedziała, to mogłabym iść się zdrzemnąć, bo ona zagada wszystkich na śmierć. Mama robi mi ogromną reklamę, potrafi wyciągnąć wszystkie moje dyplomy z dzieciństwa, pokazuje, jak super zrobiłam laurkę w wieku pięciu lat. I słychać tylko: Doronia, Doronia, Doronia…
Rodzice odradzali ci kiedyś wejście do show-biznesu i związanie się z muzyką?
Nie, nigdy! Zawsze wspierali mnie w celu, który sobie obrałam. Poza tym nie wiem, który rodzic odradzałby realizowanie się w talencie, jaki dostało się od losu, Boga? Rodzice widząc, że dziecko jest utalentowane, inwestują raczej w niego swój czas i energię, by mogło się dalej rozwijać.
Boisz się czasami swoich marzeń? Bo spełniają się nawet tak odległe jak dzielenie sceny ze Slashem i Guns N’ Roses.
Wcale się ich nie boję. Moim zdaniem to najpiękniejsza część życia. Można sobie wyobrazić najmniej realną rzecz i jak się o niej bardzo myśli, to ona się spełnia. To fantastyczne.
To rodzaj chemii, energii z kosmosem, że im bardziej w coś wierzysz, tym bliżej jesteś upragnionego celu.
Na płycie przed utworem „Riotka” powiedziałaś, że to pożegnanie z popem i wstęp do bardziej rockandrollowego brzmienia.
Ostatnio myślałam, że pod koniec roku zacznę zabierać się za swoją solową płytę, po zakończeniu promocji albumu grupy Virgin. Zaczęłam już nawet zbierać powoli materiał, który będzie jeszcze ostrzejszy niż na Virgin. Po koncercie ze Slashem doszłam do wniosku, że nie ma sensu w moim wieku i po 18 latach kariery robić czegokolwiek wbrew sobie. Ja mam głos rockowy i w tym najlepiej się czuję.
Jakie słowa Slasha, skierowanie w twoją stronę, najbardziej utkwiły ci w pamięci?
„Masz najmocniejszy głos, jaki kiedykolwiek słyszałem”. Mieliśmy próbę i oczywiście darłam się do mikrofonu, jak to ja, głosem, który zablokował mi karierę w chórach kościelnych. Bo zawsze „przekrzykiwałam” koleżanki. Mam bardzo mocny głos, nie muszę się zbytnio zmuszać, żeby donośnie śpiewać. Slash rzeczywiście był w szoku.
Zamurowało cię wtedy?
Jestem przyzwyczajona, że w Polsce nikt się nie chwali. I ludzie raczej muszą coś udowadniać, że są dobrzy, zasłużyli na to, co mają, zapracowali. Raczej każdy każdego dołuje i mało kiedy ktoś kogoś poklepie po ramieniu, mówiąc: „wow, super robota”.
A szkoda, bo tak naprawdę sami sobie podcinamy skrzydła, kładziemy kłody pod nogi i to wszechobecne hejterstwo powoduje, że my, Polacy, w ogóle nie możemy się nigdzie wybić, rozwijać i być pionierami w Europie czy na świecie w jakiejś dziedzinie. Bo sami siebie ciągniemy w dół i nie wspieramy nawzajem.
Dlatego jestem do tego przyzwyczajona, ale znam też swoją wartość, wiem jakie mam dobre cechy, jaki talent, co sobą reprezentuję. Słowa Slasha utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Przypomniało mi się, jak to jest usłyszeć miłe słowo od kogoś, szkoda tylko, że nie z Polski.
Dorota „Doda” Rabczewska urodziła się 15 lutego 1984 roku w Ciechanowie. Jej rodzicami są dwukrotny medalista mistrzostw świata w podnoszeniu ciężarów Paweł Rabczewski i Wanda Rabczewska.
Jej przygoda z muzyką zaczęła się już od najmłodszych lat, gdy stwierdzono, iż posiada słuch absolutny. Równolegle z nauką w Społecznej Szkole Podstawowej w Ciechanowie, uczęszczała do szkoły muzycznej (klasa fortepianu).
Dziś to jedna z najpopularniejszych polskich wokalistek.
Ogólnopolską karierę rozpoczynała z zespołem Virgin, a w 2007 roku zaczęła odnosić sukcesy także jako solowa artystka.
Z zespołem Virgin 20 czerwca pojawi się na stadionie w Gdańsku, gdzie będzie rozgrzewać publiczność przed występem grupy Guns N’ Roses.