Doda: Nie szukam faceta!
Doda, czyli Dorota Rabczewska, nie śpiewa już popu, wraca do rocka, prezentując ze swą dawną grupą Virgin nową płytę - „Choni”. Rozmawiamy z najseksowniejszą polską wokalistką o jej karierze, fascynacjach, miłości i samotności.
Reaktywacja. Stało się! Doda i Tomek Lubert po 10 latach reaktywowali zespół Virgin. Do współpracy zaprosili muzyków grających w kapeli przed laty. Grupa już koncertuje w Polsce i w Niemczech
Znów nagrywasz z zespołem Virgin, wróciłaś do rocka. Ta estetyka jest Ci bliższa niż pop?
Zawsze tak było. Wszystkie moje eksperymenty z popem wychodziły ze strony wytwórni, która na podstawie rzekomych badań twierdziła, że teraz ludzie słuchają tylko popu i tylko pop się sprzedaje. Kiedy jednak zaśpiewałam ze Slashem, zrozumiałam, że już nigdy nie wrócę do popu.
Twój występ z byłym gitarzystą Guns N’Roses w łódzkiej Atlas Arenie był aż tak ważny?
To było najważniejsze wydarzenie w moim życiu. Bo stanęłam na scenie z moim największym idolem. A nie mam ich zbyt wielu, bo przecież zawsze stawiam siebie na piedestale i uważam, że to ja jestem najwspanialsza (śmiech). Slasha uwielbiałam od dziecka, miałam w pokoju ściany oblepione plakatami z jego wizerunkiem, do dzisiaj śpiewam na solowych koncertach „Sweet Child O’ Mine”. Kiedy więc zadzwonił do mnie pewnego dnia i powiedział, że byłby zaszczycony, gdybym zaśpiewała z nim w Polsce, a przecież nigdy nie występował z żadną piosenkarką, tylko raz z Fergie, to był dla mnie taki szok, że wszystko mi się przewartościowało. Kiedy stanęłam ze Slashem na jednej scenie przed 20-tysięczną publicznością, a on spojrzał na mnie spod swego cylindra, stwierdziłam, że już nigdy więcej nie sprzedam swego talentu i swej duszy za hajs. Nie będę już robić muzyki dla pieniędzy, tylko z miłości - a ja kocham tylko rocka.
Guns N’Roses to chyba ostatni zespół rockowy, który szokował od strony obyczajowej opinię publiczną. Teraz większe skandale wywołują gwiazdy popu, jak Madonna czy Lady Gaga. Rockmani stracili ikrę?
Może jedzą za dużo wieprzowiny? Tam jest pełno damskich hormonów (śmiech). Tak na serio: kiedyś była inna publiczność i inne media. Dawniej sprzedawało się najlepiej to, co było butne, na przekór i wbrew wszystkiemu. Popatrz na Janis Joplin, Jima Morrisona, Kurta Cobaina. Oni mieli wszystko gdzieś. Przychodzili na wywiady - a dziennikarze byli szczęśliwi, że z nimi rozmawiają. Teraz, jakbym rzuciła słuchawką podczas rozmowy, zaraz by mnie uznano za chamkę i prostaczkę, a na domiar dostałabym zakaz w radiostacji. Bo oznaczałoby to, że nie umiem się dogadać z mediami. Nagle ta zbuntowana postawa, która odróżnia artystów od innych zawodów, została stępiona. To wina mediów - bo tak nastawiliście publiczność. Zamiast podkręcać nasz indywidualizm i ekscentryczność, kazaliście nam współpracować ze sobą, jak zwykłym rzemieślnikom. Dlatego boimy się mówić to, co naprawdę myślimy. Boimy się ubierać na czerwono-żółto-zielono. Może dlatego coraz więcej ludzi tęskni za zwariowanymi artystami.
Jesteś jedyną gwiazdą na polskiej scenie muzycznej, która nie boi się prowokować. To jest u Ciebie naturalną skłonnością czy efektem przemyślanej strategii?
I to, i to. Jestem od dziecka odważna. Już w liceum wyróżniałam się sposobem zachowania, mówienia i ubierania. Miałam w tym wsparcie rodziców, którzy zawsze mówili, żebym się nigdy nie zmieniała. I tak mi zostało. Niedawno siedziałam z Tomkiem (Tomasz Lubert, założyciel grupy Virgin - red.) na kawie i on pyta: „Jak tam twoja sprawa z Agnieszką Szulim?”, odpowiadam mu: „No wiesz: będę miała jakieś roboty społeczne”. Na co on wybucha mi śmiechem w twarz. „Tomek, to wcale nie jest śmieszne, bo będę miała wyrok” - odparłam. Po czym on pyta: „A w piątek masz czas, bo zapraszają nas na wywiad”. „Ciężko będzie, bo rano mam sprawę o pobicie policjanta” - ja mu na to. I oboje zaczęliśmy się śmiać. Oczywiście żartowałam - ale tak właśnie powinien wyglądać rock’n’roll! Cóż: jestem chyba jedyną osobą w polskim show-biznesie, która zdaje sobie sprawę z tego, jak krótkie jest życie i nie boi się być sobą. To nie pieniądze, które zarobiłam, nie samochód, którym jeżdżę, nie mieszkanie, w którym mieszkam, są dla mnie najważniejsze. Ale właśnie to, że nie jestem od nikogo zależna i mogę robić czy mówić, co chcę.
Są granice, których nie przekroczysz?
Staram się nie mieszać w politykę. Nie czepiam się chorób i nie rozmawiam o rodzicach osób, które są moimi wrogami. Uważam, że są to tematy tabu: śmierć, choroby, rodzina.
Jesteś jedną z niewielu polskich gwiazd, które wykorzystują w karierze własną seksualność. Inne nasze piosenkarki są zbyt wstydliwe?
Szczerze powiedziawszy w ogóle mnie nie interesuje, co one myślą. Ale dobrze, że tego nie robią - bo wtedy ja mogę to robić. Poza tym: chyba nie wszystkie mogłyby chodzić w stringach na scenie, bo nie każda ma do tego warunki (śmiech).
Najwięcej kłopotu przyniosły Ci religijne prowokacje. Nie będziesz już więcej się na takie tematy wypowiadać?
Nie warto.
Media lubią również prowokować Ciebie. Choćby przez to, że co jakiś czas ogłaszają „koniec Dody”. To dla Ciebie bolesne?
Przypuśćmy, że ptak narobił ci na kurtkę. Za pierwszym razem wkurzasz się. Jeśli jednak powtarza się to za każdym razem, kiedy wychodzisz z domu, przyzwyczajasz się i nie robi to już na tobie wrażenia. Mało tego: z czasem zaczyna cię to bawić i masz ze sobą parasolkę, żeby uniknąć tego kłopotu. Czasem nawet potrafisz to przekuć na swój sukces. Bo mówisz do swojej dziewczyny: „Jeśli znowu się to wydarzy, to kupujesz mi krawat”. I za chwilę jesteś bogatszy o ten element garderoby. Reasumując: nikt mi nic nie dał, więc mi nikt nic nie zabierze. Wszystko zawdzięczam sobie - no i Tomkowi, który dawno temu wybrał mnie w castingu na wokalistkę Virgin.
Twoje najbliższe koncerty z Virgin nie będą tak efektowne, jak Twoje solowe występy w ramach „Riotka Tour”. Nie będzie Ci brakowało spektakularnego show?
Jak co dzień jadasz w ekskluzywnej restauracji homara, to ci się w końcu to znudzi i zapragniesz zwykłej kanapki. Tak samo jest z koncertami. Kiedy co tydzień mam na estradzie szesnaście tancerek, przebieranki, pirotechnikę i do tego jeszcze jakieś zapadnie, to z czasem mam ochotę po prostu wyjść na scenę i dać czadu tylko do gitarowych riffów.
„Riotka Tour” było pierwszą próbą zrobienia nad Wisłą takiego show, jakie robią zachodnie gwiazdy. Da się w Polsce stworzyć tak spektakularne widowisko?
Już kiedy zaczynałam karierę w wieku 17 lat, wolałam inwestować w swoje show niż we własny majątek. Wielokrotnie rezygnowałam z gaży, żeby opłacić tancerzy czy pirotechnikę. Bo wolałam zobaczyć zdziwione miny swoich fanów niż kupić nowy samochód. I dorobiłam się opinii gwiazdy, która zaskakuje na koncertach. Czy było trudno to uzyskać? Nie - to tylko kwestia scenicznego zmysłu i koncertowej kreatywności. Zaczynałam w Teatrze Buffo, uczyłam się od najlepszych. Dlatego to umiem - jestem reżyserką i producentką wszystkich swoich koncertowych DVD.
A zawsze w mediach mówiło się, że to wszystko opracowuje Twój sztab ludzi.
Wszystko to są moje pomysły, ale realizuje je oczywiście sztab zaufanych ludzi. Pracuję z nimi od wielu lat - i jestem pewna, że dokładnie zrealizują wszystko to, co sobie wymyślę.
Łatwo komuś zaufać w show-biznesie?
Zaufać zawsze jest łatwo, ale potem można za to dostać w tyłek. Ja mówię o moich pracownikach, z którymi znam się od wielu lat. Generalnie zasada jest jednak prosta: nie wolno ufać nikomu. Inaczej wpuszcza się piranię do kąpieli.
Masz przyjaciółki lub przyjaciół w show-biznesie?
Nie mam i nie będę mieć. Jedynym wyjątkiem jest Tomek. Ale to co innego, bo zaczynaliśmy i poznawaliśmy wszystko wspólnie. Mam kilku przyjaciół spoza branży - bo wyznaję zasadę Platona, głoszącą, iż kto ma wielu przyjaciół, tak naprawdę nie ma żadnego. Ja bardzo się angażuję w przyjaźnie i staram się robić wszystko, aby fajnie spędzać razem wspólne chwile.
Na kogo możesz liczyć w trudnych chwilach?
Na rodziców. To mój filar bezpieczeństwa. Oni zbudowali mi dosyć mocny kręgosłup moralny. Dlatego są dla mnie najważniejsi i o nich przede wszystkim dbam.
A mężczyźni?
Na nich nie zwracam już uwagi, bo zmieniam ich częściej niż rękawiczki.
Trudno spotkać szczerego mężczyznę, któremu można zaufać?
Jest mi tak samo trudno jak innym. Z każdym swoim narzeczonym funkcjonowałam na zasadzie swego rodzaju symbiozy. Jedyną moją udręką jest to, że wszystkich facetów mierzę swoją miarą. Tego, co wymagam od siebie, wymagam też od innych. A ja jestem dosyć wszechstronna, ciężko mi więc znaleźć odpowiedniego mężczyznę. Niech jednak ktoś nie pomyśli, że kogoś teraz desperacko szukam.
Masz dosyć związków?
Głośno deklaruję: nie szukam i nie chcę teraz żadnego faceta! Tyle przez nich wycierpiałam, że już mi wystarczy.
Czego nauczyłaś się o facetach?
Że po związku ze mną nagle odkrywają w sobie talent literacki. Snują potem w mediach wspaniałe opowieści ze mną w roli głównej! Szkoda, że to wszystko nieprawda.
Ale niedawno ogłaszałaś, że jesteś stworzona do życia z drugim człowiekiem.
Gadałam głupoty. Tylko krowa nie zmienia nigdy zdania.
Nie czujesz się czasem samotna?
Najgorsza jest samotność z drugą osobą przy boku. Jestem trochę dziwakiem: dlatego, kiedy długo przebywam w towarzystwie ludzi, szybko się męczę. Mam wąskie grono osób, w towarzystwie których się nie męczę, ale odpoczywam. Najbardziej cenię sobie jednak moment, kiedy wracam sama do domu, kładę się w swoim łóżku i włączam telewizor na kanał, który chcę. Dla innych te chwile są oznaką bycia samotnym - a dla mnie to luksus.
Chyba każdy lubi pobyć sam ze sobą.
Nie. Moje koleżanki uwielbiają wisieć na szyi swoim facetom. Jedna przyjaciółka jest tak walnięta, że nie potrafi zasnąć bez chłopaka. Musi być pod jego pachą. Dlatego jej mówię: „Ty się lecz!”. A ja nienawidzę spać z kimś. Od razu mi się ciśnie na usta: „Czy mógłbyś oddychać ciszej?” albo „Czy mógłbyś mrugać ciszej?”. (śmiech)
Podpisałaś kontrakt z wytwórnią w wieku 17 lat. Teraz masz już prawie drugie tyle. Jak się zmieniłaś przez ten czas?
Zawsze doskonale wiedziałam, czego chcę. Zmieniło się tylko to, iż mam dzisiaj większą świadomość tego, że jeśli szukam kogoś, kto pomoże mi coś zmienić w moim życiu, to muszę spojrzeć w lustro. Utwierdziłam się w przekonaniu, że robiąc karierę, mogę liczyć jedynie na siebie. Nauczyłam się też dużej pokory, empatii i cierpliwości do ułomności innych ludzi. Częściej zdarza mi się teraz machnąć ręką, jeśli ktoś nawala. Nie jestem też taka mściwa jak kiedyś. Częściej wybaczam, bo odciąża mnie to, kiedy ten balast spada mi z serca. Szkoda mi życia na negatywne emocje.
Miałaś moment, kiedy woda sodowa uderzyła Ci do głowy?
Oczywiście. Wydawałam wielkie pieniądze na ciuchy. Potrafiłam wynająć prywatny odrzutowiec, lecieć do Mediolanu, wrócić z torbami do domu i zobaczyć, że już dokładnie takie same rzeczy kupiłam tydzień temu. To było marnotrawstwo. Musiałam jednak przez to przejść, bo to był syndrom osoby pochodzącej z małego miasta, która nagle dorobiła się i zachłysnęła na moment tym bogactwem. Moi rodzice nigdy nie byli majętni, w okolicy nie było supersklepów. Pamiętam, jak oglądałam MTV i marzyłam, żeby mieć taki pasek z diamentami od Dolce & Gabbany, jak Mandaryna. Kiedy więc dostałam możliwość zrealizowania takich marzeń, po prostu zwariowałam ze szczęścia. Rzuciłam się na to jak szczerbaty na suchary.
Co sprawiło, że otrzeźwiałaś?
Debet na koncie (śmiech). To nie była studnia bez dna. Inni artyści wydają wszystko na alkohol, dragi. Popadają wtedy w nałogi - bo to jest od nich silniejsze. Ja szybko zrozumiałam, że to tylko szmaty i nigdy nie poprawią one mojej wartości. Dlatego uspokoiłam się - i zaczęłam inwestować pieniądze w takie dziedziny życia, które przynoszą kolejne pieniądze.
Czasem wydaje się, że płacisz dosyć wysoką cenę za sławę. Mimo wszystko warto było?
Spełniam marzenia. A za to warto zapłacić każdą cenę. Ani nie zabiorę ze sobą do grobu swych dolarów, ani swych narzeczonych. Kiedyś usłyszałam, że człowiek rodzi się z zaciśniętymi piąstkami, jakby chciał zagarnąć cały świat, a umiera z rozłożonymi rękami, jakby chciał powiedzieć, że nic ze sobą nie zabierze. I taka jest prawda. Bo ostatecznie zostają tylko wspomnienia i spełnione marzenia.