Domki, których nie ma [zdjęcia, wideo]

Czytaj dalej
Fot. Amanda Bicnell
Adriana Boruszewska

Domki, których nie ma [zdjęcia, wideo]

Adriana Boruszewska

W sprawie rejestracji domków holenderskich obywatel musi kłamać. Choć pierwsze trafiły do Polski 20 lat temu, a biznes kręci się na całego, kolejne rządy nie zauważyły tego zjawiska. „Holendry” nijak nie mieszczą się w prawie budowlanym. Być może już niedługo.

Z domkiem holenderskim jest jak z rybą po grecku. Gdy serwuje się ją Grekom - nie wiedzą o co chodzi. W Holandii, owszem, wypoczynek w domkach jest bardzo popularny, ale wszystkie sprowadza się z Wielkiej Brytanii, gdzie tego typu mobilne apartamenty wymyślono i produkuje się zdecydowaną większość z nich.

- Polska nazwa wzięła się chyba stąd, że w takich domkach kwaterowani byli kiedyś nasi pracownicy w Holandii - śmieje się pan Edward, który sprzedaje domki w Wielkopolsce. - Dziś ludzie kupują takie same (20-30-letnie) domki z Holandii, aby kwaterować w nich pracowników z Ukrainy, którzy zbierają u nas truskawki.


Wideo: Tak wygląda transport domków

Na czym polega fenomen apartamentów na kółkach?

- Domki nie są przyczepami - precyzuje Rafał, który od lat żyje z handlu domkami w Poznaniu. - Mają wszystkie elementy prawdziwego domu: osobny salon, dwie sypialnie, kuchnię z osobnym stołem, łazienkę. Wszystko ma swoje miejsce - tam, gdzie się śpi, tam się nie je, miejsce w którym się je - nie służy do wypoczynku. Wielu Polaków na co dzień nie ma takiego komfortu w swoich M-2 czy M-3.

Rafał widzi też inna zależność: - Im mniej czasu wolnego mają ludzie, tym większe jest zainteresowanie tymi obiektami. Po co budować domek letniskowy, na który trzeba wydać majątek? Ludzie wolą gotowe rozwiązania. Domek holenderski daje ten sam albo i większy komfort. Kupujesz go z umeblowaną kuchnią, wygodnymi materacami, ubikacją, prysznicem. Masz do dyspozycji gazowy kominek, możesz bez skrępowania przyjmować gości w salonie. Dziś kupujesz, jutro mieszkasz. Czego chcieć więcej?

Rzeczywiście, luksusowo wyposażone domki są realną alternatywą dla przaśnych kwater i drogich pensjonatów. Co prawda do Polski trafiają zwykle konstrukcje około 20-letnie (nowe kosztują nawet 60 000 funtów), ale i one wyposażeniem biją często na głowę nasze stare Brdy.

- Najważniejszy czynnik to jednak cena - uważa Maciej Pietruszewski, który od pół roku sprzedaje domki w Rychnowach. - Za cenę dachu w domku letniskowym można mieć cały obiekt do wypoczynku.

Domki holenderskie znalazły już swoje polskie kopie. Kilka firm produkuje podobne obiekty, ale dostosowane do potrzeb polskiego odbiorcy - docieplone, obite przyjaznym dla oka drewnem lub minimalistyczne konstrukcje modułowe.

W Polsce są kupowane nie tylko do wypoczynku. Powstają w nich letnie lokale gas tronomiczne, hotele robotnicze i magazyny. Znane są przeróbki na domki letniskowe. Z kilku modułów domków holenderskich powstało nawet Muzeum Lalek.

Polscy sprzedawcy podkreślają, że produkcja domków holenderskich jest w Wielkiej Brytanii lukratywnym biznesem. Fabryki z Wysp to giganty, przy których nawet polska fabryka Volkswagena wygląda jak mikrus.

Jednak domki holenderskie mają też swoich zajadłych wrogów. Otwarcie krytykują je architekci, według których „kanciaste puszki z blachy falistej” psują krajobraz.

Maciej Pietruszewski nie zgadza się z tą opinią: - Być może starsze konstrukcje, z płaskimi dachami nie wszystkim się podobają, ale nowsze modele są naprawdę gustowne. Przecież w Anglii są ogromne pola domków i jakoś nikomu nie przeszkadzają.

Mobilne apartamenty jawnie zwalczają też niektóre gminy nadmorskie. Rafała z poznańskiej firmy taka sytuacja nie dziwi:

- Nie mają powodów, żeby nas lubić. Postrzegają domki holenderskie jako coś nieopłacalnego dla siebie. Bo domki są dużą konkurencją dla wszelkich kwater i pensjonatów, nie przynosząc gminom takich zys ków. Z tego powodu, korzystając z luki prawnej, gminy grają często właścicielom na nosie.

Wszyscy nabywcy domków holenderskich prędzej czy później stają przed tym samym dylematem. Nie bardzo wiadomo, co właściwie kupili. Bo w polskich przepisach tego typu konstrukcja nie istnieje. Domki, choć mobilne, nie są przyczepami i jako takie nie są rejestrowane, ale przez brak stałego umocowania w podłożu - nie są też obiektami budowlanymi.


Wideo: Wyposażenie nowoczesnych domków

- Ile starostw, tyle interpretacji - przyz naje Maciej Śmieszek, kierownik referatu budownictwa i architektury w Starostwie Powiatowym w Tucholi. - My akurat przyjęliśmy swoją interpretację. Będziemy się jej trzymać, bo mieliśmy już niejedną kontrolę i nikt dotąd do tego się nam nie przyczepił. Zazwyczaj ludzie przychodzą i pytają jak zrobić, żeby było dobrze. Jeśli jednak ktoś upiera się, żeby nazwać to domkiem holenderskim, nie da się tego zrobić dobrze i szybko.

- Osoby, które chciałyby postawić taki domek, muszą się wpasować w to, co mówi ustawa - tłumaczy Magdalena Gierszewska ze Starostwa w Chojnicach. - Mogą zgłosić tego typu obiekt jako budynek gospodarczy czy budynek rekreacji indywidualnej.

Problem w tym, że wówczas będzie to już „budynek”, z wszelkimi tego konsekwencjami. Do tego budynek gospodarczy pos tawić można tam, gdzie plan przewiduje również budowę budynku mieszkalnego. Łatwiej jest z budynkiem rekreacji indywidualnej, ale i w tym przypadku nie mamy możliwości postawić obiekt na działce rolnej (a te znajdują się często w atrakcyjnych turystycznie miejscach). Niektórzy korzystają więc z możliwości, które dają przepisy i zgłaszają domki holenderskie jako obiekty tymczasowe. Takie rozwiązanie uczyni nas szczęśliwymi, ale tylko rzez 120 dni. Później domek powinien zniknąć. W praktyce wielu właścicieli występuje do urzędu z kolejnym pismem i przesuwa domek o kilka metrów.

Najbardziej przyjazną właścicielom domków holenderskich politykę stosuje Starostwo w Brodnicy.

- Zakładamy, że jeśli jest to obiekt na kółkach, niezwiązany trwale z gruntem, powinien być traktowany tak samo jak przyczepy - uważa Magdalena Kuczkowska-Kaleta, naczelnik wydziału architektury i budownictwa. - Jeśli jednak ktoś wyleje płytę albo osadzi domek na fundamentach - musi liczyć się z tym że ktoś poinformuje o tym nadzór budowlany i wówczas konstrukcja ta może zostać potraktowana jak niezgłoszony obiekt budowlany.

Właściciele „holendrów” z konieczności prześcigają się zatem w pomysłach na rejestrację domu. Większość z lekkim zmieszaniem kładzie na powiatowe biurko pisemko o budowie 35-metrowego domku gospodarczego.

Ten wariant przetrenował między innymi Przemysław Śliwiński, właściciel firmy SmartMod, która produkuje podobne do holenderskich konstrukcje modułowe: - Pytałem w urzędzie, co to jest budynek gospodarczy. „To jest miejsce, w którym będzie pan trzymał narzędzia” - usłyszałem. OK, więc będę tam trzymał narzędzia. A oprócz tego łóżko, meble kuchenne i wyposażenie łazienki.

Gdzieniegdzie domki holenderskie figurują w powiatowych papierach nawet jako pracownie pszczelarskie albo suszarnie tytoniu.

- Znalazłem parę sposobów na dobre wybiegi, ale najlepiej jednak upierać się, że to przyczepa - szczyci się pan Edward. - Można wystąpić do wydziału ruchu drogowego na przejazd przyczepy wolnobieżnej specjalnej. Kosztuje to niewiele i nie potrzeba rejestracji. Urzędnik z wydziału budownictwa nie może podważyć decyzji swojego kolegi, więc nie będzie mógł twierdzić, że coś, co uznano za przyczepę jest budynkiem.

Ale ta metoda ma też słabsze strony

- Pojawia się problem podłączeń sanitarnych - przyznaje przedsiębiorca. - Na szczęście na Zachodzie również przed nami przetrenowali ten problem. Bo oni również walczą ze swoimi absurdami prawnymi. Wpadli na pomysł, żeby kanalizacje i wodę puszczać naziemnie, wprost do wozu asenizacyjnego. Wówczas kanalizacja nie jest kanalizacją!

Rafał z Poznania: - Przyczepa wolnobieżna już nie przechodzi. Kiedyś tak było, ale ministerstwo nie chce już się godzić na taki interpretacje. Zbiegło się to w czasie z aferą z domkami na Półwyspie Helskim, gdzie ludzie rzeczywiście mocno nagięli przepisy. Najprostszy patent to dziś „pomieszczenie socjalne”. Jeśli ktoś prowadzi działalność gospodarczą, może domek przeznaczyć na wypoczynek dla pracowników. Wypróbowana metoda, działa.

Ministerstwo Infrastruktury i Budownic twa bije się w piersi: „Obowiązująca od 1 stycznia 1995 r. ustawa prawo budowlane była przedmiotem licznych nowelizacji, niemniej żadna z nich (w tym tak zwana „mała nowela prawa budowlanego”), nie uregulowała w sposób dostateczny tego zagadnienia” - czytamy w odpowiedzi, którą otrzymaliśmy na nasze zapytanie. „Pojęcie „domku holenderskiego” nie zostało szczegółowo określone w przepisach, w związku z tym problematyka ta została poddana uznaniu administracyjnemu”.

Tyle, że „uznanie administracyjne oznacza”, że niczego nie można być pewnym.

Właściciele domków zwrócili się o interwencję w sprawie tego chaosu do posła Pawła Szramki z Brodnicy: - Polacy powinni mieć swobodę w decydowaniu o tym, jaki rodzaj domku wypoczynkowego zakupić - uważa Szramka. - Niestety polskie prawo budowlane rzuca im kłody pod nogi.

Zdaniem posła Szramki nie można wykluczyć, że urzędowa amnezja w sprawie domków holenderskich nie jest przypadkowa: - W rozmowach z zainteresowanymi często słyszę, że taki stan rzeczy może być wynikiem działań lobby architektonicznego - twierdzi poseł.

Wszystko wskazuje na to, że udręka właścicieli „holendrów” dobiegnie końca: - W przyszłym kodeksie urbanistyczno-budowlanym, planujemy, aby domki holenderskie co do zasady były kwalifikowane jako obiekty tymczasowe (z uwagi na charakter ich użytkowania) i były zwolnione z obowiązku uzyskania decyzji o pozwoleniu na budowę - wyjaśnia Ewa Kisil, rzecznik Ministerstwa Infrastruktury. - Planowane jest też wprowadzenie kategoryzacji poszczególnych obiektów. Chodzi o to, żeby nie było wątpliwości dla jakiego rodzaju obiektu jest konieczność zgłoszenia, pozwolenia na budowę, a w przypadku jakiego niepotrzebne są jakiekolwiek dokumenty.

Poczekamy, zobaczymy.

Adriana Boruszewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.