W Stanach Zjednoczonych na nowo odżyła debata na temat prześladowania mniejszości i brutalności policji. A wszystko przez protest sportowca, na który histerycznie zareagował gospodarz Białego Domu
Był wieczór, kilka minut po godz. 19. Nad stadionem Guaranteed Rate Field, gdzie drużyna Chicago White Sox podejmowała Los Angeles Angels, powoli zapadał zmrok. Baseballiści ustawili się w rzędach wzdłuż linii boiska przy swoich ławkach. Stojący między nimi solista zaczął śpiewać hymn. Kilkunastu chicagowskich reporterów wyciągnęło szyje, by z dostrzec coś wyjątkowego. Ale żaden z zawodników nie uklęknął na jedno kolano.
Protest Colina Kaepernicka nie dotarł na mecze Major League Baseball, choć pierwszy przypadek solidarności z uprawiającym futbol amerykański quarterbackiem już się w tej dyscyplinie zdarzył. W awangardzie walki o prawa Afroamerykanów są głównie gracze National Football League.
Mogło być inaczej, gdyby Kaepernick, wypatrzony kilka lat temu przez jednego ze skautów konkurencyjnej wobec White Sox baseballowej drużyny z północnego Chicago - Cubs, skusił się na oferowane mu 50 tys. dolarów.
Kaepernick zbyt kochał futbol, by go zdradzić. Rzecz w tym, że dziś to on może się czuć zdradzony przez ukochaną dyscyplinę. A ściślej mówiąc, przez właścicieli zawodowych klubów. Choć jest jednym z najlepszych graczy i jako tzw. wolny agent może podpisać kontrakt z każdym zespołem NFL, nikt nie chce dać mu pracy. Nieoficjalnie można usłyszeć, że zatrudnienie Kaepernicka „grozi podziałami w szatni” jak podczas ubiegłorocznych rozgrywek w drużynie San Francisco 49ers.
W dalszej części tekstu dowiesz się, skąd wzięły się problemy Kaepernicka i jak na jego gest zareagował Donald Trump.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień