Donald Trump znów ruszył do batalii o Biały Dom
Pasuje do niego określenie celebryta, bogacz, nie uwiera go gorset prezydenta najpotężniejszego kraju na świecie. Donald Trump nie chce poprzestać na jednej kadencji i rusza do walki.
Z hasłem „Utrzymajmy Amerykę wielką” (Keep America Great) prezydent Donald Trump ruszył do walki o drugą kadencję. Mimo że gospodarka amerykańska wydaje się być w dobrym stanie, a nastroje społeczne są korzystne, to miliarder musi być czujny, czeka go bowiem zacięty bój o najwyższą stawkę.
Nie ma przecież gwarancji, że nie nastąpi gospodarcze tąpnięcie, które mogłoby także dotknąć Amerykę. Na razie jest dobrze. Gospodarka USA notuje ponad trzyprocentowy wzrost, bezrobocie najniższe od czterech dekad, a Amerykanie głosują głównie swoimi... portfelami. Żyjemy jednak w ciekawych i trudnych czasach i nie można wykluczyć, że np. wojna handlowa amerykańsko-chińska, wywołana przez Trumpa, czy inne, nieznane jeszcze problemy nie przerwą tego błogiego stanu.
Ameryka znów wielka
Trump wydaje się nie przejmować zagrożeniami i od tygodni walczy o pozostanie w Białym Domu. Jego zwolennicy przyjęli go na czerwcowym wiecu w Orlando na Florydzie owacyjnie, podobnie jak hasło z poprzedniej kampanii „Uczyńmy Amerykę znowu wielką” (Make America Great Again). Prezydent był w żywiole, sypnął obietnicami: ulgi podatkowe dla rodzin, lepsza opieka nad weteranami, reforma wymiaru sprawiedliwości i ostro postraszył opozycją. Że chcą zniszczyć Amerykanów i Amerykę w kształcie, jaki znamy. Ale nie uda im się. Nie pozwolimy im - grzmiał. Przypomniał, że od początku rządów on i jego ludzie są dosłownie „oblężeni” przez Demokratów, atakują go bez przerwy „fake media” i najgroźniejsze stwory z waszyngtońskiego „bagna”, które on stara się jakoś oczyścić. Jego zdaniem śledztwo w sprawie jego powiązań z Rosją było niczym innym, jak jedynie próbą obalenia demokracji. Zapowiedział, że „dni okradania amerykańskich miejsc pracy, amerykańskich przedsiębiorstw oraz amerykańskiego bogactwa się skończyły”.
Ogłoszenie walki o drugą kadencję było formalnością, bo kampania Trumpa trwa tak naprawdę od pierwszego dnia prezydentury. Co jakiś czas Trump rusza w Amerykę i wygłasza płomienne mowy. Czuje się bardzo dobrze w tej roli. Jak celebryta, który w wyścigu po prezydencki fotel dystansuje demokratycznych polityków o lata świetlne. Demokraci nadal nie wiedzą, kogo wystawią do decydującego pojedynku z Trumpem.
Prezydent ma po swojej stronie gospodarkę, najważniejszy atut w każdej amerykańskiej kampanii. Bo opozycja nie oszczędza go na każdy kroku, co nominacja Trumpa, to ostra krytyka, co dymisja w jego gabinecie, to coraz więcej pomyj wylewa się na głowę Trumpa. Ale jeden z najbogatszych i najpopularniejszych biznesmenów i polityków amerykańskich niewiele sobie z tego robi. Czy ma powody do niepokoju?
Wygranej nie ma w kieszeni
W obecnej sytuacji za sensację uznaje się niedawny sondaż przeprowadzony przez dr. Douglasa Schwartza na uniwersytecie Quinnipiac w Hamden, w stanie Connecticut. Otóż wynika z niego, że gdyby wybory prezydenckie odbyły się dziś, 54 procent zarejestrowanych wyborców zagłosowałoby na... byłego wiceprezydenta Joe Bidena, a tylko 38 procent na prezydenta Trumpa. Co więcej, Trump przegrałby również, gdyby miał za przeciwników innych Demokratów, takich jak Bernie Sanders, Elizabeth Warren, senator z Massachusetts, Kamala Harris z Kalifornii, czy nawet burmistrza South Bend Pete Buttigieg. Z tych badań wynika też, że białe kobiety zdecydowanie chciałyby w najbliższych wyborach oddać głosy na Demokratów.
Trump ponoć nie zamawia sondaży, jest swoim własnym strategiem i własnym specem. Bo, jak podkreśla, jest poza układami. Nic więc dziwnego, że w sztabie Donalda Trumpa nie wyczuwa się niepokoju, walka się przecież jeszcze nie rozkręciła i finisz będzie znów należał do Trumpa, mówią ludzie z jego otoczenia. On sam robi swoje, wykorzystuje każdą okazję, by pochwalić się, jak ciężko pracuje i jak bardzo walczy o szczęście i dobrobyt Amerykanów. Tak było na konferencji prasowej na zakończenie niedawnego szczytu G7 we Francji. Trump, który politykę traktuje w biznesowym stylu, pożalił się, że na pracy prezydenta traci od 3 do 5 miliardów dolarów (prawdopodobnie w kadencji, a nie co roku), bo przemawiając do dziennikarzy, robi to za darmo. Gdybym jeździł z odczytami, płaciliby mi za to, przypomniał.
Prezydent może zaskakiwać, mówiąc na przykład, że dzięki niemu i jego historycznym spotkaniom z Kim Dzong Unem szansę na wspaniały rozwój zyskała... Korea Północna. A przywódcy Chin pewnie zagryzają teraz ze złości zęby, słysząc z ust amerykańskiego prezydenta, że Kraj Środka „wysysa” z gospodarki Stanów Zjednoczonych 500 miliardów dolarów rocznie (!). I dlatego Waszyngton musi zawrzeć z Pekinem nową umowę handlową, która zadowoli Amerykę. Tak jak to zrobił wcześniej z Kanadą, Meksykiem i innymi krajami. Iranowi najpierw groził ciężkimi dolegliwościami, teraz pochwalił Irańczyków, z którymi miał robić interesy w Ameryce przy budowie wielu obiektów i daje szansę na rozwiązanie impasu w stosunkach z Teheranem.
Zwykli Amerykanie kupują ten przekaz. Bo Ameryka znów staje się potężna, jak zapewnia ich co chwila prezydent. Jest bogaty, więc nie musi kraść, a jako facet spoza układów, może reformować wszystko, mówią o urodzonym w 1946 w Nowym Jorku Trumpie, który według magazynu „Forbes” ma majątek warty ponad 4 mld dolarów.
Nawet w dzisiejszym świecie, gdzie bardzo trudno ukryć cokolwiek o sobie, Donald Trump stanowi jedną wielką zagadkę. A więc podobno ma bzika na punkcie sprawowania nad wszystkim osobistej kontroli. Również na punkcie czystości. Podczas kampanii wyborczej oglądał i osobiście aprobował każdy telewizyjny spot reklamowy ze swoim udziałem.
Rękę podaje niechętnie
Jako młody chłopak uczył się w wojskowej szkole średniej New York Military Academy. Koledzy wybrali go na najbardziej schludnego wśród nich. Skoro już przy „podobno” jesteśmy, to Trump nie lubi i jak ognia unika uścisków ręki. Powód? Boi się zarażenia wirusem. Wolał latać prywatnym odrzutowcem nie tylko dlatego, że to wygodniejsze i że jest bogaty, ale też i dlatego, bo uważa, że komercyjne loty pasażerskie są mniej bezpieczne. Mając do dyspozycji najbardziej bezpieczną podniebną maszynę ze wszystkich możliwych na świecie - osławiony Air Force One, może się poczuć naprawdę jak w siódmym niebie.
W trakcie kampanii powtarzał, że nie znosi waszyngtońskich „wyjadaczy” politycznych i obiecywał „osuszenie tego błota”. Przypisuje się mu ogromną chęć posiadania władzy, bo nie uzyskał akceptacji snobistycznych elit amerykańskich. Mimo iż jego pierwsza kadencja dobiega końca, to wciąż aktualne jest pytanie, jakim człowiekiem jest Trump? Czy powtórzyłby bzdury, jakie wygadywał w czasie kampanii wyborczej o gwałcicielach z Meksyku i budowie muru wzdłuż południowych granic USA czy zamknięciu w więzieniu Hillary Clinton?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień