Wśród podejrzeń o zatrucie dopalaczami na Pomorzu znalazły się sytuacje z dziećmi w wieku 13-15 lat. Skład dopalaczy na ogół znają tylko ich twórcy, a to uniemożliwia udzielenie skutecznej pomocy.
Choć mogą poważnie zatruć, a nawet zabić, wciąż cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem. Dopalacze zbierają ponure żniwo na Pomorzu. Tylko do końca maja tego roku pomorski państwowy wojewódzki inspektor sanitarny mówił aż o 80 podejrzeniach o zatrucie groźnymi psychodelikami. W ubiegłym roku takich zdarzeń było 160! Niewykluczone, że najgorsze jednak dopiero przed nami, bo tajemnicą nie jest, że środki odurzające cieszą się dużą popularnością w okresie wakacyjnym.
Grozę budzi fakt, że choć najwięcej przypadków podejrzeń o zatrucie dotyczyło w ubiegłym roku osób w wieku 19-24 lata (58 incydentów), to po psychodeliki mogły sięgać już dzieci w wieku 13-15 lat (8 podejrzeń o zatrucie). Eksperci tłumaczą, że w tym wypadku mowa jest „jedynie” o podejrzeniach o zatrucie, ponieważ w szpitalach nie przeprowadza się badań identyfikujących substancję wywołującą zatrucie, a większość pacjentów nie informuje, co zażyła, wypaliła lub przyjęła w inny sposób. W efekcie z tegorocznych danych dotyczących „podejrzeń zatruć środkami zastępczymi i nieokreślonymi z nazwy substancjami psychoaktywnymi” wynika, że do końca maja w grupie wiekowej 19-24 odnotowano 25 przypadków podejrzeń (co ciekawe, tyle samo było ich wśród osób powyżej 30 roku życia), a wśród dzieci w wieku 13-15 incydentów od stycznia do końca maja było 9. Oznacza to, że już teraz jest ich więcej w tej grupie wiekowej niż w całym ubiegłym roku (wspomniane 8 przypadków) i ponad dwukrotnie więcej niż w analogicznym okresie roku 2016 (wówczas do maja odnotowano 4 incydenty w tej grupie wiekowej).
Specjaliści tłumaczą, że dopalacze są popularne wśród młodzieży, ponieważ... są nieprzewidywalne i budzą ciekawość. Mimo że dziś trudno znaleźć sklep „stacjonarny”, który oferowałby je otwarcie, handel dopalaczami kwitnie w sieci, a namierzyć ofertę jest banalnie łatwo.
- Należy zwrócić uwagę, że na rynku stale pojawiają się nowe produkty, najczęściej o przypadkowym składzie chemicznym - mówi Anna Obuchowska, zastępczyni pomorskiego państwowego wojewódzkiego inspektora sanitarnego.
Ekspertka ostrzega: - Dopalacze to narkotyki o nieznanym i nieprzewidywalnym składzie, na ogół bardziej niebezpieczne niż te dotychczas poznane. A handel nimi - niestety - kwitnie...
Co gorsza, wielokrotnie produkty o tej samej nazwie handlowej, o tym samym wyglądzie opakowania, gramaturze itd., zabezpieczone u tego samego sprzedawcy, różnią się zarówno składem jakościowym, jak i ilościowym.
- Konsumenci nigdy nie wiedzą, co kupują, a w obrocie zdarzają się produkty zawierające w swoim składzie nawet kilka różnych substancji psychoaktywnych - mówi Anna Obuchowska. I dodaje: - Nowe substancje pojawiające się na rynku są coraz silniejsze.
Producenci często „wzmacniają” skład dopalaczy poprzez dodanie do nich na przykład... drobinek szkła. Chodzi o zwiększenie wchłaniania związku i uzyskanie szybszych doznań, a co za tym idzie wzrost popytu na tego typu produkty i większe zyski dla dystrybutorów czy producentów dopalaczy.
- Ze względu na złożoność składu produktów ratowanie człowieka zatrutego dopalaczami jest bardzo trudne, a w wielu przypadkach po prostu niemożliwe - mówi Anna Obuchowska.
Niemożliwe jest też wyeliminowanie pomysłowości producentów środków odurzających. Dla przykładu nowy narkotyk pojawił się wiosną br. Wówczas warszawskie CBŚP zabezpieczyło kokainę, amfetaminę, heroinę i listki nowego na polskim rynku narkotyku 25C-NBOMe (podobne w działaniu do LSD). Zlikwidowano tak dwa kanały przerzutowe z Polski do Szwecji i Niemiec. Trudno się spodziewać jednak, by ten sukces zniechęcił producentów do wprowadzania na rynek kolejnych „nowości”. Tak było ze słynnym już „mocarzem”, który spowodował falę zatruć dwa lata temu. Wówczas do szpitali trafiło kilkadziesiąt osób. Ci, którzy zażyli „mocarza”, spodziewali się, że działanie specyfiku będzie podobne do tego, jak po wypaleniu marihuany. Tymczasem pod opiekę lekarzy trafiali nierzadko pobudzeni albo nawet agresywni pacjenci.
Według specjalistów zażywanie dopalaczy to jak gra w ruletkę, bowiem tak naprawdę dokładny ich skład mogą znać właściwie tylko ich twórcy. Im natomiast trudniej ustalić czym zatruło się dziecko, tym trudniej mu pomóc w przypadku zagrożenia. Jest też kolejne niebezpieczeństwo - tak zwane dopalacze domowej roboty. Policja kilka dni temu zatrzymała dwóch nastolatków z Krotoszyna (woj. wielkopolskie), którzy zamówione w sieci substancje chemiczne mieszali z tytoniem, a potem sprzedawali znajomym. Dziewięć osób trafiło do szpitala.