Andrzej Plęs

Dopiero gwałt na nieletnim wymusił działania władzy

Dopiero gwałt na nieletnim wymusił działania władzy Fot. pxhere
Andrzej Plęs

„Strach ogarnął wszystkich mieszkańców, a szczególnie rodziców i uczniów. Idzie wiosna, wyrażamy obawę, że nastąpi kumulacja „nocnych rozrabiaczy”. Rodzice boją się o własne dzieci”… Dopiero gwałt na nastolatku sprawił, że coś zaczęło się tu dziać.

Niegdyś głośno tętniło tu życie szkolnej młodzieży, dziś tylko szeleści, ale złowieszczo. Ponoć młodzież wciąż tu bywa, ale taka bardziej specyficzna. Zdewastowana elewacja, powybijane okna, powyrywane drzwi budynku niektórych zapraszają i właśnie tych niektórych boi się cała reszta.

Alarmy mieszkańców Pustkowa – Osiedla, że ten były internat Zespołu Szkół Zawodowych, to „dom zły” albo jeszcze gorszy, słychać było od lat.

Że bywają tu okoliczne żule, ćpuny, że diluje się prochy i strumieniami leje się niewyszukany alkohol – podawano sobie tu z ust do ust. Po zmroku mało kto miał odwagę pojawić się w bezpośrednim sąsiedztwie, a i przed zmrokiem obiekt odpychał estetycznie, ale też złą sławą.

A przecież to środek miejscowości, kilkadziesiąt metrów dalej – szkoła. Nieopodal – kościół i parafia. Niemal tuż obok – parking, na który wierni zajeżdżali na niedzielne msze i musieli patrzeć na coś, co przypominało świat po apokalipsie.

Przedstawiciele gminy Dębica twierdzą, że latami starali się dojść po porozumienia z dębickim starostwem powiatowym, by coś z tym nieszczęściem zrobić. Bo wprawdzie ten koszmar jest własnością starostwa, ale kto nie wie, to przekonany jest, że gmina dopuściła do takiej ruiny.

- To absolutnie nieprawda – protestują władze powiatu, bo to my zabiegaliśmy, by gmina obiekt przejęła, a ta nigdy na to nie wyraziła ochoty.

I nic się nie dało zrobić, dopóki w połowie lutego nie doszło do zdarzenia, które wstrząsnęło bliższą i dalszą okolicą.

Ostatnia kropla do czary goryczy

Kamil Ł. (29 l.) w Pustkowie – Osiedlu znany był aż za dobrze: niby „swój”, bo miejscowy, ale mieszkańcy woleli omijać go szerokim łukiem. Głównie dlatego, że jeszcze lepiej znany był kilku okolicznym prokuraturom i policji.

W połowie lutego br. wybrał się na spacer ze swoim mieszańcem amstaffa, zwierzęciem, który w złych rękach potrafi stać się zabójcą. A Kamil Ł. uchodził za takiego, który dobrych rąk nie ma.

I podczas spaceru natknął się na 16-latka z tej samej miejscowości, sterroryzował psem – zabójcą, zaciągnął do rudery po internacie ZSZ. I tam „doszło do doprowadzenia do innej czynności seksualnej oraz zgwałcenia go” - jak opisuje to dębicka prokuratura.

CZYTAJ WIĘCEJ: Horror w poddębickiej wsi. 29-latek miał zgwałcić chłopca w opuszczonym internacie. Sterroryzował go używając groźnego psa

Nastoletnia ofiara zdołała wezwać telefonicznie na pomoc dwóch swoich kolegów, a kiedy ci przybyli na odsiecz, Kamil Ł. i ich postraszył swoim zwierzęciem, ale 16-latkowi dał już spokój.

Kilkadziesiąt minut potem – po zaalarmowaniu policji przez pokrzywdzonych – został schwytany, usłyszał zarzuty gwałtu, doprowadzenia do innych czynności seksualnych i gróźb, kierowanych pod adresem dwóch kolegów ofiary. Nie przyznał się, zapewniał śledczych, że gwałtu nie było, a akt seksualny odbył się za zgodą 16-latka. Trafił na 3 miesiące do tymczasowego aresztu, gdzie czeka na proces.

Może Pustków - Osiedle odetchnął z ulgą, kiedy Kamil Ł. zniknął z przestrzeni publicznej, ale tym intensywniej zwrócił oczy na ruderę po internacie. Bo nie był to pierwszy przestępczy incydent w tym miejscu. W ostatnią noc sylwestrową wtargnęli tu młodzi ludzie, wewnątrz urządzili sobie ognisko, skończyło się rozległym pożarem.

- Grupa młodych ludzi puszczała sobie z dachu petardy, od nich zapaliła się sterta rupieci wewnątrz – opowiada. – Krzysztof Lipczyński, dyrektor Gminnego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Pustkowie – Osiedlu, a zarazem radny powiatu dębickiego. – Żar płomieni był taki, że pękł cały strop na pierwszej kondygnacji, tynk runął, zbrojenie wyszło na wierzch.
A wchodził, kto chciał i robił, co chciał, więc w trzy – cztery lata budynek obrócono w ruinę.

- Obiekt kompletnie nie był zabezpieczony, powybijane okna, powyrywane drzwi, wchodził, kto chciał i miał odwagę – opisuje stan rzeczy Krzysztof Lipczyński. – Menele rozkradli wszystko, co było możliwe: ze ścian powyrywane kaloryfery, pewnie na złom. W tym samym celu pozdzierane tynki, żeby się dostać do przewodów elektrycznych, które też zostały pokradzione, rur też już nie ma. Wnętrze wyglądało, jakby przeszedł tajfun. Podobno policja często tam podjeżdżała, bo krążyły słuchy, że tak handluje się narkotykami.

I – dodaje – jeszcze jak zajęcia w pobliskiej szkole średniej toczyły się przed pandemią normalnym trybem, to niektórzy z uczniów „wyskakiwali” tu na przerwach na papierosa. A na noc schodziły się tu żule i bezdomni, żeby „przekimać”. I napić się wina prostego, a taniego. I zapalić sobie ognisko z tego, co jeszcze w środku zostało po drzwiach, po futrynach okien, bo sprzętach, które tu pozostawiono z czasów, kiedy obiekt był internatem.

- Władze powiatu przed laty wymieniła stary dach na nowy, z blachy – opowiada radny powiatowy. – I nic więcej z tym budynkiem nie zrobiły.

Ludzie chcą spokoju

I bezpieczeństwa. Pisemnie zareagowała rada sołecka Pustkowa – Osiedla: „:Panie Starostwo. Rada Sołecka Sołectwa Pustków –Osiedle wraz z mieszkańcami zwracają się z uprzejmą prośbą o pomyślenie, co zrobić z internatem w naszej miejscowości”.

Niegdyś chluba, dziś tragedia – opisują stan obiektu. W pobliżu szkoła średnia, podstawowa, przedszkole, kościół i plebania, wszystkie piękne i zadbane, a pośrodku takie przedpiekle. I rodzice boją się o swoje dzieci, starsi ludzie, którzy po sąsiedzku mają swoje ogródki działkowe, boją się o życie i zdrowie – argumentuje rada sołecka.

„Panika i strach przenika wszystkich” – zapewniają starostę członkowie rady. I domagają się od starosty zagospodarowania tego miejsca. Tego samego domaga się rada parafialna i dyrekcja pobliskiej szkoły podstawowej i dyrekcja szkoły średniej.

- Zwracaliśmy się do starostwa o przekazanie tego budynku na rzecz gminy albo wspólnego zagospodarowanie tego obiektu – zapewnia Józef Marek, radny Gminy Dębica i mieszkaniec sołectwa. – Przed trzema tygodniami podczas sesji rady gminy apelowałem o zabezpieczenie tego budynku i spotkanie ze starostą.

Mówi, że może gmina zdecydowała by się kupić od starostwa nieruchomość, ale „cena 1,6 mln zł jest zaporowa”.

- Swego czasu był pomysł pana wójta, aby w części tego budynku urządzić dom pobytu seniora, może ze żłobkiem na części parterowej – przypomina sobie radny. - Nie doszło do porozumienia ze starostwem, gmina nie ma aż tylu pieniędzy, żeby za taką sumę kupić ten obiekt, a jeszcze więcej kosztowałby remont. Nie może pozyskać środków zewnętrznych, bo nieruchomość nie jest własnością gminy – tłumaczy.

Starania władz gminy potwierdza także Krzysztof Lipczyński.

- Prowadzone były rozmowy z powiatem, skończyły się niczym - zapewnia – Koszt remontu gmina wyszacowała na 4 miliony, ale skąd wziąć takie pieniądze, jeśli obiekt nie jest gminny?

Starostwo: nie tak to było

Jeśli Gmina Dębica twierdzi, że chciała pozyskać ten obiekt, to ktoś tu kłamie – protestują twardo władze powiatu.

- To zarząd powiatu w 2015 roku zwrócił się pisemnie do Gminy Dębica, by nieodpłatnie przejęła nieruchomość – przypomina Piotr Chęciek, starosta dębicki. – Przez ponad dwa lata nie doczekaliśmy się akceptacji gminy dla tego pomysłu.

Mówi, że nie bez powodu: kiedy w 2008 roku budynek przestał być internatem szkoły, a uczniowie go opuścili, władze Gminy Dębica lokowali tam swoich mieszkańców, którym gmina powinna była zapewnić lokale socjalne. A że nie byli to wzorcowi obywatele, to czynszu nie płacili, mienie społeczne traktowali, jak… społeczne, już wtedy wnętrze budynku zaczęło zamieniać się w pobojowisko. A skoro nie płacili ani czynszu, ani nie płacili za media, to powiat – zapewnia starosta Chęciek – musiało pokrywać z własnego budżetu pobyt nie swoich gości. Jakiś milion złotych przez kilka lat.

- I w 2015 roku pan starosta Andrzej Reguła zdecydował, że skoro gmina budynek użytkuje, to niech go przejmie razem z kosztami utrzymania – opowiada obecny starosta. – A gmina wcale nie była do tego skora, więc zdecydowaliśmy o eksmisji lokatorów. I dziwię się dzisiejszej narracji, że gmina się o cokolwiek ubiegała. Po prostu kłamstwo.

I dziwi się, że przez lata lokalna społeczność nie interweniowała, nie alarmowała, że w budynku coś złego się dzieje, dopiero dramat z lutego zaktywizował mieszkańców osiedla.

Jednak dramat i monity lokalnej społeczności coś dały, bo w ciągu kliku dni dało się zrobić coś, co nie udawało się przez lata: z inicjatywy starostwa zabito płytami wszystkie otwory drzwiowe i okienne, zamknięto wszystkie miejsca, przez które można było dostać się do wnętrza, naprawiono ogrodzenie nieruchomości, pojawiły się kamery monitoringu, a firma ochroniarska ma mieć na obiekt większe baczenie.

- A dodatkowo prosiłem komendanta powiatowego policji, żeby policjanci z Brzeźnicy kilka razy dziennie odwiedzali to miejsce – dodaje starostwa. – Z informacji policji wynika, że w ciągu ostatnich dwóch lat było pięć zgłoszeń, które skończyły się interwencją policyjną w tym obiekcie.

Nie ma złudzeń, że obiekt jest absolutnie bezpieczny od dewastatorów.

- Jeśli ktoś się uprze, żeby zdemolować, zdewastować, podpalić, wyłamać drzwi, to będzie próbował pokonać każde zabezpieczenia – mówi starosta

.

Ci, którzy stoją po stronie gminy, doceniają, ale nie bezkrytycznie.

- Tylko dlaczego tak późno? – pyta radny powiatowy Lipczyński – Po dramacie młodego człowieka i interwencjach społecznych. Bo dopiero „inicjatyw oddolna” mieszkańców, rad sołeckiej i parafialnej zmusiła właściciela do uporządkowania tego miejsca.

Choć przyznaje, że sytuacja jest patowa: gmina chce przejąć obiekt, ale jej na to nie stać. Starostwo może chce pozbyć się nieruchomości, ale w taki sposób, by nie można było mu zarzucić niegospodarności. Bo właśnie ogłoszono czwarty przetarg na zbycie nieruchomości na 50-arowej działce, trzy poprzednie nie wywołały niczyjego zainteresowania. Cena wywoławcza zjechała do 1,4 mln zł.

Z Gminy Dębica dobiegają głosy, że to wciąż zbyt dużo. Ze starostwa dobiegają inne: nie możemy oddać za bezcen, bo to będzie podstawa do zarzutów o niegospodarność. Chyba, że za zero zł weźmie gmina na cele publiczne. Ale ten wariant był już – jak wspomina starosta – proponowany przez pięciu laty. Z zerowym skutkiem.

Andrzej Plęs

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.