Rozmowa z Dorotą Banaszczyk, mistrzynią świata w karate, zawodniczką klubu Olimp Łódź
Mistrzyni świata w karate jest łodzianką?
Tak, łodzianką z krwi i gości. Od dziecka mieszkam w Rudzie Pabianickiej, blisko Portu Łódź. To jest takie moje miejsce na ziemi.
A gdzie się zaczęła Pani przygoda z karate?
W pobliżu domu. W Szkole Podstawowej nr 143 przy ul. Kuźnickiej, gdzie się uczyłam. Tam odbywały się zajęcia karate. Mój tata, były judoka, posłał mnie na nie.
Od razu się Pani spodobało?
Tak. Od dziecka lubiłam sport, ciągnęło mnie do sztuk walki. Tata nie chciał mnie posłać na judo, bo uważał, że to męski sport. Brat ćwiczył judo, teraz trenuje boks. Można powiedzieć, że w naszej rodzinie jest zamiłowanie do sztuk walki. Jedynie mama utrzymuje równowagę w domu i nas tonuje.
Łodzianie lubią karate?
Jest duże zainteresowanie tym sportem. Co roku wiele nowych osób dołącza do klubu. Kiedyś Łódź była potęgą karate. Teraz trochę to zanika. Mamy w mieście cztery czy pięć klubów karate, które odnoszą sukcesy.
Łódź można polubić?
Lubię Łódź ze względu na jej położenie. Sprzyja ono dojazdom na zgrupowania, zawody. Na swój sposób Łódź jest piękna. Lubię chodzić po łódzkich parkach, ciekawym miejscem jest ulica Piotrkowska, nasza Manufaktura.
Gdy Pani jeździ po świecie, to ludzie znają tam Łódź?
Często mają problem ze zlokalizowaniem Polski, więc co mówić o Łodzi. Chodzi o dalsze kraje, jak Indonezja, Japonia czy Chile. Polska nie jest tam rozpoznawalna.
Pani jest studentką. Atutem Łodzi jest chyba jej akademicka twarz?
Uczelni jest wiele, ja jednak żałuję, że nie ma tu AWF. Nie chciałem wyjeżdżać z Łodzi, więc zdecydowałam się na inżynierię biomedyczną na Politechnice Łódzkiej.
Karate będzie w Tokio dyscypliną olimpijską. Przybędzie Łodzi olimpijka?
Przed wyjazdem na mistrzostwa świata do Madrytu było to dalekie marzenie. Początki kwalifikacji nie były dla mnie dobre. Ale teraz zajmuję trzecie lub czwarte miejsce w rankingu olimpijskim