Dorota Ignatjew: Jedno jest pewne, nie zrobię teatru sama
- Miałam ogromną potrzebę uczestniczenia w kulturze. Myślę, że wynikało to z faktu, że przyjechałam do Wrocławia z leśniczówki pod Sieradzem - opowiada Małgorzacie Szlachetce Dorota Ignatjew, od września nowa dyrektor naczelna Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie.
Co chce Pani zmienić w teatrze, którym od niedawna kieruje?
Zaprosić do nas również tych, którzy do tej pory nie chodzili do Teatru Osterwy.
Teatr Osterwy w Lublinie to scena, która ma wierną publiczność, publiczność lubiącą raczej klasykę. Jak chce Pani zachęcać nowych widzów, np. wolących teatr raczej offowy i awangardowy?
Nadal chcemy mieć ofertę dla bywalców tego teatru, ale trzeba ją poszerzać. Zatrudniam nowych reżyserów i proponuję nowe tematy. Jedno jest pewne, nie zrobię teatru sama, wszystko zależy od tego, jaka energia wytworzy się między mną, a zespołem. Ale jak pracuje się rzetelnie, to pojawia się szansa na sukces i może - zaproszenia na festiwale.
Jakich spektakli mamy się spodziewać w nowym sezonie? Z jakimi reżyserami Pani rozmawia?
Z Marcinem Liberem, Kubą Kowalskim, Remigiuszem Brzykiem, Piotrem Ratajczakiem i z Pawłem Passinim, który będzie reżyserował sztukę o siostrze I.B.Singera. Roboczy tytuł to „Siostra sztukmistrza z Lublina”.
W Sosnowcu sukcesem okazał się „Korzeniec” w reżyserii Remigiusza Brzyka, opowieść o Sosnowcu z 1913 roku. Czy w Lublinie także chce Pani pokazać spektakle inspirowane historią miasta? Jeśli tak, to jakie?
Przyjrzymy się troszkę Lublinowi. Przez pryzmat reżyserowanego przez siebie spektaklu zrobi to Marcin Liber, który zastanowi się, kim jest wiedźma.
Dlaczego wiedźma?
To jest nawiązanie do jednego z ostatnich procesów czarownic, który odbył się w Lublinie w 1732 roku. Rekonstrukcja tego procesu stanie się dla nas pretekstem do refleksji o współczesnej czarownicy.
Będą Państwo robić jakieś badania archiwalne w tym kontekście.
To już należy do dramaturga. Będzie też nawiązanie do Lublina w kontekście zbioru reportaży lublinianina Pawła Piotra Reszki „Diabeł i tabliczka czekolady”. Adaptację zrobi Julia Holewińska, reżyserował będzie Kuba Kowalski, który w Lublinie zrobił „Panią Bovary”, spektakl można obejrzeć w naszym teatrze. Dodatkowo zaproszę Remigiusza Brzyka, ale jeszcze zobaczymy z czym, prowadzimy rozmowy.
W jednym z wywiadów mówiła Pani, że mieszkając w dzieciństwie we Wrocławiu oglądała „dosłownie wszystko, co było na afiszu”. Czy już wtedy wiedziała Pani, że zwiąże się zawodowo z teatrem?
Od dziecka udzielałam się artystycznie. Przełom lat 70 i 80, to był złoty okres teatru wrocławskiego: wspaniały Teatr Współczesny Kazimierza Brauna, Grotowski, Wrocławski Teatr Pantonimy Tomaszewskiego, Wrocławski Teatr Lalek za Hejny, najpiękniejsze lata opery wrocławskiej. Jako dziesięcioletnia, jedenastoletnia osoba uczestniczyłam już w kulturze i to bardzo świadomie, to miało podstawowy wpływ na mój gust.
Rodzice inspirowali Panią jakoś do intensywnego uczestniczenia w kulturze?
Moja mama, lekarka, miała karnety, do opery, czy do operetki. Ja jako dziecko uczyłam się śpiewu, gry na pianinie, chodziłam na tańce. Miałam ogromną potrzebę uczestniczenia w kulturze. Myślę, że to wynikało z tego, że przyjechałam do Wrocławia z leśniczówki pod Sieradzem. Mieszkałam tam do szóstego roku życia, bo mój tata był tam nadleśniczym. Potem przyjechałam do rodzinnego miasta mojej mamy, a ona pokazywała mi jego możliwości. Muszę też powiedzieć, że Lublin jest chyba dziewiątym miastem, w którym mieszkam.
To chyba nie jest miasto, które Pani znała wcześniej?
Znałam, ale przede wszystkim z opowieści rodzinnych. Stąd jest mama mojej mamy, kończyła tu pensję Heleny Czarneckiej. Poza tym jeden z moich przodków był nauczycielem Bolesława Prusa. Brat mojego dziadka T. Jarzębski był znanym profesorem mikrobiologii w Lublinie. Kolejny okres to lata 90., kiedy moja przyjaciółka z roku, Magda Sztejman, została aktorką Teatru Osterwy. Wracam po wielu latach.
Czym zaskoczył Panią Lublin?
Lublin jest dla mnie europejski, ma rytm metropolii. Najlepsza była reakcja moich dzieci, które nigdy wcześniej nie widziały Lublina. Były świeżo po pobycie w Wilnie i powiedziały „mamo, Lublin jest jeszcze piękniejszy niż Wilno”. Przede wszystkim z każdej strony spotyka mnie serdeczność. Jest to dla mnie bardzo budujące, oby repertuar był również dobrze przyjęty.
Myślę, że publiczność lubelska da Pani kredyt zaufania. Pamiętajmy jednak, że konkurencja do tego tortu kulturalnego w Lublinie jest duża: Teatr Stary, Centrum Spotkania Kultur, Centrum Kultury to tylko początek listy. Jak Teatr Osterwy ma przyciągać widzów do siebie?
Myślę, że mam jakąś wizję teatru, natomiast to miejsce ją zweryfikuje. Na pewno mogę powiedzieć, że Lublin stoi teatrem alternatywnym, bardzo dobrym teatrem alternatywnym. Myślę, że Teatr Osterwy musi się otworzyć na ludzi, aby ten przepiękny budynek nie budził lęku i strachu, nie był postrzegany jako elitarny, tylko aby każdy miał poczucie więzi z tym miejscem. Bardzo bym chciała, żeby nasze spektakle były grane też w mniejszych ośrodkach w regionie, jak Chełm, Zamość, czy Biała Podlaska. To jest moje marzenie.
Czy Teatr Osterwy doczeka się wreszcie małej sceny? Być może po remoncie przestrzeni, którą kiedyś zajmowała filharmonia? Ma Pani takie plany?
Na ten moment, po trzech tygodniach, powiem jedno: zrobię wszystko, żeby uruchomić małą Redutą na II piętrze, czyli salę, która miała pięćdziesięcioosobową widownię. Studio - laboratorium.
To by dało przestrzeń dla bardziej kameralnego repertuaru, prawda?
Praca samego Osterwy to też było swoiste laboratorium.
W Teatrze Zagłębia w Sosnowcu przez pierwszy rok zajmowała się Pani również PR, w Lublinie też tak będzie?
Teraz to robię, przynajmniej chcę dać zaczyn, a dalej wszystko zależy od kreatywności i pomysłowości ludzi.
Zanim zaczęła Pani kierować teatrami, pracowała Pani na różnych stanowiskach teatralnych. Jakich?
Byłam aktorką, bywałam reżyserem, w swoich spektaklach odpowiadałam za scenografię. Bywałam również inspicjentem jeśli trzeba było się tym zająć. W teatrze jestem zdecydowanie praktykiem, to jest doświadczenie cudne i czasami bywa bolesne, ale to jest też to, z czego dzisiaj czerpię wiedzę.
Będzie Pani sama reżyserować w Osterwie?
Na pewno nie, bo są tacy, którzy robią to lepiej. Moją rolę tu widzę inaczej, uważam, że rola dyrektora jest bardziej twórcza niż reżyserowanie. Do grania się nie palę, chociaż kocham mój zawód.Rozmawiała Małgorzata Szlachetka
Dorota Ignatjew
Skończyła wydział lalkarski we Wrocławiu i aktorski w Krakowie. Była asystentem reżysera w Teatrze Narodowym. Od sierpnia 2011 roku do lipca 2016 roku pełniła funkcję zastępcy dyrektora ds. artystycznych w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. W Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie jest dyrektorem naczelnym. Zastąpiła na tym stanowisku Krzysztofa Torończyka