Dr hab. Jerzy Głowiński: Na Zachodzie przeszczep u 75-latka to norma. U nas – rzadkość
Na pobranie organu do przeszczepu od żywego dawcy lekarze decydują się tylko wtedy, kiedy mają stuprocentową pewność, że to bezpieczne – mówi dr hab. Jerzy Głowiński, kierownik Kliniki Chirurgii Naczyń i Transplantacji UMB.
Czy często pobiera się narządy do przeszczepu od żywych dawców?
Niestety, nie. W największym ośrodku w Warszawie, gdzie kierujemy również pary z Białegostoku, to około 20 przeszczepów rocznie. W Białymstoku co roku średnio zgłasza się do nas jedna taka para – dlatego nie robimy takich operacji u nas.
Czy takie operacje są bezpieczne: i dla biorcy, i dla dawcy?
Tak. Lekarze podejmują się takich operacji tylko wtedy, gdy są przekonani, że to się uda. Przed każdym zabiegiem pacjenci mają wykonywany szereg badań. Zwłaszcza w przypadku dawcy musimy mieć pewność, że ta operacja będzie dla tej osoby w stu procentach bezpieczna. Więc o ile po stronie biorcy, czyli osoby, która oczekuje na nerkę, przygotowanie jest standardowe, o tyle po stronie dawcy, czyli osoby, która ma oddać narząd, trzeba wykonać bardzo dużo badań, żeby być pewnym, że tę operację można wykonać bez szkody i dla pacjentów, i dla narządu.
Czy nerka od dawcy żywego to dla biorcy rozwiązanie bardziej korzystne niż przeszczep od dawcy zmarłego?
Nerka od dawcy zmarłego jest dobra, ale nerka od dawcy żywego jest nieporównywalnie dużo lepsza.
Po pierwsze, dawca żywy to osoba w stu procentach zdrowa, wykonujemy przecież wszystkie potrzebne badania, by to sprawdzić. W tym przypadku nerka trafia do biorcy maksymalnie pól godziny po pobraniu. Inaczej jest w przypadku dawcy zmarłego. To zwykle osoba intensywnie leczona kilka tygodni przed śmiercią. A już po śmierci trzeba jej wykonać szereg badań, żeby tę śmierć potwierdzić. A czas płynie... Po drugie – na nerkę od dawcy żywego zwykle nie trzeba czekać latami, dlatego biorcy są zwykle w relatywnie dobrym stanie, nie mają żadnych dodatkowych schorzeń, spowodowanych długoletnim dializowaniem, nie ma żadnych powikłań, takich jak sepsa czy zakażenie cewnika dializacyjnego. Również naczynia krwionośne są w dobrym stanie. U osób dializowanych przez wiele lat te naczynia są twarde, wręcz pancerne, trudno na nich operować, a i ryzyko powikłań jest dużo wyższe.
Jak się żyje z jedną nerką? Czy dawcy mają powody do obaw?
Absolutnie nie mają. Co więcej – żyją w lepszym zdrowiu niż osoby, które dawcami nie zostały. Ustawowo jest wprowadzony obowiązek dokładnych badań i nadzoru lekarskiego nad dawcami żywymi. Dlatego co roku wykonuje im się cały szereg dokładnych badań. Dzięki temu można wykryć choroby, takie jak na przykład cukrzyca czy nadciśnienie, które w pierwszych etapach nie dają dolegliwości, i szybko wdrożyć odpowiednie leczenie.
Jednak ludzie wciąż boją się tych przeszczepów. Wciąż jest ich bardzo mało: i to zarówno przeszczepów od dawców żywych, jak i tych już po śmierci.
Ta mała liczba przeszczepów to na pewno kwestia świadomości, niewystarczającej edukacji zdrowotnej przełamującej stereotypy. To kwestia światopoglądu, ale i organizacji ochrony zdrowia, czyli na przykład niedoboru anestezjologów. Poza tym, w Polsce nie zawsze umiemy rozmawiać o tym dawstwie. Lekarze na Zachodzie są uczeni, jak rozmawiać z chorym, jak rozmawiać z rodziną, by przekazać odpowiednią wiedzę, ale by nikt nie czuł się przymuszany, szantażowany.
Ile w Polsce czeka się na nerkę?
W Polsce na przeszczep od dawcy zmarłego czeka się rok, a na świecie wyraźnie dłużej (np. w USA 2-3 lata). Ale to nie wynika z tego, że w Polsce jest tak świetnie, ale z tego, że w Polsce nie wszystkim proponuje się przeszczepy. Na Zachodzie normą jest, że przeszczepia się nerkę osobie 75-letniej. U nas to rzadkość.