Dr Janusz Sibora: Orędzie prezydenta było pisane na kolanie. Silny polityk nie tłumaczyłby, dlaczego przejmuje władzę
Już pierwsze zdania orędzia prezydenta, cały ten przydługi akapit o wielkim zwycięstwie wyborczym podkreślały raczej słabość Andrzeja Dudy. Silny, niezależny polityk nie musi tłumaczyć, dlaczego władza mu się należy - mówi o zaprzysiężeniu prezydenta dr Janusz Sibora, historyk, ekspert protokołu dyplomatycznego.
Jakie miejsce w historii prezydentur w Polsce zajmie zaprzysiężenie Andrzeja Dudy?
Zaciążyły na nim konflikt polityczny w Polsce oraz pandemia i związane z nią obostrzenia. Szkoda, by jedyną pamiątką z tej uroczystości był wirus, ale tak poniekąd chyba będzie.
Mamy kłopoty z ceremoniałem w Polsce?
Uroczystość zaprzysiężenia prezydenta to rytuał przejęcia władzy, a jego symboliczną przestrzenią jest sala obrad plenarnych. Są oczywiście i aktorzy tego rytuału. W Polsce obecnie w ogóle nie mamy ceremoniału zaprzysiężenia prezydenta spisanego w formie zwartego dokumentu. A szkoda, bo taki był w latach międzywojennych. Może dlatego sposób składnia przysięgi przez Andrzeja Dudę w czasie uroczystości był niestaranny. Odniosę się do jednej, ważnej kwestii. W międzywojennym ceremoniale zapisano , ze prezydent powinien opierać lewą rękę na Konstytucji RP, unieść do góry trzy palce prawej ręki i powtarzać rotę ślubowania (tak jest do dziś w większości państw). Są zdjęcia pokazujące dokładnie taki sposób zaprzysiężenia przez Gabriela Narutowicza i Stanisława Mościckiego. Wczoraj tego zabrakło. Konstytucja leżała obok, na stole, co miało swój wymiar symboliczny.
A Konstytucja w dłoniach posłanek Lewicy, ich tęczowe maseczki i niemal pusta sala w miejscach opozycji?
To był wizualny symbol politycznego podziału Polaków i Polski. Tęczowe flaga i maseczki u posłanej Lewicy były dość dyskretną demonstracją. W społecznościowych mediach nawoływano do bardziej ostentacyjnych. Niemniej widok pustej sali na zaprzysiężeniu prezydenta Dudy zaciąży na jego drugiej kadencji. Skandale i skandaliki towarzyszyły niemal każdemu zaprzysiężeniu. Najbardziej pustą salę miał Aleksander Kwaśniewski – aż 80 pustych miejsc w sejmowych ławach. Lech Wałęsa nie zaprosił na uroczystość Wojciecha Jaruzelskiego. Chyba najspokojniej było gdy Kwaśniewski przekazywał urząd Lechowi Kaczyńskiemu. Zaprzysiężenie Bronisława Komorowskiego było obarczone ostentacyjną nieobecnością Jarosława Kaczyńskiego.
Skandowanie, w sposób znany ze stadionów, imienia i nazwiska prezydenta przez przedstawicieli Zjednoczonej Prawicy mieściło się w ceremoniale?
Z punktu widzenia nawet partii rządzącej, skoro troszczymy się o podniosły charakter uroczystości, to takie skandowanie jest nieeleganckie i nie na miejscu. Przypomina rytualne zachowania rzymskiego ludu w stosunku do cesarza. W tym sensie potrafię to wytłumaczyć, co jednak nie oznacza, że pochwalam. Prestiżu, powagi tej prezydenturze to nie dodaje. Jednak od początku PiS zapowiadał, że uroczystość zaprzysiężenia wykorzystywać będzie do legitymizacji II kadencji Andrzeja Dudy na stanowisku prezydenta.
W przemówieniu sam Andrzej Duda podkreślał swoje zwycięstwo wyborcze, odpowiadając niejako na zarzuty opozycji, że wybory były nieuczciwe.
Cały ten wstępny, przydługi akapit o wielkim zwycięstwie wyborczym podkreślał raczej słabość Andrzeja Dudy. Polityczna, matematyka wyborcza miała służyć legitymizacji władzy. Silny, niezależny polityk, który przejmuje władzę, nie musi wyjaśniać, że ona mu się należy. Uważam, że nadużyciem było stwierdzenie, że Polacy pozytywnie ocenili poprzednie pięć lat prezydenta, bo Polacy w tej ocenie są co najmniej podzieleni. Nie powinno też paść zdanie o tym, że wybory przeprowadzono wg najlepszych, światowych standardów. Przeczy temu choćby bardzo obiektywny raport obserwatorów OBWE, zarzucający niedopuszczalne zaangażowanie państwa i mediów publicznych po stronie Andrzeja Dudy. Był to w sumie policzek wymierzony tym wyborcom, którzy na Andrzeja Dudę nie głosowali, podobnie jak przytyki wobec Rafała Trzaskowskiego. Prezydent nadużywał w orędziu słów demokracja, demokratyczny, które miały zastąpić w pewien sposób słowa konstytucja, prawo, których łamanie Andrzejowi Dudzie się zarzuca. Nie jest też prawdą, że drzwi pałacu prezydenckiego w ciągu minionych pięciu lat były otwarte. M.in. Robert Biedroń i Jurek Owsiak nie wpisywali się w sale pałacowe. Samo orędzie prezydenta było źle zbudowane, było właściwie zlepkiem jego starych tekstów i wystąpień. Miałem wrażenie, że nie miał czasu na jego przygotowanie i zrobił to na kolanie. Być może zbyt dużo czasu spędzał w Jastarni. Jakie "skrzydlate słowa" z tego orędzia można by wykorzystać jako symbol, zapowiedź tej prezydentury?
Może te o wzajemnym szacunku Polaków, uśmiechu i życzliwości? To był sygnał do zasypywaniu podziałów?
To nie były dobre słowa, bo to nie jest dobry sposób na zakopywanie podziałów. Takimi byłyby zapewnienia o utrwalaniu samorządów, organizacji obywatelskich i innych podmiotów otwartego społeczeństwa. Za słabe uważam też hasło "prezydent polskich spraw", bo lepiej być prezydentem Polaków niż spraw.
To może hasła na najbliższe pięciolecie? Rodzina, bezpieczeństwo, praca, inwestycje i godność?
Ja nie lubię takich zbitek słownych. One mają historyczne konotacje bardzo złe. M.in. wykorzystywały je w przeszłości systemy autorytarne. Te o pracy i inwestycjach przypominają retorykę pierwszych sekretarzy z PRL-u, nie wiem, czy bardziej Gomułki czy Gierka. Przy inwestycjach czekałem aż prezydent powie coś o oczkach wodnych. Pomyślałem też, gdy prezydent mówił o godności - szkoda, że nie wspomniał o honorze.
Tylko chwilę Andrzej Duda poświęcił w orędziu na sprawy międzynarodowe.
Bardzo dobrze, że wspomniał o Ukrainie, źle, że nie powiedział nic o Białorusi. Natomiast przypominanie Funduszu Trójmorza, czyli w dużej mierze prywatnego przedsięwzięcia biznesu amerykańskiego uważam za chybione. Ważne były słowa o szacunku do prawa w kontekście międzynarodowym, o czym prezydent mówił w ONZ w poprzednich latach. Dedykowałbym jednak Andrzejowi Dudzie, by swoje słowa o "sile prawa, a nie prawie siły", zastosował do własnego kraju.