Z dr. Karolem Nawrockim, naczelnikiem Okręgowego Biura Edukacji Narodowej IPN w Gdańsku
Nie ma dziś wątpliwości, że wprowadzając 13 grudnia 1981 roku stan wojenny, naruszono Konstytucję PRL. Dyskusyjna natomiast pozostaje kwestia, czy generał Wojciech Jaruzelski działał w stanie wyższej konieczności, jak twierdzą niektórzy.
Stan wojenny łamał nawet antydemokratyczny i fasadowy akt prawny, jakim była Konstytucja PRL z 1952 roku, którą stworzyli jeden z dwóch największych zbrodniarzy świata Józef Stalin oraz agent NKWD Bolesław Bierut. Wprowadzenie stanu wojennego złamało wiele paragrafów tej konstytucji. Ponadto Rada Państwa mogła wydawać uchwały tylko w przerwach między sesjami Sejmu, a sesja wówczas trwała... Takich przykładów legislacyjnych wpadek można oczywiście podać dużo więcej. Ale przecież po komunistach, nawet w latach 80., i tak nikt się nie spodziewał respektowania prawa. Fundamentem tego systemu były referendalne i wyborcze fałszerstwa, Sejm i urząd „prezydenta” opanowane przez sowieckich agentów oraz zbrodnie sądowe. Taki specyficzny trójpodział władzy. Więc odczytuję wątek prawny stanu wojennego jako najmniej wówczas zauważalny i najmniej bolesny dla polskiego społeczeństwa. Podobna refleksja dotyczy kwestii stanu „wyższej konieczności”, w jakiej rzekomo miał działać generał Jaruzelski. Już dawno temu - w wyniku badań naukowych - twierdzenie to straciło podstawy bytu. Jeśli tak by było, to musielibyśmy założyć, że Solidarność stanowiła realne, fizyczne zagrożenie dla ekipy Jaruzelskiego. Tak oczywiście nie było, Solidarność swoje cele osiągała przez formę obywatelskiego protestu i strajku. Nie znam żadnego historyka czy socjologa, który dojrzałby w Solidarności element fizycznej konfrontacji z systemem. Jeśli nie zagrożenie fizyczne, to może dramat gospodarczy, który powstał w wyniku działania Solidarności? Też nie pasuje, bo PRL ekonomicznie znajdowała się (po raz kolejny) na równi pochyłej od drugiej połowy lat 70. A tak naprawdę dopiero wprowadzenie stanu wojennego pogrążyło Polskę „ludową” i przede wszystkim Polaków w ruinie gospodarczej - sankcje, podwyżka cen z lutego 1982 roku, spadek realnych dochodów Polaków etc. Bieda, chaos i napięcia społeczne nie zaczęły się przecież w sierpniu 1980 roku. „Wyższą konieczność” gospodarczą tworzyli więc konsekwentnie od 1945 roku komuniści, jeszcze na wiele lat przed powstaniem Solidarności...
Jest jeszcze geopolityka. Pamiętajmy, że Polska otoczona była przez państwa bloku wschodniego, których wojska, zwłaszcza radzieckie, rzekomo miały czekać na sygnał do interwencji.
To również nietrafiony argument. Historycy znają już dzisiaj zapiski generała Wiktora Anoszkina z rozmowy Wiktora Kulikowa (głównodowodzący wojskami Układu Warszawskiego) z Wojciechem Jaruzelskim, znają protokoły posiedzeń Biura Politycznego Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego dotyczące sytuacji w Polsce w grudniu 1981 roku czy dyskusje na forum tak zwanej Komisji Susłowa. Ze wszystkich tych źródeł bije niechęć Sowietów do wejścia ich wojsk na teren Polski w grudniu 1981 roku. W obliczu twardych dokumentów, które wymieniłem powyżej, brak jednocześnie choćby jednego potwierdzenia wskazującego, że... Sowieci mieli zamiar wejść Polski. W oparciu o aktualnie dostępne dokumenty możemy więc śmiało powiedzieć, że generał Jaruzelski wprowadził stan wojenny po to, aby ratować komunizm kosztem wolności Polaków, a nie Polskę przed rozlewem krwi.
Najgorsze jest to, że wprowadzenie stanu wojennego nie było operacją bezkrwawą.
Stan wojenny to oczywiście ponad 10 tysięcy osób bezprawnie internowanych za rzeczy, których miały się dopuścić w przyszłości (sic!), ponad 11 tysięcy skazanych wysokimi wyrokami więzienia. Tysiące osób zwolnionych z pracy czy wyrzuconych na margines życia społecznego. Ale to także śmiertelne ofiary, wśród nich te najmłodsze, jak Antoni Browarczyk czy Emil Barchański, dziewięciu górników z kopalni Wujek i wiele innych ofiar tak zwanych nieznanych sprawców, które ginęły nieoczekiwanie w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach. W Gdańsku zginęli ponadto Piotr Sadowski, zaduszony gazami łzawiącymi w sierpniu 1982 roku, oraz Wacław Kamiński, trafiony petardą w głowę i śmiertelnie pobity (październik 1982 r.). W tym kontekście 22 lipca 1983 roku, czyli data formalnego zniesienia stanu wojennego, wcale nie stanowi jednoznacznej cezury. Po tej dacie w niewyjaśnionych okolicznościach lub wprost z rąk milicjantów ginęły kolejne osoby, wśród nich nastolatkowie Grzegorz Luks i Marcin Antonowicz, zakatowani przez milicjantów w połowie lat 80., czy Piotr Bartoszcze, jeden z przywódców NSZZ Rolników Indywidualnych Solidarność. Ostatnia ofiara „nieznanych sprawców” to ksiądz Sylwester Zych, znaleziony martwy już po wyborach czerwcowych z 1989 roku! (a mówiąc dokładnie - 11 lipca w Krynicy Morskiej). Mimo że nikt życia kilkudziesięciu ofiarom stanu wojennego (i lat późniejszych) nie zwróci, to aby zbudować Polskę sprawiedliwą i solidarną, należy potępić wyraźnie sprawców i reżyserów 13 grudnia oraz starać się zadośćuczynić rodzinom ofiar. Dopiero po geście przyznania się do winy, żalu i pokuty przychodzi wybaczenie i wspólne budowanie lepszej przyszłości.
Do tej czarnej listy dopisać należy ofiary po stronie reżimu.
Aby ratować komunizm nad Wisłą, generał Wojciech Jaruzelski wysłał Polaków przeciw Polakom. Tym samym pod koniec XX wieku 35-milionowy naród został pozbawiony podstawowych praw obywatelskich i makiawelicznie - w interesie obcego mocarstwa i narzuconej ideologii - skonfrontowany między sobą. Propagandowa retoryka stanu wojennego odwoływała się jednocześnie do wartości patriotycznych, do konieczności obrony demokracji (Jerzy Urban - konferencja prasowa z 13 grudnia 1981 r.), spychając odpowiedzialność za ówczesną sytuację i ewentualny rozlew krwi na polskie społeczeństwo. Jadący czołgiem z Elbląga do Gdańska młodzi wojskowi, którzy utonęli 16 grudnia 1981 roku w Linawie, są ofiarami tego samego stanu wojennego. Wprawdzie jechali do Gdańska, by tłumić krzyk wolności zgodnie z wolą Jaruzelskiego, stali się jednak jego ofiarami. Mimo że od protestujących w Gdańsku swoje przywiązanie do wolności i solidarności świadomych tłumów Polaków dzieliło czołgistów - jak można sądzić po stronach, które reprezentowali - niemal wszystko, to połączyło ich doświadczenie zła stanu wojennego. Władza komunistyczna zadbała nawet o to, aby informacje o wypadku komunikacyjnym czołgistów nie przedostały się do prasy. To tylko podkreśla, jak cyniczny był tamten system.
Stan wojenny to zamknięty rozdział. Można powiedzieć, że dla historyków temat jak wiele innych.
W moim przekonaniu, jest zupełnie inaczej. Cała historia dekady lat 80. w Polsce jest więcej niż standardowym tematem dla historyków. Wówczas, niestety, po obu stronach sporu Solidarność - komunizm krystalizowała się elita społeczno-polityczna III Rzeczypospolitej. Rozważania o stanie wojennym, a szczególnie o transformacji ustrojowej w Polsce, jeszcze przez co najmniej kilka lat będą lokowane na pograniczu historii i polityki. To sprawia, że badania w tym temacie nacechowane są dużo większą atencją opinii publicznej, a także żywą reakcją najważniejszych osób w państwie. Mimo to jako instytucja zajmująca się historią, a nie polityką staramy się dostarczyć społeczeństwu obiektywne źródła do interpretowania czasów minionych. Dlatego w gdańskim IPN powstały liczne publikacje na temat represji stanu wojennego - książka o internowanych z kilku północnych województw Polski, w tym z województwa gdańskiego, pod redakcją Igora Hałagidy, czy rzetelny wykaz 600 osób skazanych w politycznych procesach stanu wojennego, pióra Arkadiusza Kazańskiego. Opisujemy też historię poszczególnych więzień czasów komunizmu i ośrodków odosobnienia.
Owo przenikanie się historii i polityki, o którym Pan mówi w odniesieniu do przełomu lat 80. i 90., mimo wszystko rodzi pytanie o wpływ na wynik badań.
Raz jeszcze powtórzę: jedyne, czym się kierujemy w naszych badaniach jako historycy, to zasada obiektywizmu i rzetelności. Trzymamy się tego, nawet jeśli potoczne opinie o pewnych osobach czy wydarzeniach bywają odmienne. Nasze zaś ustalenia jednoznacznie dewastują postać generała Jaruzelskiego i jego grupę przestępczą. Dlatego szkoda, że na ich ocenę tak często wpływa światopogląd, a nie same fakty. W narodzie, który przez wieki cechowała cnota wolności, nie powinno być wątpliwości co do prawodawstwa wolność dewastującego. Przy ocenie obu strasznych totalitaryzmów XX wieku - niemieckiego nazizmu i komunizmu - relatywizm jest, moim zdaniem, niewskazany. Stan wojenny jako próba zakonserwowania komunizmu był po prostu złem. I to nie złem „mniejszym”.