Dr Katarzyna Simonienko: Las mam w genach! Dlatego uczę ludzi, jak dobrze tu wypocząć
Długo nie umiałam pogodzić moich dwóch pasji. Do 15.30 byłam więc psychiatrą, a od 15.30 - przyrodnikiem i przewodnikiem po puszczy. W końcu odkryłam, czym są kąpiele leśne – mówi Katarzyna Simonienko.
Nie zastąpią nam ani mydła, ani wody, ani prysznica, ale i tak zaleca pani kąpiele leśne.
Często pytają mnie moi spacerowicze, czy trzeba brać kostium kąpielowy. Zresztą i ja sama, jak pierwszy raz usłyszałam o kąpielach leśnych, to sobie tak wyobrażałam, że pewnie chodzi o jakieś borowiny, o jakieś zdrowotne źródła…
W rzeczywistości to zupełnie coś innego.
Kąpiel leśna oznacza zanurzenie się w atmosferze lasu przy pomocy wszystkich zmysłów. To zupełnie coś innego niż taki zwykły spacer. Japońskie badania dowodzą, że wzrok w środowisku przyrodniczym wcale nie jest najważniejszy. Ważniejsze podczas spaceru w lesie są dotyk, węch, ale też słuch. Jeżeli świadomie zaangażujemy te zmysły w taki leśny, powolny spacer, to bardzo będzie to dobry sposób na obniżenie reakcji stresowych w organizmie - i to nie tylko na takim poziomie emocjonalnym, psychicznym, ale też na poziomie naszego ciała.
Co to znaczy?
Normalizuje się ciśnienie krwi, normalizuje się poziom cukru. Jest sporo badań, które mówią, że kąpiel leśna jest bardzo zdrowa dla naszego ciała w takim znaczeniu odpornościowym, bo pobudza się układ immunologiczny. Zupełnie inaczej zaczynają działać komórki, które likwidują różnego rodzaju drobnoustroje, które walczą z wirusami, które nawet walczą z procesami nowotworowymi. Proszę zauważyć, że te kąpiele leśne to sposób, żeby sobie pomóc bardzo prosty, darmowy, niewymagający od nas wysiłku, odpowiedni dla każdej grupy wiekowej. Tak naprawdę tylko się tego uczyć i korzystać!
Wystarczy spacerować po lesie?
Dla niektórych osób te kąpiele leśne przychodzą bardzo naturalnie. I wtedy żaden przewodnik, żaden trener nie jest potrzebny. Mam wrażenie, że my na Podlasiu robimy to wręcz instynktownie z dziada pradziada. Ale jest część osób, które albo nie są przekonane do lasu, bo się go zwyczajnie boją, albo też nie mają takiej potrzeby przebywania na łonie przyrody, albo w ogóle nie umieją w tym lesie się odprężyć, zatrzymać, tylko po prostu idą zadaniowo, galopują, słuchawki na uszach – spacer trzeba odbębnić.
Komu potrzebna jest pomoc przewodnika czy trenera spacerów leśnych?
Tym osobom, które nie wiedzą, jak zwolnić tempo, jak zaangażować najbardziej efektywnie te zmysły, których na co dzień nie używamy. Dla tych osób, które obawiają się lasu czy obawiają się dotykania różnych rzeczy w lesie proponuję różnego rodzaju ćwiczenia, które bazują na takich technikach jak mindfulness, czyli trening uważności, jak treningi relaksacyjne. Proponuję pracę z oddechem, żeby to odprężenie było głębsze, żeby jak najwięcej z tego spaceru skorzystać. Ale podkreślam, można to robić również samodzielnie. To naprawdę prosta rzecz. Wystarczy przyswoić sobie kilka reguł.
Proszę więc podpowiedzieć, na co zwracać uwagę, żeby spacer wśród drzew bardziej przypominał tę kąpiel leśną.
Przede wszystkim powinniśmy zwolnić tempo. Nie idziemy do lasu zadaniowo. Nie nastawiamy się na to, że musimy wyrobić jakąś konkretną odległość, przejść ileś kroków. Nie idziemy z krokomierzem, nie idziemy z konkretnym zadaniem do załatwienia. Idziemy za to z otwartą głową. Dajmy sobie pierwszych 15-20 minut na oczyszczenie głowy z myśli o tym, co mamy jeszcze dziś do zrobienia. Skupiajmy się na tej rzeczywistości, która się dzieje dookoła i nie próbujmy jej zgłębiać tylko i wyłącznie intelektualnie. Ja sama wcześniej miałam tendencję, by to robić. W kąpielach leśnych przeszkadzało mi to, że jestem przyrodnikiem, przewodnikiem po puszczy. Zauważałam konkretne gatunki roślin, zastanawiam się, co gdzie rośnie, gdzie spotkam jaki gatunek. A to nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby po prostu tego lasu sobie podoświadczać.
A jeśli te natrętne myśli i tak się będą pojawiać?
No to trudno. Jeśli jest w nas jakiś wewnętrzny niepokój, to nic na szybko nie poradzimy. Po prostu przyjmijmy do wiadomości, że te myśli są, ale wrócimy do nich za jakiś czas – a teraz zwracamy uwagę tylko na to, co się dzieje wokół i staramy się zwolnić. A jak uda się zwolnić, to staramy się popracować przynajmniej 5-10 minut z każdym ze zmysłów, czyli skupiamy się na tym, co słychać na pierwszym planie, na dalszym planie, na tym, jak my się czujemy z tymi dźwiękami. Możemy też poobracać się w różnych kierunkach świata, popatrzeć, jak z różnych stron te dźwięki do nas napływają i potem przejść do kolejnego zmysłu, czyli na przykład popróbować sobie podotykać różnych tekstur. To dotykanie jest w ogóle zadziwiające. Wczoraj byłam na kąpieli leśnej z moimi pacjentami i okazało się, że różne gatunki drzew mają o tej porze roku różną temperaturę - graby są zimne, sosny były cieplejsze, mają różną korę, różne faktury, różny poziom wilgotności. Zaskakujące jest, jak różny w dotyku może być mech, jak różne są liście. Dotykanie powierzchni naturalnych bardzo odpręża nas na poziomie ciała. Wszystkie parametry fizjologiczne stresu lecą do dołu. Środowisko przyrodnicze po prostu wysyła takie sygnały, że to jest dla nas dobre i bezpieczne miejsce.
W jaki sposób poznawać przez dotyk?
Czasami dotykamy tylko końcem palca, więc fajnie jest, jeśli się troszkę przełamiemy i użyjemy całych powierzchni dłoni, być może policzka, być może sobie pozwolimy na jakimś drzewie usiąść, położyć się, oprzeć się. Jak jest ciepło - pochodzić na bosaka. Potem przychodzi pora na zapachy, więc staramy się różne rzeczy sobie wąchać: zioła, mchy, liście, korę. Węch jest bardzo pierwotnym zmysłem, więc bardzo często nam przychodzą do głowy różne skojarzenia, na przykład z dzieciństwa.
Ale mamy też zmysł smaku…
Tyle że tu jest taka zasada, że nie jemy niczego, czego nie znamy, więc na pewno bezpieczniej po prostu czuć smak leśnego powietrza na języku, bo ono też troszkę inaczej smakuje. Ale można też zaparzyć sobie leśną herbatę z tego, co akurat w danym lesie rośnie. Taką herbatę można wcześniej przygotować w domu i sobie przynieść. To może być herbata ze świerkowych lub sosnowych igieł, z liści z pokrzywy.
Ale nie skupiamy się tylko na sobie?
Zanurzamy się w tu i teraz. Możemy sobie pozwolić po prostu na obserwację różnych naturalnych procesów, czyli tego, co się akurat wokół nas w przyrodzie dzieje. W lesie nie ma nic bez sensu, wszystko jest po coś, każdy organizm jest w relacji z innymi. To też nam pozwala sobie uświadomić, że my w tym lesie nie jesteśmy przypadkowo, że my nie idziemy tam tylko pooglądać, ale w ogóle bierzemy udział w całej takiej tętniącej życiem sieci, że my sobie możemy oddychać tymi wszystkimi korzystnymi substancjami, które produkują drzewa. Drzewa wydzielają mnóstwo cząsteczek, które wspomagają nasz układ odpornościowy, w glebie żyją organizmy, które pomagają aktywować mózg ssaków do produkcji serotoniny, czyli tego neuroprzekaźnika, który obniża nam się, kiedy mamy stany lękowe czy depresyjne. Proszę sobie wyobrazić, jak bardzo się osłabiamy, odcinając się od tego, co niesie nam przyroda, bo stwarzamy sobie sterylne, miejskie warunki.
Bardzo ważnym elementem kąpieli leśnej jest też to, żeby pozwolić sobie na koniec na jakieś refleksje, przemyślenia, chwilę poobserwować swoje uczucia. Z czym ja wychodzę: czy ze spokojem, czy wdzięcznością, czy może z jakimś niepokojem, czy może wręcz przeciwnie - z jakimś poczuciem szczęścia, spełnienia? Na koniec można sobie zrobić jakąś notatkę, czy coś naszkicować, czy po prostu zjeść kanapkę, usiąść sobie, napić się wody. Starajmy się, by do tej rzeczywistości wracać stopniowo, by z takiego stanu głębokiego odprężenia, poczucia jedności z przyrodą od razu nie wsiadać w auto, bo ten spokój wtedy szybko się z nas ulotni.
Opowiadała Pani o wyprawie do lasu z pacjentami. Czy łączy pani terapię psychiatryczną z terapią lasem?
Kąpiel leśną można zastosować jako uzupełnienie klasycznych form leczenia. Nigdy natomiast bym się nie odważyła - i uważam, że to też nie byłoby dobre - żeby proponować ją zamiast na przykład leków czy psychoterapii. Nigdy nie powiem: po co nam terapia, skoro można pójść do lasu. Bo to nie tak. Zupełnie nie tak. Las to jest przede wszystkim wsparcie. dodatkowa mobilizacja organizmu. Ale tak jak dobrze wiemy, że terapia czosnkiem nie sprawdzi się przy każdej infekcji, tak samo nie można bezkrytycznie polegać na terapii lasem. Więc owszem, fajnie się dodatkowo wspierać, ale są choroby, które po prostu trzeba konkretnie leczyć. I to jest pierwsza zasada, o której musimy pamiętać. Kąpiel leśna też nie jest psychoterapią. W lesie owszem, może się pojawić dużo refleksji, wspomnień, skojarzeń, ale mimo wszystko nie jesteśmy świadomi wszystkich mechanizmów, którą kierują naszą psychiką – tu potrzebna jest pomoc czy podpowiedź psychoterapeuty. Spacery leśne to bardzo dobra forma przede wszystkim profilaktyki, rehabilitacji psychiatrycznej i też wsparcia tradycyjnego leczenia.
Przy jakich zaburzeniach stosuje pani tę metodę najczęściej?
W zaburzeniach lękowych, depresyjnych – ale tylko w przypadku, jeśli jest to depresja łagodna czy dość umiarkowana Podczas depresji ciężkiej, gdy pacjent nie jest w stanie nawet wstać z łóżka, nie będzie miał ani siły, ani energii, ani radości z tego, że pójdzie do lasu. Las to jest dobry pomysł już nieco później, po tradycyjnej terapii, gdy pacjent czuje się lepiej, ale na przykład nie ma jeszcze tyle energii, żeby wychodzić do dużej grupy ludzi. W takich przypadkach las może wzmacniać poczucie bezpieczeństwa, odprężać. Dla tych, którzy nie czują się jeszcze komfortowo podczas dłuższych podróży, świetnym rozwiązaniem jest wyjście do parku czy do podmiejskiego lasu.
Skąd u pani się wzięła ta miłość do lasu?
To obciążenia genetyczne! Moja babcia mówiła, że jak była mała, to uwielbiała podglądać ptaki. A ja od dziecka właściwie byłam w lesie i uwielbiałam to. Później długo nie wpadłam na to, że te moje dwie pasje można połączyć i do 15.30 byłam psychiatrą, a od 15.30 do późnych godzin nocnych byłam przyrodnikiem. A potem się okazało, że można to fajnie zintegrować, że jest taka dziedzina wiedzy, gdzie łączy się dbałość o zdrowie psychiczne i zainteresowanie przyrodą. Ekopsychiatria jest coraz bardziej popularna. To jest spojrzenie psychiatryczne, które bierze pod uwagę nie tylko psychiatrę biologiczną, środowiskową, ale też psychiatrię z uwzględnieniem czynników naturalnych. Okazuje się, że sporo zachwiań w ekosystemie może prowadzić do zaburzeń zdrowia psychicznego. Że mamy do czynienia z depresją klimatyczną, czyli właściwie takim bardziej lękiem klimatycznym czy wręcz takimi procesami żałoby po utracie ważnego dla nas emocjonalnie dzikiego miejsca. Że mamy dużo nowych zaburzeń cywilizacyjnych z powodu odcięcia od natury, że ten kontakt z przyrodą jest właściwie niezbędny, żeby to wyhamować, żeby przywracać ludzi do równowagi.
Jest pani również przewodnikiem po Puszczy Białowieskiej. Jak udaje się pani to rozdzielić? Z jednej strony kąpiele leśne, gdzie należy się wyciszyć, z drugiej wycieczki, podczas których spacerowicze powinni być otwarci na wszystko wokół i opowiada pani zresztą o tym wszystkim, co jest w lesie.
Po prostu – umawiam się z grupą i wiem, czego ona ode mnie oczekuje. Część osób potrzebuje po prostu konkretnie się odprężyć, zanurzyć w tym lesie, a inna część by chciała zobaczyć na przykład żubra, jakieś rzadkie gatunki grzybów, ptaków, rezerwat ścisły. I jedne, i drugie spacery są fajne i potrzebne. Jedne i drugie to edukacja przyrodnicza i takie doświadczenie dzikości i zachwytu. Przewodnik po puszczy i kąpieli leśnych to nie są zawody, które działają na zasadzie konkurencji, który jest lepszy, ważniejszy, który którym można zastąpić. One oba są ważne Różnorodność to dobra rzecz. Bo w przyrodzie, czym bardziej różnorodny jest ekosystem, tym zdrowszy i stabilniejszy.
A pani się nie miesza to tak prywatnie? Na przykład idzie pani na kąpiel leśną, a tu nagle okazuje się, że wypatruje pani, gdzie ten ptaszek tak pięknie śpiewa?
Ja chyba nigdy nie idę z konkretnym nastawieniem. Owszem, czasem zdarza się, że na przykład mam jakiś projekt do zrobienia i do lasu idę sobie w głowie posprzątać, coś przemyśleć. Ale czasami też idę po prostu zobaczyć, co mi ten las dziś da. A te kąpiele leśne, takie indywidualne, one mi przychodzą z automatu. Ja bardzo lubię się zmysłami gdzieś tam w ten las wtapiać, ale też i lubię mieć otwartą głowę i obserwować. Jak coś ciekawego się pojawi, to od razu włącza mi się zmysł takiego ciekawskiego dziecka. Każdy spacer jest inny, właściwie nigdy w życiu się nie zdarzyło, żeby las mnie znudził. Zawsze jest inaczej, nawet jak chodzę sto razy tą samą drogą, zawsze coś ciekawego się tam dzieje.