Trudno powiedzieć jakie będą skutki tej schizofrenicznej sytuacji, jak dwie sale posiedzeń - ocenia konflikt w Sejmie socjolog z UwB
Z niepokojem, czy ciekawością patrzy Pan na politykę w tym nowym roku?
Dr Maciej Białous, socjolog z Uniwersytetu w Białymstoku: Jednak z ciekawością. Co chwila wydarza się coś nowego, coś, co oczywiście może niepokoić, ale człowiek musi racjonalizować sytuację. A ciekawość jest lepsza od niepokoju.
Co może wydarzyć się 11 stycznia? Rozpoczyna się wtedy posiedzenie Sejmu, a w sali plenarnej nadal protestują posłowie PO i Nowoczesnej.
Trudno powiedzieć co się wydarzy. Chyba najbardziej zaskoczyłoby mnie, gdyby doszło do porozumienia i pokojowego rozwiązania sytuacji. Na to, przynajmniej na razie, raczej się nie zanosi. Kość niezgody, jaką jest głosowanie nad budżetem państwa, może spowodować eskalację konfliktu. Możemy spodziewać się demonstracji pod Sejmem, dalszego procedowania w sali kolumnowej. Czyli w zasadzie możemy spodziewać się wszystkiego. Najbardziej zaskakujący byłby powrót Sejmu do normalnej pracy.
Jak Pan ocenia protest opozycji? Bo zdania na ten temat są bardzo podzielone. Jedni mówią o słusznej obronie demokracji, inni o grotesce.
Na pewno momenty groteski wkradają się. Było to wyraźnie widać w czasie świąt. Teraz mieliśmy eskalację w związku ze sprawą Ryszarda Petru. Oczywiście groteskowość podsycana jest medialnie przez polityków partii rządzącej, którzy chcą przedstawiać w kompromitującym świetle posłów opozycji. Oczywiście, czy całą sytuację ocenimy jako groteskę, czy wprost przeciwnie, zależy od poglądów politycznych, jakie mamy. Jednak przeciągający się protest coraz bardziej wygląda na ślepą uliczkę. Nie widać żadnego rozwiązania, oprócz trwania w tym proteście.
Co powinna zrobić opozycja, by wyjść z twarzą z tej ślepej uliczki?
Jest to bardzo trudne, biorąc pod uwagę, jak sztywne stanowisko prezentuje PiS. Pewne pomysły na rozwiązanie konfliktu proponowali politycy PSL, czy Kukiz’15. Jednak były one szybko ucinane głównie przez partię rządzącą. Wydaje się, że nie ma możliwości porozumienia. Jest za to szereg niewiadomych. Nie wiadomo np. jak zareaguje społeczeństwo, ulica. Sylwestra pod Sejmem spędzało trochę osób, ale nie jest to na razie siła, z którą trzeba byłoby się jakoś bardzo liczyć. Zakres działań opozycji jest bardzo wąski.
A PiS jest w stanie ustąpić?
Wydaje się, że stanowisko partii rządzącej raczej się nie zmieni. PiS kilka razy miało szansę na wypracowanie porozumienia, choćby poprzez pośredników. Wizerunkowo na pewno wyglądałoby to dobrze. Jeżeli PiS nie sięgnął po takie rozwiązanie, to pewnie nie zrobi tego także w najbliższym czasie. Tym bardziej, że nie widać jakiegoś tąpnięcia w poparciu dla partii rządzącej. Oczywiście trudno w tej chwili powiedzieć, jakie będą długofalowe skutki trwania w takiej schizofrenicznej sytuacji jak dwie sale posiedzeń. Natomiast nawet jeśli PiS powie: dobrze, rozwiązujemy Sejm i robimy wcześniejsze wybory, tak jak sugerował Ryszard Petru, to prawdopodobnie partia Jarosława Kaczyńskiego te wybory by wygrała.
Wcześniejsze wybory są pewnie mało realnym scenariuszem.
Oczywiście. Dlatego PiS nie ma żadnego powodu, by wycofywać się ze swoich stanowisk.
Prezydent Andrzej Duda mógłby być mediatorem? Teoretycznie mógłby zyskać na tym wizerunkowo także wśród tych, którzy teraz nazywają go notariuszem PiS.
Funkcja prezydenta daje Andrzejowi Dudzie takie naturalne predyspozycje, by łagodzić pewne spory polityczne. I tak działo się w przeszłości. Natomiast wydaje się, że prezydent Duda nie ma w tym interesu. Jego poparcie społeczne jest wysokie i nie szkodzi mu nawet głośna krytyka. Andrzej Duda nie musi walczyć o swoją pozycję w państwie. Kawał prezydentury już za nim. Wygląda na to, że czuje się wygodnie w takiej roli, jaką przyjął.
Czy na sejmowym konflikcie mogą zyskać PSL i Kukiz’15, które starają się stać po środku?
Faktycznie, te ugrupowania próbują postawić się ponad konfliktem politycznym. To jest racjonalne zachowanie, natomiast muszą te partie być ostrożne. Po pierwsze: by nie zostać zgniecionym przez dynamikę samego konfliktu albo, o czym przypomina opozycja, nie zostać przystawkami PiS-u. Dlatego jest to dosyć niebezpieczna strategia, za to racjonalna. Pamiętajmy, że PSL utrzymuje się na granicy progu wyborczego, a zbliżają się wybory samorządowe. Są dla ludowców kluczowe. Wypracowywanie takiej wyraźniej pozycji na scenie politycznej jest dla nich bardzo ważne. Czy będzie to skuteczne? To zależy od bardzo wielu czynników.
Czy 2017 rok będzie rokiem protestów i polityki na ulicy?
Myślę, że tak. Przez cały 2016 rok narastała dynamika konfliktu. W związku z tym, że trudno go rozwiązać na drodze parlamentarnej, nie ma w Sejmie realnej debaty publicznej, część tej dyskusji będzie przenosić się na ulicę. To oczywiście jest smutne i niebezpieczne z punktu widzenia społecznego. Napięcia pomiędzy ludźmi mogą się niestety nasilać. Ulgi nie przynoszą też wydarzenia, które dzieją się naokoło, jak kryzys migracyjny, czy polityka europejska jako taka. Zwiększają raczej poczucie zagrożenia, strachu, niepewności. To z kolei powoduje, że ludzie uciekają się do protestów ulicznych.