Dr Magdalena Kapuścińska: "W USA opowiadałam często o Łodzi"
Rozmowa z dr Magdaleną Kapuścińską, łodzianką, wieloletnim prezesem Instytutu im. Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku
36 lat mieszkała Pani w Stanach Zjednoczonych. Była prezesem Instytutu im. Józefa Piłsudskiego. Zdecydowała się Pani jednak wrócić do Łodzi. Jak postrzega Pani nasze miasto?
Po 1989 roku dwa razy do roku przyjeżdżałam do Łodzi. I mogłam obserwować, jak to miasto się zmienia. Imponuje mi rozmach niektórych przedsięwzięć. Jak na przykład nowy Dworzec Fabryczny, ulica Piotrkowska, przebudowa skrzyżowania ulicy Piotrkowskiej i alei Piłsudskiego. Wszystko w Łodzi idzie do przodu! Z tym, że dostrzegam też rzeczy, które mnie bardzo drażnią.
To znaczy?
Martwi mnie, że tak wielu ludzi ucieka z Łodzi do pracy w Warszawie. Dobrze by było, by w naszej Łodzi zostali i ją budowali. Poza tym denerwuje mnie, że obok pięknych kamienic, wyremontowanych, stoją stare, odrapane. Wyglądają strasznie. Przy nich są chodniki, po których nie można przejść. To takie drobne rzeczy, z mojego podwórka, które moim zdaniem powinny być naprawione, zanim pomyśli się o pięknych, wspaniałych rzeczach, które zaistniały w Łodzi. A tych jest naprawdę bardzo dużo.
Co ma Pani na myśli?
Chociażby Manufakturę. To fantastyczna inwestycja. Niedawno był u mnie kolega ze Stanów Zjednoczonych. Pojechaliśmy do Manufaktury. Nie mógł wyjść z podziwu, gdy ją zobaczył. Kazał się fotografować w różnych miejscach.
A Pani jest łodzianką?
Przyjechałam do Łodzi w 1945 roku jako dziecko. Od tej pory jestem związana z tym miastem. Tu się wychowywałam. Skończyłam tu szkoły, potem Politechnikę Łódzką, gdzie obroniłam doktorat z chemii. Po przyjeździe ze Stanów Zjednoczonych zdecydowałam się osiedlić w Łodzi. Mam w niej bardzo ładne mieszkanie.
Z jakim rejonem miasta była Pani związana przed wyjazdem za ocean?
Po wyjściu za mąż mieszkałam w kamienicy na rogu alei Kościuszki i alei Mickiewicza, w domu, w którym się dziś nic nie dzieje. Przykro na to patrzeć. A wychowywałam się przy ulicy Piotrkowskiej. Mieszkałam pod numerem 208. Nie ma już tego domu, został rozebrany. Postawiono w tym miejscu wieżowce. Pozostał tylko jeden kasztan...
Jaką Łódź zapamiętała Pani z czasów swego dzieciństwa, młodości?
Z tamtych czasów pamięta się zwykle dobre czasy. To przecież są szczęśliwe, młode lata. Gdy studiowałam na Politechnice Łódzkiej, to kwitło życie studenckie. Był to czas rock and rolla. Pamiętam też smutne, zmęczone łódzkie kobiety, które wracały z pracy w fabrykach. Ale też zapamiętałam wspaniałe tkaniny, ubrania, które dzięki tym paniom były produkowane. Ludzie z całej Polski przyjeżdżali do Łodzi na zakupy. Szkoda, że ten przemysł włókienniczy upadł. Szkoda mi też, że rozbiera się niektóre fabryczne budynki. Ale może nie wszystko da się zaadaptować?
Gdy mieszkała Pani w USA to spotykała wielu łodzian?
Nie. Byli tam raczej głównie ludzie z Krakowa, Warszawy, Wrocławia. Emigrantów z Łodzi spotykałam naprawdę rzadko.
Amerykanie znali Łódź?
Z moich opowiadań. Choć ostatnio to się zmieniło. Teraz o Łodzi jest wiele informacji na Facebooku, jest tak pięknie pokazywana. Ja wtedy wskazywałam takie informacje w Internecie. Miałam wiele książek o Łodzi i też starałam się je pokazywać moich amerykańskim znajomym. Promowałam moje miasto. Przez wiele lat pracowałam w firmie naftowej „Texaco”. Kolegom z firmy również opowiadałam o Polsce, o Łodzi. Chciałabym, by moi amerykańscy przyjaciele przyjechali do miasta podczas Festiwalu Światła. To niesamowite! Ulica Piotrkowska wygląda wtedy wspaniale. Bardzo żałuję, że Łódź straciła Camerimage. Lubię filmy, mieszkam przecież w filmowym mieście, a tego się nie odczuwa tak, jak powinno.
Czego życzyłaby Pani Łodzi i łodzianom?
Życzę, by jak najwięcej młodych ludzi przybywało do Łodzi. A ci, którzy tu mieszkają, żeby nie wyjeżdżali z miasta. By interesowali się Polską, by byli patriotami. A moim zdaniem patriota to człowiek, który chce coś zrobić dla tej swojej ojczyzny. Chciałabym, aby młodzież zrozumiała, że będziemy mieli wspaniałą Polskę, jeśli każdy do tego będzie się przyczyniał. Swoją pracą, myślami, wychowaniem dzieci. To są moje marzenia i życzenia.
Rozmawiała Anna Gronczewska