Dramaty millenialsa: Gwałtu rety, edukacja seksualna
Nie wiem czy było to zasługą dyrekcji szkoły, roku urodzenia, aktualnego programu nauczania, czy jakichkolwiek innych okoliczności, ale w gimnazjum załapałam się na edukację seksualną.
Zajęcia odbywały się raz w tygodniu, w grupach niekoedukacyjnych, w pracowni matematycznej. Skąd ten wybór sali, nie mam pojęcia, może chodziło o obliczanie dni płodnych w kalendarzyku małżeńskim?
Poza kalendarzykiem, pani od biologii tłumaczyła tajniki cyklu miesiączkowego, opowiadała o antykoncepcji i sporo uwagi poświęcała łagodzeniu młodzieńczych kompleksów i treningowi asertywności. Mimo, że raz pojawiła się atrakcja: gadżety od firmy Always, całość była jak to w polskiej szkole: teoretyczna, nudnawa i całkowicie aseksualna.
Teraz posłowie chcą tej pouczającej nudnawości zakazać, argumentując ów zakaz walką z pedofilią.
Projekt nowelizacji kodeksu karnego skierowany w środę do prac w komisjach oczywiście w dosłowny sposób edukacji seksualnej nie zakazuje. Przewiduje za to karę więzienia za: „propagowanie i pochwalanie podejmowania przez małoletniego obcowania płciowego lub innej czynności seksualnej” podczas „działalności związanych z wychowaniem, edukacją, leczeniem małoletnich lub opieką nad nimi”.
Co może kryć się za taką wyliczanką? Jak to zwykle bywa z niejasnymi sformułowaniami: wiele. Może kryć się lekarz, który tłumaczy pacjentce metody antykoncepcyjne, może kryć się higienistka, wygłaszająca pogadankę o profilaktyce HIV i AIDS, może kryć się pedagog, który na nerwową opowieść nastolatka o chęci rozpoczęcia życia seksualnego odpowie „to normalne”.
Czy oni wszyscy - jeśli ustawa naprawdę wejdzie w życie - pójdą do więzienia? Wątpliwe. Niewątpliwe jednak przepisy staną się świetnym straszakiem dla aktywistów i organizacji, zajmujących się pracą na rzecz edukacji i równości. Wielu z nich , zwłaszcza tych wykonujących swoją pracę pro bono, kilka razy się zastanowi, czy naprawdę idea jest warta ewentualnego procesu.
Stracą na tym oczywiście dzieciaki. W zakresie fizyczności pewnie wyedukuje je internet, ale z młodzieńczym kłębowiskiem wątpliwości, kompleksów i pytań zaczynających się od „czy to normalne, że” zostaną sami. Nie pierwszy raz i nie tylko z tym problemem zresztą.