Dramaty Millenialsa: Im cieplej, tym smutniej
Mam 32 lata i eksperci powiedzieli, że przeżyłam już większą połowę swojego życia.
Wcześniej mówili, że nie ma czegoś takiego jak „większa połowa”, że połowy zawsze są równie, ale teraz takie zasady nie mają już szczególnego znaczenia.
Podobnie jak nie ma szczególnego znaczenia to, czy wreszcie uda się zorganizować turystyczne loty w kosmos, czy sztuczna inteligencja zabierze nam pracę i czy Margaret Atwood dopisze drugą część „Opowieści podręcznej”. Bardzo wiele rzeczy nie ma już szczególnego znaczenia, kiedy pomyślimy o tym, że w 2051 skończy się świat, jaki znamy.
Tak przynajmniej wynika z opublikowanych kilka dni temu badań australijskiego centrum naukowego Breakthrough National Centre for Climate Restoration. Naukowcy piszą, że po kolei znikać będą: rafy koralowe, puszcze, lasy deszczowe i kolejne gatunki zwierząt. „Trzydzieści pięć procent globalnej powierzchni lądu przez 20 dni w roku będzie narażone na śmiercionośne warunki, poza progiem ludzkiej przeżywalności” - czytamy w raporcie.
Niby nic nowego, przecież o katastrofie klimatycznej słyszeliśmy setki razy z różnych naukowych i pozanaukowych źródeł. Jednak konkretna data: 2051 i czas, dający się objąć myślą, działa na wyobraźnię. Prowokuje, żeby zapytać: „co teraz robimy”, albo raczej: „czy w ogóle coś robimy”?
Ekologiczne postulaty niby towarzyszą nam od lat, ale zawsze były jakieś takie „mało seksi”. Zawierały się w argumentach organizacji, na które zwykło patrzeć się z wyższością, tematach przeglądów filmowych, na które nikt nie chodził i w najnudniejszych rozdziałach książek do angielskiego. Do you save water? No, I save money. Ha-ha, hi-hi, klasa w śmiech, przejdźmy do dalszych zagadnień.
Tak długo było śmiesznie, że nie starczyło czasu na to, by zrobiło się poważnie. Bo jeśli klamka zapadła, jeśli w 2051 skończy się świat, jaki znamy to po co mamy rezygnować z tych plastikowych rurek, kompostować odpady i chodzić do sklepu z lniana torbą na ramieniu. Zwłaszcza te torby wydają mi się żałosne. Jak można powstrzymać katastrofę dizajnerską torbą?
Potrafiliśmy załatwić nieskończoną ilość spraw, sprzedać setki idei, zrobić kampanię na każdy temat od hejtu po picie mleka. A tego nadal nie umiemy. Nie potrafimy załatwić najważniejszej sprawy. Chociaż teraz przynajmniej zaczyna nam zależeć.