Kto nigdy nie wywiesił skierowanego do sąsiadów ogłoszenia, niech pierwszy rzuci kamieniem...
Drogi sąsiedzie, który rozrzucasz śmieci, zamiast pofatygować swoje rączki i wrzucić je do kontenera - wspólny śmietnik to nie twój dom. Wiedz, że nie wszyscy lubią brodzić w odpadkach”. A na końcu „pozdrawiam” i serduszko.
Nie wiem, czy socjologowie analizują treść wywieszanych w blokach ogłoszeń (pewnie tak, oni wszystko analizują), ale mnie te prowadzone za pośrednictwem karteczek rozmowy lokatorów fascynują od dawna.
Większość dotyczy ekonomii: wynajmę/kupię/zamienię. Praktycznie i nudnawo, choć i w tak skromnej formie, niektórzy puszczają wodze fantazji, do rozpoczynającego ogłoszenie „witam” dopisując litanię kolejnych, coraz bardziej absurdalnych pozdrowień.
Pojawia się i komunikacja obrazkowa: jeden z sąsiadów/sąsiadek przytwierdza swoje odezwy brokatowymi serduszkami, inny posługuje się złoconym delfinem. Dużo ciekawiej jest w przypadku ogłoszeń porządkowo/dyscyplinujących: obok problemu śmieci pojawia się też problem sąsiadki wokalistki oraz gaśnicy, którą co i rusz ktoś kradnie z korytarza.
Osobną - moim zdaniem najciekawszą - kategorią są ogłoszenia moralizatorskie, wymagające słownej ekwilibrystyki. Dla przykładu: „Lokatora z mieszkania na 4. piętrze prosimy o uprawianie seksu nieco ciszej, bo mieszkają tu też inni ludzie oprócz pana, proszę pana”. Dodam, że adresat po kilku godzinach odpowiedział kartką, za pośrednictwem której oznajmił, że tego rodzaju ogłoszenia „noszą znamiona nękania, czego nie omieszka zgłosić policji”.
Nie wiem, czy czytając te cytaty, kiwają Państwo ze zrozumieniem głowami, ale przypuszczam, że tak. Facebook puchnie od zdjęć ogłoszeń pełnych oburzenia na krzyk dzieci pod oknami, malowanie kredą na chodniku i pomysł postawienia piaskownicy na podwórku (bo przecież miało być mieszkanie w cichej lokalizacji). Trafiają się i chałupnicze śledztwa, polegające na publikowaniu na forach wykonanych zza pa-zuchy zdjęć sąsiadów, przyłapanych na łamaniu osiedlowego regulaminu.
I co? I śmieszno. Szkoda tylko, że niewielu lokatorów ma na tyle śmiałości (chęci, kultury, społecznych kompetencji?), żeby po prostu do tych kłopotliwych sąsiadów zapukać i zwrócić im uwagę. To wymagałoby uśmiechu, krótkiej rozmowy, przedstawienia się i nawiązania relacji. A to przecież tyle zachodu. Łatwiej już napisać kartkę.