Dramaty Millenialsa: Próby rozpracowywania idei
Nie pamiętam już, jak było z dżenderem, ale ideologia LGBT zaatakowała znienacka.
Mnie dla przykładu dopadła w autobusie relacji Wrocław-Kraków, gdzieś na wysokości Knurowa. Podniosłam oczy znad „Polityki” (z perspektywy czasu myślę, że to właśnie bliskość lewicującego pisma ściągnęła na mnie nieszczęście) i moim podniesionym oczom ukazała się przecinająca niebo tęcza. Niepełna, ale za to szeroka, z paletą barw od czerwieni do fioletu. Nie ujechaliśmy dwudziestu kilometrów, a dołączyła do niej druga, nieco bledsza, nieco cieńsza, ale jednak tęcza. Współpasażerowie rzucili się do telefonów. Rzuciłam się i ja, czym prędzej dzieląc się ze znajomymi nakrytą na gorącym uczynku ekspansywną ideologią LGBT. Czymkolwiek by ona nie była.
Bo z ideologią LGBT jest jak z politycznymi aferami i uczuciami religijnymi: dużo się mówi, ale nikt nie potrafi powiedzieć o co chodzi. Przeprowadziłam pod tym kątem internetową kwerendę, jednak niestety bez większych efektów. Kilka tygodni temu, na łamach „Polityki” próbę podjął prof. Hartman, ale pomna tego, co przed momentem spotkało mnie przy lekturze tygodnika nerwowo scrollowałam dalej.
Z odsieczą przyszli duchowni i prawicowe media. Opracowany na ich podstawie szkielet ideologii LGBT prezentowałby się mnie więcej tak: Po pierwsze to system wartości bliski nie tylko osobom LGBT, ale i heteronormatywnym (bo jeśli nie, to, jak przytomnie zapytał pewien kapłan: „co ci ostatni robią na marszach równości?!”). Po drugie poszerza ona pojęcie rodziny, obejmując tą definicją również pary niemające ślubu, macochy, ojczymów, patchworki - czyli wszystkie te konfiguracje, w których dziś wychowuje się jakaś 1/3 polskich dzieci. Po trzecie: ideologia domaga się rzetelnej edukacji na temat zdrowia fizycznego i psychicznego człowieka (to ta słynna „seksualizacja dzieci” ). Po czwarte: jej założenia spotkają się z ponadprzeciętna aprobatą (siła rażenia porównywalna z zarazą).
Podsumowując: byłby to więc system przekonań inkluzywny i przystający do kształtu współczesnego świata. Nie jakiegoś wyobrażonego, ale tego który świat i społeczeństwo już przybrały. Kształtu z patchworkowymi rodzinami, osobami LGBT z dumą mówiącymi o własnej orientacji i obywatelami świadomymi swoich praw i wolności. Ta zmiana już się dokonała i nie cofnie jej straszenie tęczą, tak jak nie cofnęło straszenie dżenderem, a jeszcze wcześniej feminizmem. Nie ważne, jak bardzo niektórzy by się starali.