Pod koniec października 2018 r. na stacji Drawski Młyn niedaleko Krzyża Wielkopolskiego funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei wysadzili z pociągu kompletnie pijanego pasażera i zostawili samego. Wkrótce mężczyzna wpadł pod jadący pociąg i zginął na miejscu. Obaj SOK-iści zostali oskarżeni o niedopełnienie obowiązków i bezpośrednie narażenie życia i zdrowia.
Tragedia rozegrała się pod koniec października 2018 r. niedaleko stacji Drawski Młyn. Pociąg InterCity relacji Łódź - Szczecin, który nawet nie zatrzymywał się na tej stacji, przejechał leżącego tuż przy torach mężczyznę. Ten jeszcze w ostatniej chwili próbował się podnieść.
Maszynista jadącego z prędkością 120 km/h godzinę pociągu nie miał szans wyhamować. Mężczyzna, jak się później okazało 51-letni mieszkaniec powiatu szamotulskiego, zginął na miejscu. Znaleziono przy nim typowe akcesoria grzybiarza.
Dzięki zapisowi z kamer pociągów udało się ustalić pociąg i stację, z której przyjechał. Wsiadł w Szamotułach. Faktycznie wybierał się na grzyby. Kupił bowiem bilet do grzybowej Mekki - miejscowości Miały w Puszczy Noteckiej. Skąd w takim razie znalazł się w Drawskim Młynie?
Niewykluczone, że odpowiedź na to pytanie tkwi w wyniku badania na zawartość alkoholu w jego organizmie. Miał we krwi 3,8 promila alkoholu. W takim też stanie kompletnego upojenia alkoholowego znaleźli go w pociągu funkcjonariusze Służby Ochrony Kolei. Jednym z nich był doświadczony SOK-ista z wieloletnim stażem. Drugi służył niecały rok. Kto z nich wpadł na pomysł, żeby kompletnie pijanego pasażera wysadzić na stacji i zostawić bez opieki? Być może zdradzą to na sali sądowej, gdyż w prokuraturze odmówili składania wyjaśnień.
Funkcjonariusze świetnie zdawali sobie sprawę ze stanu, w jakim znajduje się pasażer. Jak wynika z ustaleń śledczych, pomagali mu wysiąść z pociągu. Nie był bowiem w stanie sam utrzymać się na nogach. Kiedy się zatoczył, odsunęli go na bezpieczną odległość od pociągu. Nie wpadł pod koła szynobusa, z którego wysadzili go SOK-iści. Zabił go następny pociąg.
Zgodnie z procedurą SOK-iści powinni w takiej sytuacji wezwać patrol policji i poczekać, aż policjanci zabiorą pijanego pasażera, który najpewniej trafiłby na izbę wytrzeźwień. Czy starszego stażem SOK-istę zgubiła rutyna, a młodszy nie protestował, bo miał za sobą dopiero kilka miesięcy służby? Najwyraźniej chcieli pozbyć się “problemu”. Mężczyzna zginął 80 metrów od miejsca, w którym go zostawili. W ostatniej chwili próbował się ratować, ale nie był w stanie nawet się podnieść.
Obaj funkcjonariusze nie pracują już w Służbie Ochrony Kolei. Zostali zwolnieni dyscyplinarnie. To jednak nie koniec ich kłopotów. Akt oskarżenia przeciwko nim trafił już do Sądu Rejonowego w Trzciance. Prokuratura zarzuca im niedopełnienie obowiązków i bezpośrednie narażenie życia i zdrowia.
- Nie dopełnili obowiązku zapewnienia ochrony osobie znajdującej się na terenie kolejowym. Nie przekazali nietrzeźwego pasażera najbliższej jednostce policji. Pozostawili go na peronie pomiędzy uczęszczanymi torami, czym narazili go na niebezpieczeństwo utraty życia
- mówi Radosław Gorczyński, były już szef trzcianeckiej prokuratury (od ubiegłego poniedziałku prokurator rejonowy na poznańskim Grunwaldzie i Jeżycach).