- Drób już wolny! - cieszy się pani Bożena
To był pierwszy weekend od wielu tygodni, kiedy drób wreszcie mógł legalnie spojrzeć na słońce i chodzić po podwórku.
Droga od Nowej Soli w kierunku Sławy. Rozglądam się w każdej mijanej miejscowości. Na podwórkach raczej trawniki. Dostrzec kurę bardzo rzadka okazja. Wreszcie są, w Dąbrownie, za Lubięcinem, szczęśliwe kury. Piękna, czarna, sporej wielkości, przy płocie od strony drogi, zdążyła już wydrapać dużą jamę, kopie dalej. Inne chodzą bez pośpiechu po podwórku – Wypuściłam w czwartek – mówi Bożena Gibaszak, która oprócz kur hoduje też perliczki, indyki i kaczki. – Zadzwoniłam do powiatowego lekarza weterynarii i powiedzieli, że informacja w internecie jest, że w całym kraju drób można już wypuszczać, tylko trzeba dbać o bezpieczeństwo, karmić i poić można tylko pod dachem – przestrzega pani Bożena. – To wszystko, zamykanie drobiu i rozkładanie mat, było dla naszego bezpieczeństwa, nikt nie robił nikomu na złość. Ale dla kur to była udręka.
Właścicielka stada ptaków wyjaśnia, że kury, które chodzą luzem, niosą jajka w swoich miejscach. – Jak były zamknięte w kurniku, musiały się nieść w wyznaczonym miejscu. Jak już za długo tak siedziały to bardzo niszczyły jajka. Kaczka siadła na jajkach, miała siedem, a kury wszystkie porozbijały – tłumaczy mieszkanka Dąbrowna. – Mam kury dla siebie na kurczaki. Chodzą po dworze, zbierają sobie co chcą. Jak kury nasadzam na pisklaki, to one są zdrowsze od tych co są od kur karmionych paszą. Z jednej strony te zakazy na dobre wyszły, bo się kury nie zaraziły, ale z drugiej, tak długo były zamknięte, że straty są. Dobrze, że ta choroba tu nie doszła, bo słyszałam, jak ludzie strasznie przeżywali jak im kury zabierali do zabicia tam gdzie ptasia grypa była – stwierdza pani Bożena.
W sklepie spożywczym w Stanach, niedaleko Nowej Soli o ptasiej grypie i biedzie kur rozmawia się często. – One się pytają, co zrobiły, że trafiły do więzień? – mówi jeden z obecnych w sklepie mężczyzn z żartem, ale zaraz pyta poważnie: - Tablice z zagrożeniem ptasią grypą, to umieli rozwiesić, a nie mogą teraz ludziom powiedzieć, że kury można wypuszczać?
Sprzedawczyni Urszula Majer potwierdza: - Ludzie pytają, czy ja coś wiem, a ja skąd? Na tablicy obok sklepu nie ma żadnego ogłoszenia. Babcie, co mają po parę kur, mają szukać po internecie? Gdzie? Dzisiaj jeden pan był. Ma dużo kur, też nie wiedział, co ma robić, wolno czy nie wolno już puszczać - mówi sprzedawczyni.
- Tutaj jak jeden sąsiad kury wypuścił dostał od policjanta tylko pouczenie, a drugi jak wypuścił, sto złotych mandatu musiał zapłacić. Ile on by miał kur oskubanych i wypatroszonych z marketu za te pieniądze? Po co hodować? – ni to stwierdza, ni to pyta klient sklepu, sam kur nie trzyma. – Po tym siedzeniu w ciemności, to kury ślepną. Słyszałem, że u sąsiada dwie kury o płot się zabiły jak je wypuścił. Chodzą po podwórku jak pijane – mówią klienci jeden przez drugiego.
Marian Haniszewski hoduje kilkadziesiąt kur. – To nieprawda, że ślepną czy się zabijają. To jest życie, akurat mógł przyjść koniec na jakąś kurę, tak myślę – mówi mężczyzna. – Najpierw bardzo chciały uciekać. Taką siatkę zrobiłem przy wejściu do kurnika, że jakby parę chciało się wymknąć, to dalej by nie poszły, bo jak uciekły na wybieg, to parę osób trzeba by wtedy żeby je z powrotem zapędzić. Jak już trochę posiedziały zamknięte, to się przyzwyczaiły. Wypuściłem dzisiaj. Zadzwoniłem do sołtysa, a on do starostwa i powiedział, że już można – opowiada pan Marian.