Drobiazgi kultury. Dwa żywioły
Szanowni Państwo, z wielkim smutkiem i przygnębieniem obserwowałam w mediach zdjęcia z powodzi w Wenecji. To zupełnie wyjątkowe miasto, jedyne takie na świecie, w dodatku pełne wspaniałych zabytków. Patrzyliśmy bezsilnie, jak wiele z nich niszczało „na naszych oczach”. Widzieliśmy wodę, która wdarła się do podziemi bazyliki św. Marka i sięgnęła do wysokości 1,2 metra. Wiemy, że uszkodziła ona grobowce w kryptach bazyliki, marmurowe posadzki, malowidła, zalała księgi i dokumenty. Ponieważ jest słona, więc zagraża konstrukcji kolumn, fundamentów, ścian - w kilkudziesięciu kościołach i w wielu zabytkowych budynkach. Zalane zostało 70 procent powierzchni miasta, a straty oceniono wstępnie na ponad miliard euro.
Nie byłam tam obecna fizycznie, ale wyobraźnia podpowiada mi, że tych kilka nawracających wysokich fal uczyniło ogromne, nieodwracalne nieszczęście miastu, zabytkom, ludziom, historii. Przypomniał mi się kwietniowy pożar katedry Notre Dame w Paryżu. Tam również zniszczeniu - choć częściowemu - uległ bezcenny zabytek i symbol francuskiej stolicy.
Patrzyliśmy wówczas, za pośrednictwem zdjęć i filmów, na olbrzymi płomień obejmujący stopniowo cały dach katedry, na walącą się iglicę, na kłęby dymu nad Paryżem. Groźny i przerażający był to widok, ale później dowiedzieliśmy się, iż szkody nie są aż tak wielkie, jak można było myśleć, patrząc na szalejące płomienie.
Dwa straszne żywioły, dwa bezcenne zabytki, świadectwa historii i najwyższej klasy sztuki. Zauważyłam jednak pewną różnicę. A mianowicie w sposobie relacjonowania w mediach zachowań mieszkańców i turystów.
W Paryżu patrzyliśmy na ludzi stojących w tłumie i opłakujących płonący kościół, jednoczących się wspólnym śpiewem, na rozpacz w oczach, rękę zasłaniającą otwarte do krzyku usta. Padały nieco nawet histeryczne komentarze o „końcu pewnej ery”, o „stracie opłakiwanej przez cały świat”.
A w Wenecji - przeciwnie: pokazywano nam rozbawionych wodną przygodą turystów tłumnie spacerujących po drewnianych podestach, brodzących w wodzie w kolorowych plastikowych ochraniaczach na buty. Widzieliśmy roześmiane twarze, wielu ludzi robiących sobie selfie na tle częściowo zatopionej pięknej fasady bazyliki św. Marka. Wielokrotnie też prezentowano nam mężczyznę, który plac św. Marka potraktował jak basen i pływał tam sobie kraulem - taki fun!
Zastanawiam się, czy rzeczywiście tak różne bywają nasze reakcje na dramatyczne wydarzenia, czy tylko tak są nam podawane? I dlaczego.