Drobiazgi kultury. Jak zachowują się kierowcy na drogach Krakowa
Szanowni Państwo, po wielu miesiącach jestem zmuszona wrócić do pewnego tematu. Zmusza mnie złość połączona ze zdziwieniem.
Chodzi mi o zachowania kierowców na niektórych skrzyżowaniach w Krakowie, np. na Alejach u wylotu ulicy Kazimierza Wielkiego czy u wylotu Królewskiej. Zapewne wielu z Państwa w okresie przedświątecznym, kiedy ruch samochodowy był wzmożony, odcierpiało swoje, stojąc w korkach na tych i zapewne też innych wylotowych ulicach.
Czy to w autach, czy w tramwajach. Mnie raz zdarzyło się dojeżdżać Królewską do Alej ponad 20 minut na odcinku nieco ponad stu metrów! Parokrotnie natomiast, wraz z kilkudziesięcioma osobami, długo staliśmy w tramwaju, „przepuszczając” aż trzy zmiany świateł.
Już Państwo wiedzą, o co mi chodzi. O kierowców jadących Alejami i wjeżdżających na skrzyżowanie bez pewności, że zdołają je opuścić. Nie chcę używać w „Dzienniku” słów obraźliwych, choć na takie właśnie zasłużyli. Zwłaszcza że przeważnie nie czynią nic, żeby się przynajmniej choć trochę odsunąć i przepuścić np. tramwaj, lecz siedzą z tępą, zadowoloną miną, udając, że nie widzą nic koło siebie.
No, skoro nie widzą, to nie powinni prowadzić auta, może więc należałoby pozbawić ich prawa jazdy? Kierowcy, którzy tak bezczelnie i bezmyślnie tarasują drogę, przeważnie zresztą nic na tym nie zyskując, dają dowód, że nie znają przepisów kodeksu drogowego, który przecież wyraźnie reguluje tę kwestię.
Trudno, po długim czasie zdałam sobie sprawę z tego, że są oni niereformowalni, że za nic mają kulturę jazdy, że nie zaczną nagle myśleć o innych, którym bardzo utrudniają życie, a którzy nic a nic ich nie obchodzą.
Czyżby więc sprawa była beznadziejna? Absolutnie nie! Jest ona w rękach policji, reagowanie na takie sytuacje to nawet jej obowiązek, choć stróże prawa jakby tego w ogóle nie zauważają - stąd moje zdziwienie. Policja powinna bezwzględnie wysyłać w godzinach szczytu po jednym lub dwóch funkcjonariuszy na te newralgiczne skrzyżowania, aby kontrolowali sytuację.
Zapewne nie zostaliby za to odznaczeni przez premiera, jak ich koledzy, którzy niedawno odzyskali obraz Maksymiliana Gierymskiego, ale z całą pewnością zyskaliby wielką wdzięczność tysięcy obywateli. Może zatem warto?
A poza tym mają nowego szefa, miejmy więc nadzieję, że coś się wreszcie zmieni?