Drobiazgi kultury: Nietypowe danie. "Zjadł wszystkie rozumy”
Szanowni Państwo, czy pamiętają Państwo takie nieco przestarzałe powiedzenie o kimś, że „zjadł wszystkie rozumy”? Sformułowanie bardzo obrazowe. Dzisiaj częściej słyszymy, że ktoś „wie lepiej”, że jest besserwisserem, uważa się za wszechwiedzącego, że jest przemądrzały itp. Ja wracam jednak do tego pierwszego określenia i zaraz wytłumaczę dlaczego.
Otóż rzecz działa się właśnie w trakcie… jedzenia. Podczas pewnej dość uroczystej kolacji nawiązała się rozmowa - niestety! - o polityce. Ponieważ było tam towarzystwo „samych swoich”, czyli zdecydowanych zwolenników jednej strony politycznych sporów, więc po chwili zorientowałam się, że ta rozmowa wcale nie jest rozmową, tylko „pieśnią chóralną”. Wszyscy mówili to samo, w tej samej tonacji, takimi samymi głosami. Basowali jedni drugim. Narzekali na jedną nutę, oskarżali przeciwników na jedną nutę, w podobny sposób głosili też recepty na lepszą przyszłość.
Słuchałam bardzo uważnie. Niektóre z przytaczanych argumentów brzmiały dla mnie przekonująco, z paroma zgadzałam się bez zastrzeżeń, gdyż dotyczyły spraw dobrze mi znanych, ale były też i takie, które wzbudziły moje duże wątpliwości. Odezwałam się więc, chcąc je wyjaśnić. Jak się okazało, był to pomysł bardzo naiwny, by nie rzec: niemądry.
Popatrzono na mnie, jak na jakieś dziwadło, które niczego nie rozumie. A przecież nie może być żadnych wątpliwości, jest tak, jak mówimy, i już. Wszyscy to wiedzą!
No, może nie wszyscy, skoro chociażby ja nie. Brnęłam więc dalej, próbując zrozumieć dlaczego z taką pewnością mówi się o sprawach, które dla wielu, nie tylko dla mnie, wyglądają zupełnie inaczej, niż tutaj się je przedstawia. Jak się Państwo domyślacie, przegrałam. Nikt z obecnych nie miał cienia wątpliwości, chociaż wyraźnie przedstawiałam odwrotne argumenty, podawałam przykłady, przytaczałam konkretne fakty - na nic.
Chodzi mi o to, że nawet jeśli nie miałam racji, jeśli jest ona faktycznie po ich stronie, to jednak spodziewać się mogłam chociażby próby odpowiedzi na moje pytania, chęci wyjaśnienia mi moich wątpliwości, wykazania, w którym miejscu się mylę, czyli po prostu rozmowy, dyskusji, a nie jednogłośnego stwierdzania, że „nie ma o czym mówić”, „wiemy lepiej”, „wszystko jasne”.
Skąd taka pewność siebie, pewność słuszności swojego zdania? - pomyślałam. Skąd brak elementarnej kultury rozmowy? - choć poza tym było tam bardzo elegancko. A może wśród dań na tej kolacji znalazły się także „wszystkie rozumy” i okazały się bardzo smaczne?