Szanowni Państwo, co pewien czas spotykam się z sytuacją, kiedy z ogromnym rozmachem obchodzona jest jakaś okrągła rocznica, jakiś jubileusz.
Odbywa się wielka uroczystość, podczas której mają miejsce liczne przemówienia, odczytywanie listów gratulacyjnych, wręczanie prezentów, ale… organizatorzy zapominają o nieżyjących już twórcach tej organizacji czy instytucji, która właśnie świętuje swoje początki.
Czasem jest też jakaś część artystyczna, a potem wyczekiwany bankiet. Nie żaden symboliczny poczęstunek z tzw. lampką wina, którą wznieść można toast, ale prawdziwa „wyżerka”, przepraszam za słowo.
Odczuwam czasem pewien niesmak (nomen omen), gdyż te uginające się od jadła stoły, rzędy błyszczących srebrem podgrzewaczy, całe baterie napojów, nijak się mają do dającego się tam słyszeć narzekania na brak funduszy ani też do postulowanego myślenia o najuboższych czy do modnego krytykowania konsumpcjonizmu.
Co więcej, na te frykasy rzucają się osoby, które do biednych bynajmniej nie należą, a tutaj robią wrażenie, jakby nie miały „co do garnka włożyć”.
Ale nie o bankiecie chcę z Państwem porozmawiać, lecz przede wszystkim o wspomnianej niepamięci. Żyję na świecie dość długo, więc wiem, że ten lub inny pomysł, taką czy inną inicjatywę zawdzięczamy konkretnym, znanym z nazwiska osobom. Ale wśród autopochwalnych przemówień i samozachwytów nad własną działalnością i dokonaniami nie pada słowo wdzięczności wobec poprzedników, no bo przecież oni… już nie żyją, więc nic im po podziękowaniach.
Co więcej, taka niepamięć utwierdzana jest w okolicznościowych wydawnictwach czy prezentacjach, gdzie ani słowa o tych zasłużonych ludziach.
Zadowoleni z siebie i swoich sukcesów, na (dość niemądrej) zasadzie „brawo my!”, udajemy się więc na bankiet, by tam, z kieliszkiem w ręce, z zatroskaną miną, dzielić się uwagami m.in. na temat upadku dobrych obyczajów, zaniku zasad, końcu moralności itd.
Obserwując takie bezduszne zapominanie o tym, co było i jak było, zafałszowywanie historii i prawdy, coraz częściej myślę z goryczą: „Jak to dobrze, że X czy Y nie dożył takiego potraktowania, takiej niesprawiedliwości”.
Rozmawiałam o tym z pewną panią, która nie podzieliła mojego oburzenia i usprawiedliwiająco rzekła: „No cóż, takie czasy”. Odpowiedziałam: „Nie, proszę pani, tacy ludzie!”.