Szanowni Państwo, ostatnio kilka osób pytało mnie czemu nie piszę o polityce, namawiano mnie do tego twierdząc, że to w niej dzieją się interesujące i ważne rzeczy.
Odpowiadam jednak konsekwentnie, że nie mam zamiaru dokładać swojego głosu do tego chóru obrażania i zachwytów, prawdy i kłamstwa, słowem: propagandy. Zwłaszcza teraz, gdy rozpoczęła się kampania wyborcza, i z dnia na dzień eskaluje swoisty festiwal przekrzykiwania się w podawaniu pseudoinformacji o tym, że „nasi są lepsi”, a „tamci są okropni”.
Czy to są rzeczy interesujące? - według mnie - nie. Gdyż nie można mieć żadnej pewności, iż dana wiadomość jest prawdziwa i niewyrwana z kontekstu, a przecież nie uznamy za interesującą byle „bujdę na resorach” czy brzydką kłótnię paru osób.
A czy są ważne? Ich przekazy medialne - tak. Gdyż to one budują opinię publiczną, co może przełożyć się na głos w wyborach. Oczywiście, jeśli uwierzymy tym zbytnim pochwałom jednych i bezwzględnemu oskarżaniu drugich, czyli damy się omamić cudzym emocjom, ulegniemy manipulacji.
Natomiast nie uważam większości tego, co dzisiaj nazywane jest polityką, za ważne dla istotnych dziedzin naszego życia. W mojej opinii - nie jest to polityka, lecz politykierstwo. Jestem bowiem przywiązana do tradycyjnego, Arystotelesowskiego rozumienia polityki jako sztuki rządzenia państwem dla osiągnięcia celu, jakim jest dobro wspólne. Tymczasem widzę, że wielu obecnych polityków stosuje inną definicję: że jest to sztuka zdobywania władzy, i to wszelkimi, także niegodnymi sposobami.
Jasne, że o zdobycie władzy należy się starać, ale po pierwsze - nie „wszelkimi”, lecz tylko przyzwoitymi metodami. A po drugie - władza dla prawdziwego polityka nie powinna być celem samym w sobie, lecz jedynie środkiem do polepszania wspomnianego „dobra wspólnego”.
W dzisiejszej polityce znajdzie się zapewne wiele osób, którym to dobro leży na sercu i dla których jest ono podstawowo ważną wartością. Ale widzę też dziesiątki „politykierów” o wybujałym ego, przerośniętych ambicjach, którzy przebiegłością, kłamstwem dążą do zniszczenia przeciwnika dla osobistej kariery, a wspólnotę mają za nic.
Dlatego zamiast włączać się w tę polityczną grę swoimi wypowiedziami, poszukuję - wraz z Państwem - wartości trwałych, rzeczy faktycznie ważnych, a te znajduję w kulturze, tej wysokiej, ale i tej na co dzień. To w niej widzę dbałość o dobro wspólne - nasze i przyszłych pokoleń.