Drobiazgi kultury. Wstyd przestał być wartością
Szanowni Państwo, przeczytałam gdzieś takie zdanie: „Kiedyś funkcje życiowe organizmu były prywatną sprawą każdego człowieka, ale dzisiaj to się zmieniło”. Zgadzam się z tym w stu procentach. Rodzi się tylko pytanie: czy to dobrze, czy źle?, czy z czegoś przez to nie rezygnujemy?
Na pewno przesadny purytanizm dawnych czasów, czasów mojego dzieciństwa, nie był godny pochwały - jak każda przesada. Udawanie, że człowiek nie ma pewnych części ciała lub że nie dotyczą go niektóre fizjologiczne czynności - był to rodzaj hipokryzji. Rezultaty bywały opłakane, gdy np. młode dziewczyny „bezwiednie” zachodziły w ciążę, a wiele osób nie zgłaszało się do lekarzy, gdyż nie znało i nie rozumiało swojego ciała - wstydziło się, obawiało.
Jednakże teraz również widzę przesadę, tyle że w drugą stronę. Chodzi m.in. o szczegółowe opowiadanie, i to z ilustracjami, o różnych funkcjach naszych organizmów np. w reklamach telewizyjnych. O te programy i teksty, w których brak umiaru i dyskrecji. Na ulicach, w książkach i czasopismach trwa rewia obnażania, ukazywania otwarcie wszystkiego ze sfery intymnej, używane są nazwy wszelkich organów ciała oraz mówi się bez skrępowania o czynnościach, które bynajmniej nie powinny być na pokaz. Żadnych zahamowań, wręcz epatowanie fizjologią i cielesnością. Zabijana jest cenna intymność, wszystko zamienia się na kwestie techniczne.
Po co? Czy to naprawdę służy edukacji, czy może czemuś innemu? Czasem mam wrażenie, że jest to rodzaj pornografii, także uczuciowej, ekshibicjonizmu nastawionego na szokowanie bardzo prywatnym życiem i robienie wrażenia kosztem samych siebie.
Wstyd przestał być wartością, ktoś nawet stwierdził, że nasze czasy charakteryzuje „kultura bezwstydu”. Godzimy się na rozbieranie naszego życia na czynniki pierwsze, na publiczne ujawnianie najtajniejszych uczuć i doznań. Miliony wpatrują się w ekran telewizora, gdy ktoś opowiada o sobie, bez cienia skrępowania, rzeczy, które u wielu słuchaczy wywołują rumieniec zażenowania, a u niektórych wręcz niesmak.
Niektóre media uparcie lansują modę na tę „niby-otwartość”, namawiają nas do życia w świecie, w którym nic nie jest otoczone tajemnicą, niedopowiedzeniem, skromnością, delikatnością. Wszystko jest wyłożone na wierzch - bez refleksji, bez zastanowienia się, czy kogoś nie razi. Świetnie określa to zdanie mówiące, że autorzy takich działań chcą namówić nas, abyśmy „zamieniali swoją intymność w towar”.
Ale czy wówczas nie tracimy czegoś bardzo cennego, a nawet pięknego?